Dziedziniec Benedykta

Jacek Dziedzina

|

GN 3/2023

publikacja 19.01.2023 00:00

Nie można robić z Benedykta XVI patrona krucjaty przeciwko „zepsutej i zrelatywizowanej Europie”. Zmarły papież może być patronem dialogu z tym światem, który tęskni za prawdą, dobrem i pięknem. To Benedykt XVI był inicjatorem Dziedzińca Pogan, przestrzeni spotkania wierzących z niewierzącymi.

Kard. Joseph Ratzinger w bazylice św. Piotra w czasie Mszy św.  przed konklawe w kwietniu 2005 roku. Kard. Joseph Ratzinger w bazylice św. Piotra w czasie Mszy św. przed konklawe w kwietniu 2005 roku.
Pier Paolo Cito /AP Photo/east news

Na początek dwa cytaty: „Sądzę, że Kościół powinien także dziś otworzyć jakiś rodzaj »dziedzińca pogan«, gdzie ludzie mogliby w pewien sposób »uczepić się« Boga, nie znając Go i zanim odnajdą dostęp do Jego tajemnicy, której służy życie wewnętrzne Kościoła. Do dialogu z innymi religiami powinno się dziś dołączyć szczególnie dialog z tymi, dla których religia jest czymś obcym, którzy nie znają Boga, a którzy mimo wszystko nie chcieliby zostać po prostu bez Boga, lecz pragnęliby się do Niego przybliżyć, choćby jako do Nieznanego”. To Benedykt XVI w przemówieniu do Kurii Rzymskiej z grudnia 2009 roku. I drugi: „Niewierzący, chcecie zapytać wierzących, zwłaszcza wymagając od nich świadectwa życia zgodnego z tym, co wyznają, i odrzucając wszelkie wypaczenia religii, które czyniłyby ją nieludzką. Wierzący, chcielibyście powiedzieć swoim przyjaciołom, że ten skarb, który jest w was, zasługuje na to, by się nim dzielić, na refleksję. Pytanie o Boga nie jest zagrożeniem dla społeczeństwa, nie zagraża życiu ludzkiemu! Pytanie o Boga nie może być nieobecne między wielkimi pytaniami naszych czasów”. To również Benedykt XVI, w przesłaniu do uczestników Dziedzińca Pogan wyświetlonym na dużych ekranach ustawionych w Paryżu przed katedrą Notre Dame i w jej wnętrzu w 2012 roku. Ani słowa o zepsutej Francji, relatywizmie moralnym, żadnego wezwania do krucjaty przeciwko bezbożnej Europie. Czy to na pewno ten Benedykt XVI, którego część środowisk chciałaby obwołać patronem „walki o wartości chrześcijańskie w pogańskim świecie”? I czy to ten sam „pancerny kardynał”, którym inne środowiska straszyły dzieci?

Pojemność Ewangelii

Wielkie postacie mają to do siebie, że przyciągają ludzi o zupełnie odmiennych wrażliwościach. Wielkich ludzi za swoich patronów chcą obrać środowiska dość odległe, jeśli chodzi o stawiane diagnozy, cele i środki do ich osiągnięcia. Cytaty z wypowiedzi wielkich ludzi służą do uzasadniania poglądów, które jeśli się nawzajem nie wykluczają, to stoją często po dwóch różnych stronach sporu o rzeczywistość. Tak było ze św. Janem Pawłem II, tak też jest z Benedyktem XVI. To tylko jeden z dowodów na powszechność Kościoła, również w wymiarze obejmowania całej rzeczywistości. Taka jest też Ewangelia, że odnajdują się w niej ludzie o odmiennej drodze (nie)wiary, że czerpią z niej inspiracje bardzo różne pomysły na kształt społeczeństwa, polityki, życia duchowego. Jest jednak pewna granica tej „dowolności” czy też pojemności Ewangelii i nauczania papieży: posługiwanie się nimi dla usprawiedliwienia działań całkowicie sprzecznych z duchem tych wypowiedzi. Nie da się zatem Ewangelią uzasadnić ani zbrodniczych reżimów komunistycznych, ani kapitalistycznego wyzysku, ani agresji zbrojnej dokonywanej z Bogiem na ustach. Ale nie da się również – schodząc nieco niżej – robić z Ewangelii czy nauczania papieży bicza na tych, których uznaliśmy za obcych ideowo lub którzy sami definiują się w radykalnej opozycji do nas.

