Warto czerpać z historii

GN 3/2023

publikacja 19.01.2023 00:00

O oczekiwaniach wobec nowego roku, łączeniu aktorstwa i życia rodzinnego oraz pracy nad kolejną rolą mówi Michał Chorosiński.

Warto czerpać z historii roman koszowski /foto gość

Agata Puścikowska: Czy początek nowego roku jest dla Ciebie w jakiś sposób szczególny? Dla wielu ludzi to moment ważny, symboliczny, cezura albo pretekst do podsumowania. Jak jest w Twoim przypadku?

Michał Chorosiński:
Faktycznie, to czas w jakiś sposób skłaniający do refleksji. Mogę z perspektywy spojrzeć na wcześniejsze miesiące, na to, co się udało, co nie wyszło. Chyba warto zadać sobie pytanie, czy miniony rok był dobry… Może lepszy od poprzedniego? Jeżeli tak, to pod jakim względem – duchowym, zawodowym, finansowym. Takie i podobne pytania towarzyszą mi na przełomie grudnia i stycznia.

Nowego roku bardziej się obawiasz czy raczej jesteś zaciekawiony, co się w nim wydarzy?

Patrzę w przyszłość z nadzieją i zaufaniem. Myślę, że nie jest to naiwny optymizm w stylu „jakoś to będzie”, lecz nadzieja płynąca z przeświadczenia, że jest jakiś większy plan w moim życiu: „Układa się w kręgi na wodzie, słoje, stopnie, fałdy, by skonać spokojnie u Twych nieodgadnionych kolan” – cytując Herberta. Natomiast najlepszym sposobem na rozpoczęcie nowego roku jest męski wyjazd z synami w góry.

Co wam to daje?

To czas tylko dla nas na pogłębienie relacji. Czas przygody i męskich spraw. Wspólnota. Nie ma płaczu i marudzenia, nie ma miękkiej gry – bo mama daleko. Chodzimy w góry codziennie, bez względu na pogodę. Chłopcy poznają zasady poruszania się i zachowania w górach w trudnych zimowych warunkach. Szukamy tropów zwierząt. Wieczorem gry, zabawy, rozmowa.

Wróćmy do tematu nowego roku. Naprawdę nie boisz się, co będzie dalej. Ostatnio jak nie pandemia, to wojna za granicą. Sama łapię się na tym, że czekam na kolejny pokaz przykrych „fajerwerków”…

Moje największe obawy dotyczą bezpieczeństwa bliskich, poczynając od kwestii zdrowotnych, ekonomicznych po duchowe. Na drugim miejscu odczuwam niepokój o ojczyznę. Żyjemy w trudnych czasach, w okresie ostrej walki politycznej, manipulacji, walki o wpływy na świecie, przewartościowania – a jesteśmy małym punktem na mapie świata. Czy przetrwamy burzę, która już trwa i przybiera na sile? Czy jako społeczeństwo będziemy potrafili dokonywać mądrych wyborów? To są kwestie, które czasem budzą mój niepokój.

Jak sobie z tym radzisz?

Staram się nie ulegać nastrojom, tylko twardo stąpać po ziemi i bez histerii oceniać rzeczywistość. Mam wrażenie, że oprócz istotnych problemów, które wymagają namysłu i rozwiązania, wiele innych to efekt histerii i manipulacji właśnie. Polska jest polem, na którym walczą różne grupy interesów, lobbyści, obce wywiady. Pewne tematy i problemy zostają wykreowane przez te grupy i wtedy taka zbiorowa histeria może być niebezpieczna. Warto realistycznie patrzeć na rzeczywistość i nie dać się oszukiwać.

Jakiś przykład?

Najprostszy, ale obrazujący, jak to działa: fake news o braku cukru. Oczywiście, widzimy też realne zagrożenia, jak np. wojna, która toczy się u naszych granic. To bardzo poważne i realne zagrożenie, ale ponieważ jako jednostka mam bardzo nikły wpływ na jej przebieg i rezultat, pozostaje trzymać się słów Jana Pawła II: „Nie lękajcie się”.