Tak trochę jest z myślą, jaką zostawił Kościołowi Benedykt XVI. Jego krytyka relatywizmu, który zdominował świat idei, polityki, ale który zagraża też Kościołowi i przekazowi wiary, niesłusznie została uznana za „podkładkę” do okładania argumentami „wrogów wiary i Kościoła”. Nie, nie ma w myśli Ratzingera żadnej naiwności, taniego sentymentalizmu, irracjonalnej wiary w postęp. Przeciwnie, diagnoza teologa i papieża o intelektualnej i duchowej kondycji świata jest bardzo mocna i jednoznaczna: wyrzucenie Boga jest źródłem wszystkich innych nieszczęść. Tyle tylko, że Benedykt XVI nigdy nie zatrzymywał się na diagnozie, nie zalecał też katolikom kręcenia się wokół niej w celu nabrania przekonania o rzekomej własnej moralnej wyższości i równolegle przekonania o moralnej zgniliźnie „tych innych”. Skąd zatem robienie z Benedykta nieoficjalnego patrona walki z „relatywizmem moralnym Zachodu”? I jak to się ma do jego projektu Dziedzińca Pogan, w którym chodzi o spotkanie z niewierzącymi lub poszukującymi?

Prawda czy zachcianka

Jako „programową” mowę, która miałaby czynić z Benedykta lidera walki z „relatywizmem Zachodu”, uważa się najczęściej homilię podczas Mszy św. przed konklawe w 2005 roku – wygłosił ją jeszcze jako kardynał Ratzinger, później uznano, że właśnie dzięki niej wyszedł z konklawe jako Benedykt XVI. Przyszły papież mówił: „Ileż »powiewów nauki« przyniosły nam ostatnie dziesięciolecia, ileż nurtów ideowych, ileż modnych kierunków myślowych... Były one często niczym wzburzone fale, które popychały myślenie wielu chrześcijan niczym małą łódkę z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizmu, aż po libertynizm; od kolektywizmu po radykalny indywidualizm; od ateizmu do mglistego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu do synkretyzmu i tak dalej. Każdego dnia powstają nowe sekty i urzeczywistnia się to, co mówi św. Paweł na temat »oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu« (Ef 4,14). Wyznawanie jasno określonej wiary, zgodnej z Credo Kościoła, jest często określane jako fundamentalizm. Natomiast relatywizm, to znaczy poddawanie się »każdemu powiewowi nauki«, jawi się jako jedyna postawa godna współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”. Można by powiedzieć: miód na serce wszystkich wojowników o prawdę i zarazem postrach dla wszystkich „relatywistów”. Tyle tylko, że to nie było wypowiedzenie wojny światu i wezwanie do krucjaty.