Czy jako rodzina włączaliście się w pomoc Ukrainie?

Tak, razem z żoną meblowałem i urządzałem mieszkanie, które udostępniliśmy rodzinie ukraińskiej. Od 24 lutego 2022 r. nieustannie wspieram różne akcje i zbiórki. Jako szef teatru zorganizowałem specjalne lekcje teatralne dla ukraińskich dzieci, w czasie których miały okazję poznać teatr od kulis, oglądać fragmenty spektakli przygotowanych specjalnie dla nich.

Mam wrażenie, że zawodowo nabierasz wiatru w żagle. Czy z Chorosińskim jest jak z winem?

Mam nadzieję. (śmiech) Ostatnie kilka lat to dla mnie zawodowo dobry czas, zarówno jeżeli chodzi o film, jak i o teatr. Poczucie satysfakcji daje rzetelnie wykonana robota. W przypadku ról i reżyserii teatralnej radość i zadowolenie daje też wysoka frekwencja, entuzjazm widzów po spektaklu. Poczucie szczególnej satysfakcji przynosi mi inna jeszcze aktywność: od kilku lat tworzę Teatr Klasyki Polskiej. Z grupą przyjaciół i znajomych – wybitnych twórców – założyliśmy teatr, który wypełnia lukę w repertuarach polskich teatrów.

Innymi słowy: gracie pięknie i po polsku. To wystarczy?

Otóż wystarczy, a widz bardzo tego pragnie. Nasza literatura klasyczna i dramat grany z poszanowaniem litery i ducha autora jest chętnie oglądany. Widzowie takiej właśnie sztuki potrzebują. Zrealizowaliśmy już dziewięć przedstawień, które cieszą się znakomitym odbiorem. To daje dużą radość.

Jesteś czynnym aktorem, reżyserem, a jednocześnie tatą sześciorga dzieci, małżonkiem. Jak to pogodzić? Nie brak Ci czasu na… wszystko?

To pewnie rozterka każdego ojca i matki. Czas poświęcony pracy, sprawom zawodowym to czas, który jest w jakiś sposób zabrany bliskim: żonie, dzieciom. Sztuka polega na tym, żeby umiejętnie gospodarować tym czasem. Tworzy to niekiedy napięcie polegające na świadomości, że nie robi się ani jednego, ani drugiego na sto procent. Ale staram się patrzeć na to wszystko realistycznie: całkowite poświęcenie się pracy prędzej czy później musi przynieść opłakane skutki, jeżeli chodzi o relacje rodzinne. Z kolei z pracy nie da się zrezygnować, poświęcając czas tylko rodzinie.

No chyba że się trafi szóstkę w totka.

A zwykle się nawet nie gra. Trzeba więc pracować, ucząc się pewnej harmonii. Co do czasu, który potrzebują dzieci, to wydaje mi się, że bez względu na wiek dziecka nigdy nie jest go dosyć. Oczywiście, z wiekiem dzieci stają się bardziej samodzielne, zatem rodzaj relacji zmienia się z opiekuńczej na przyjacielską. Jedna potrzeba dziecka jest jednak niezmienna bez względu na jego wiek: pragnienie bycia kochanym niezależnie od wszystkiego.

Od stycznia możemy Cię oglądać w serialu o Jagiellonach. Wcielasz się w Witolda. Jak trafiłeś do filmu?

Brałem udział w castingu. Byłem dwukrotnie na przesłuchaniu. Zaowocowało to rolą. Bardzo się z tego ucieszyłem. Myślę, że wygląd w przypadku obrazu ma pewne znaczenie, ale zadecydowały sceny aktorskie na castingu.

Znałeś wcześniej tę postać?