Daj Mi pić

Diagnozę Ratzingera trzeba czytać w kontekście tego, co uważał on za środki, jakie chrześcijanie powinni podjąć: to najpierw dialog z tymi, którzy nie podzielają naszych przekonań. Nie ma w tym przecież niczego, co byłoby obce Ewangelii, przeciwnie: spotkanie Jezusa z Samarytanką mogło zacząć się od słów: „żyjesz w grzechu” – i pewnie na tym nawracanie kobiety z „relatywizmu moralnego” by się skończyło. Tymczasem Jezus zaczął od prośby: „daj Mi pić”. To otworzyło przestrzeń spotkania, rozmowy i nazwania po imieniu rzeczywistości, w której żyje kobieta. To jest kontekst tego wszystkiego, co stoi u podstaw idei współczesnego Dziedzińca Pogan, który zainicjował Benedykt: to zaproszenie niewierzących do dialogu i do wspólnego poszukiwania prawdy i Boga. Po cytowanym na wstępie przemówieniu z 2009 roku w celu realizacji Dziedzińca Pogan utworzono watykańską fundację o tej samej nazwie. Jej pierwszym przewodniczącym został szef Papieskiej Rady ds. Kultury kard. Gianfranco Ravasi. Mówił on wówczas, że celem organizacji jest „otwarcie na dialog z osobami niewierzącymi, które pragną w jakiś sposób zbliżyć się do Boga”. Zamysłem Benedykta było nawiązanie kontaktu z ateistami i agnostykami, którzy zechcą przyjąć zaproszenie. ­Chodziło też „o więzi z organizacjami ateistycznymi, o studium duchowości niewierzących oraz pogłębienie tematu relacji między religią, społeczeństwem, pokojem a przyrodą”. Kardynał Ravasi tłumaczył: „Przez tę inicjatywę pragniemy dopomóc wszystkim w wyjściu ze zubożonego pojmowania faktu wiary, w zrozumieniu, że teologia ma wartość naukową i status poznawczy. Fundacja pragnie co roku organizować wielkie spotkanie, by podjąć któryś z tych ważnych tematów”.

Bez murów

Sama nazwa nawiązuje do zewnętrznego dziedzińca świątyni jerozolimskiej oddzielonego od reszty kompleksu świątynnego wysokim na półtora metra ogrodzeniem. Niewierzący mogli wchodzić tylko na dziedziniec pogan, tam dyskutowali z Żydami, tam również prowadzono handel. Na dziedzińcu pogan musieli zatrzymać się ci, którzy może nawet poznali judaizm, ale nie stali się pełnoprawnymi wyznawcami (Biblia mówi o poganach „bojących się Boga”), ale także zupełnie nieznający tej religii poganie przybywający do Jerozolimy. Można zatem powiedzieć, że inicjatywa Benedykta była skierowana do niewierzących, którzy pozostają otwarci na poszukiwanie Boga, ale „muszą” pozostać niejako poza Kościołem. Ksiądz Waldemar Chrostowski, biblista, zwrócił kiedyś uwagę na to, że jest jedna ważna różnica: dzisiejsi poganie (choć lepiej mówić o niewierzących, ale często przecież ochrzczonych) nie są już oddzieleni żadnym nieprzekraczalnym murem, bo ten został zburzony przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Dzięki Niemu wszyscy mają dostęp do Ojca, każdy więc ma wstęp również do kościoła jako świątyni. Benedyktowi chodziło jednak o stworzenie takiej przestrzeni, w której niewierzący będą mogli spotkać się z wierzącymi, zanim jeszcze podejmą decyzję (o ile w ogóle to zrobią) o przekroczeniu progu wiary. Efektem tej intuicji Benedykta była cała seria edycji Dziedzińca Pogan, czasami w różnych miastach Europy kilka razu w roku. Paryż, Bukareszt, Sztokholm (telewizja szwedzka transmitowała debaty naukowców i teologów przez ponad 6 godzin!), Palermo na Sycylii, ale również Warszawa czy Kraków. W Polsce przyjęto nazwę Dziedziniec Dialogu, słusznie uznając, że określenie „poganie” odniesione do osób ochrzczonych, choć niewierzących, nie oddaje trafnie ich sytuacji.