Postać Witolda znana mi była z „Krzyżaków” Sienkiewicza i z „Kroniki” Jana Długosza. Pamiętałem, że z orężem w ręku uczestniczył w bitwie, że był stryjecznym bratem Jagiełły i że jest bohaterem narodowym Litwy. Jednak na potrzeby filmu poszperałem w źródłach historycznych. Przeczytałem książkę prof. Jarosława Nikodema „Witold. Wielki książę litewski”. Ta lektura bardzo pogłębiła moją wiedzę. Mój Witold był pełen temperamentu, odwagi, czasami gwałtowności, a jednocześnie potrafił zachować zimną krew i jak wytrawny polityk rozgrywał kluczowe sprawy dynastyczne i litewskie. Kreując tę postać, chciałem także, żeby miała poczucie humoru. Witold, mimo chropowatości charakteru, potrafił być empatyczny wobec żony, poddanych. Co do nauki płynącej z życiorysu Witolda, mam refleksję, że może istniał jakiś większy plan wobec wspólnych losów Polski i Litwy. Praktycznie wszędzie tam, gdzie istniała współpraca pomiędzy Witoldem i Jagiełłą, sprawy układały się dobrze i dla Polski, i Litwy. Natomiast tam, gdzie Witold starał się realizować partykularne interesy dynastyczne, ponosił klęskę, jak nad Worsklą. Można powiedzieć, że paradoksalnie ta porażka poprowadziła politykę Litwy i Witolda do ściślejszej współpracy z Koroną i Jagiełłą, co zaowocowało piękną historią Rzeczpospolitej Obojga, a właściwie Trojga Narodów.

Podobno na potrzeby filmu przypomniałeś sobie, jak jeździ się konno. Trudno było?

To jest jak z jazdą na rowerze, której się nie zapomina. Jako młody człowiek spędzałem długie godziny w siodle. Skakałem przez przeszkody, uczyłem się ujeżdżać konie. Teraz, po przerwie, trzeba tylko było przyzwyczaić pewne partie mięśni, które są aktywne podczas jazdy konnej.

Tego typu produkcje – seriale historyczne – są przez niektórych wyśmiewane. Inni twierdzą, że to świetny sposób, by zarażać historią, uczyć polskich dziejów. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Nie mam wątpliwości, że tego typu filmy, scenariusze są bardzo potrzebne. Życie pisze najlepsze scenariusze, a historia ma tyle meandrów i nieoczekiwanych zwrotów, że może być niewyczerpanym źródłem inspiracji dla scenarzystów. Historia magistra vitae est – pisał Cyceron i te słowa są zawsze aktualne. Naprawdę historia jest nauczycielką życia, warto ją znać i z niej czerpać. Oprócz aspektu rozrywkowego seriale historyczne mają też duży potencjał edukacyjny. Ale… produkcje historyczne, kostiumowe nie są tanie. Aby je robić z odpowiednim rozmachem – a inaczej nie warto – potrzeba wysokich budżetów. O innych oczywistościach, jak dobry scenariusz, reżyser, operator, obsada, nie warto nawet wspominać.

Masz już skrystalizowane plany na 2023 rok? Czego Ci życzyć?

Chciałbym, żeby ten rok był nie mniej owocny niż ubiegły. Nie będę jednak mówił o planach, bo w moim zawodzie dzieją się nieprzewidywalne rzeczy. Jak mawiał jeden z moich profesorów: „Ile ja miałem w tym roku ról zagrać, to tylko jeden Gajos wie”. Moim wielkim życzeniem jest, żebym zawsze, mimo wielu spraw i zobowiązań, znajdował czas dla rodziny. •

Michał Chorosiński

ur. 1975 w Warszawie. Aktor teatralny i filmowy oraz reżyser. Wystąpił w kilkudziesięciu produkcjach, w tym m.in. w filmie „Ogniem i mieczem”. Szerokiemu odbiorcy znany z roli w serialu „Lombard. Życie pod zastaw”. Prywatnie mąż Dominiki Chorosińskiej, ojciec sześciorga dzieci.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.