Wiara niewierzących

Można powiedzieć, że takie spotkania są jakąś formą preewangelizacji. Chrześcijanie nie udają „niezdecydowanych”, ale deklarują jasno, w co i w Kogo wierzą, a zarazem pokazują niewierzącym obszary, w których można spotkać się niezależnie od wiary czy niewiary. Nie jest to „zmiękczanie” ewangelizacji, tylko tworzenie gruntu do głoszenia Ewangelii. W przywołanym przemówieniu do Kurii Rzymskiej z 2009 roku Benedykt XVI mówił: „Nasuwają mi się słowa z Księgi Izajasza, które Jezus przytacza, mówiąc, że świątynia powinna być domem modlitwy dla wszystkich narodów. Miał On na myśli tzw. dziedziniec pogan, z którego wypędził ludzi interesu, by zrobić wolne miejsce dla pogan, którzy pragnęli modlić się tam do jedynego Boga, choć nie mogli uczestniczyć w tajemnicy, do której sprawowania przeznaczone było wnętrze świątyni. Miejsce modlitwy dla wszystkich narodów: w ten sposób myślano o osobach znających Boga – jeśli tak można powiedzieć – tylko z oddali; o osobach, których nie zadowalali bogowie, obrzędy i mity, pragnęły one bowiem Czystego i Wielkiego, choć Bóg pozostawał dla nich »nieznanym Bogiem« (por. Dz 17,23). Musieli oni mieć możliwość modlenia się do nieznanego Boga, nawiązując jednakże więź z prawdziwym Bogiem, mimo różnego rodzaju ciemności”.

Dobrą ilustracją tego, że intuicja Benedykta okazała się trafna, były słowa filozofa Fabrice’a Hadjadja, który w czasie jednej z edycji Dziedzińca Pogan w Paryżu w ten sposób przedstawił sens prawdziwego dialogu między wierzącymi a niewierzącymi: „Dlaczego się tu dziś zebraliśmy? Aby odbyć sztywną i protokolarną ceremonię, w której każdy odgrywa swoją rolę? Czy dla dyskusji, w której każdy stawia sobie pytanie o Boga?”. Z odpowiedzią na te pytania przyszedł Benedykt XVI w przesłaniu wyemitowanym w Paryżu. Papież mówił, że współczesny człowiek chce opierać się tylko na sobie, jak gdyby żył w budynku bez okien, ale „nawet w takim świecie, zbudowanym samodzielnie, będzie się pić z zasobów Boga”. I dodał: „Musimy ponownie otworzyć okna”, bo „życie ma wartość tylko wtedy, kiedy w nim istnieje Bóg. Byłoby dobrze, gdyby niewierzący żyli tak, jakby Bóg istniał”, w przeciwnym wypadku „świat nie działa”. „W Bogu upadają dzielące mury”. Przecież to czysta ewangelizacja – oparta na dialogu i spotkaniu, a nie na „walce o wartości chrześcijańskie”.

Ziarna prawdy

Gdyby ktoś nadal miał wątpliwości, czy „tak wypada” i czy Benedykt XVI nie przesadzał z otwartością, warto przywołać katechezę Jana Pawła II z audiencji generalnej w sierpniu 1998 roku: „Wszędzie, gdzie istnieją elementy prawdy, dobroci, autentycznego piękna, prawdziwej mądrości, gdzie podejmuje się ofiarne wysiłki, by budować społeczeństwo bardziej ludzkie i zgodne z zamysłem Boga, tam otwarta jest droga zbawienia. Natomiast tam, gdzie mamy do czynienia ze szczerym oczekiwaniem na objawienie się Boga i z nadzieją otwartą na tajemnicę, która zbawia, można wręcz dostrzec ukryte i skuteczne działanie Ducha Bożego, kierującego człowieka na spotkanie z Chrystusem, który jest »drogą i prawdą, i życiem«. Kiedy czytamy zadziwiająco piękne stronice literatury i filozofii lub zachwycamy się jakimś dziełem artystycznym, bądź też słuchamy wzniosłej muzyki, w sposób spontaniczny rozpoznajemy w tych przejawach ludzkiego geniuszu jasny przebłysk Ducha Bożego (…). Perspektywa ta pomoże nam dostrzec głęboką więź łączącą Kościół i świat, powszechne dzieje człowieka i szczególne dzieje zbawienia. Te ostatnie nie są w rzeczywistości dziejami »osobnymi«, lecz w stosunku do pierwszych odgrywają rolę, którą moglibyśmy nazwać »sakramentalną«, a więc stanowią znak i narzędzie jedynego wielkiego daru zbawienia, który ludzkość otrzymała dzięki wcieleniu Słowa i wylaniu Ducha”. To nie jest rozmywanie Ewangelii. To czysta Ewangelia.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.