Otoczony pleśnią i grzybami

ks. Jan Twardowski

|

GN 11/2007

publikacja 19.03.2007 14:56

Przemijanie to proces dojrzewania do wieczności. Do życia w przyszłym świecie. Jeśli przemijanie traktujemy jak tragedię, to znaczy, że nie jes­teśmy chrześcijanami.

Otoczony pleśnią i grzybami Ks. Jan Twardowski w oknie kapelanii w Warszawie. Agencja Gazeta/Duszenko

Niedawno podeszła do mnie po Mszy jakaś młoda pani, wyraźnie wzruszona. „Jak księdza zobaczyłam, to aż mnie dreszcz przeszedł”. Zapytałem dlaczego. „Wstydzę się powiedzieć”. „Ależ proszę powiedzieć”. „Ja bardzo księdza przepraszam, ale byłam pewna, że ksiądz już dawno nie żyje!”. Jestem już tak stary, że przychodzi do mnie dojrzały ksiądz, którego chrzciłem jako dziecko. Pierwsze ochrzczone dziecko w Żbikowie. Roman Trzciński, teraz wybitny ksiądz, znany kaznodzieja młodzieżowy w kościele pod wezwaniem Świętego Jakuba w Warszawie. Miał prymicję w Żbikowie, skąd pochodzi. Mówiłem kazanie na jego kolejnej Mszy świętej prymicyjnej w kościele Wizytek i mogłem mu powiedzieć: „Mój drogi młody księże, któryś tak wyrósł, tak się wystroił, a którego ochrzciłem w pieluchach dwadzieścia pięć lat temu!”.

Marzeń już nie mam
Starość jest pewną radością. Odchodzą niepotrzebne prag­nienia, namiętności. Moja starość jest spokojna. Młodość jest okresem walki, trudności. W starości ogarnia mnie spokój wewnętrzny. Nieodległe jest poznanie Boga z bliska. „Starość – bo się Boga ogląda już z bliska”. Tęsknię za Panem Bogiem. Tęsknota jest w duszy każdego człowieka. Tęskni się za szczęściem, za miłością. Żeby być szczęśliwym, trzeba umieć kochać i pozwolić się kochać. Najpierw starzeje się ciało, potem umysł, na końcu serce. Marzeń już nie mam. Myślę, jak wytrwać do końca i być wiernym Bogu. Być autentycznym. Być sobą. Wytrwać w postanowieniach. Chciałbym jeszcze coś napisać, ale coraz bardziej nie mam siły. Męczę się, ale staram się spotykać z ludźmi. To mnie ożywia. Gdy nie mam kontaktu z ludźmi, gorzej się czuję. Być komuś potrzebnym – to ważne. Tak mi się wydaje.

Przemijanie to proces dojrzewania do wieczności. Do życia w przyszłym świecie. Trzeba je przyjąć w wierze, nadziei i miłości. Jeśli przemijanie traktujemy jak tragedię, to znaczy, że nie jes­teśmy chrześcijanami. Poza tym nie wiek czyni czło­wieka starym, tylko samopoczucie.

Pięć kropli deszcz ulewa
coś niecoś kawałek kawał
kanonik prałat zawał
(„Stopniowanie”)


Chociaż człowiek na starość straszy ludzi swoim wyglądem, chociaż stawiam nogę jak mogę, jak najszybciej i pomału – od zawału do zawału, to jednak chciałbym naprawdę być pogodny (…).

Sposoby na starość
Zapytano mnie, czy znam sposoby na to, by pogodzić się ze starością. Znam dwa. Pierwszy to jakaś wielka pasja związana z pracą, na przykład nauka albo tworzenie, albo po prostu zajęcie, które nas pochłania. Drugi sposób to zakochanie się. Znałem starego malarza, po osiemdziesiątce, który pod koniec życia bardzo się zakochał. Całkowicie niewinnie, bo przecież o grzechach nie ma tu mowy. To było po prostu wzruszające. Gdy mi się z tego zwierzał, prawie mu za­zdrościłem... Taki czysty wewnętrznie człowiek, wspaniały. Miał zresztą żonę, dzieci, obchodził nawet złote wesele. Do końca żył jednak również tym swoim platonicznym uczuciem. Wzruszał mnie.

Człowiek stary bywa chory i niedołężny, ale sama starość może być dojrzałością do samotności, wielką pogodą, mąd­rością, która promieniuje na zewnątrz. Czy patrzymy kiedy na to, jak starzeją się drzewa? Drzewa nigdy nie słabną. Wyskakują na nich wspaniałe sęki, konary twardnieją. Kora staje się coraz bardziej majestatyczna. Na wierzchołkach pojawiają się zielone liście. Jeżeli w starości przychodzi choroba, która obezwładnia, to człowiek, który żyje duchowym życiem, może ofiarować swoje cierpienie Bogu. Nieraz bardzo bezradna starość ofiarowana Bogu staje się wielką wartością, wielkim bogactwem rzuconym na szalę, równoważącym niejedno zło i grzech na świecie.

Samotność jest potrzebna
Człowiek należy do Pana Boga – nie do siebie. Gdy to zrozumie, jest uratowany od rozpaczy.
Przeświadczenie, że samotność jest nieszczęściem – to groźna choroba naszych czasów. Samotność jest prawdziwą tragedią, jeśli jest bez Boga.
Myślę, że czasem Bóg daje człowiekowi samotność po to, by przemyślał swoje życie, by zbliżył się do Niego. Napisałem kiedyś:

są samotności różne
na ziemi w piekle i w niebie
tak rozmaite że jedna
ta co prowadzi do Ciebie
(z wiersza „Różne samotności”)
Myślę, że potrzebna jest samotność księdza w tym świecie. Dzięki samotności kapłan przybliża się do Boga. Może stać się człowiekiem głębokiej modlitwy (…).


Lepsze jutro było wczoraj
Przybyszewski mówił i pisał o dramacie istnienia. „Cierpię na ból istnienia”. A trzeba mówić o radości istnienia. Radość istnienia, bo człowiek może kochać, żyć. Na wszelki wypadek zacząłem zapisywać powiedzenia w rodzaju: „Jestem jak autobus w remizie”, „Lepsze jutro było wczoraj”, „Nie martw się, jutro będzie gorzej”. Przygotowałem sobie odpowiedzi na troskliwe pytania w rodzaju: „Jak się ksiądz czuje?” – „Lepiej niż w roku przyszłym”, „Lepiej niż jutro”, „Mówią, że dobrze”; „Jak się księdzu żyje?” – „Żyję z przyzwyczajenia”. Podoba mi się powiedzenie: „Wreszcie wylądował w szpitalu”. Szpital to feudalizm – jedno podlega drugiemu. – Proszę się obudzić! – słyszałem. – Dam panu proszek nasenny. Kiedy leżałem na oddziale intensywnej terapii, ktoś mnie zapytał: – Czy ksiądz dobrze spał? Przypomniała mi się czyjaś autentyczna odpowiedź: – Oka nie zmrużyłem! Zamówiona na noc pielęgniarka tak chrapała, że nie mogłem usnąć!

Fragment z książki ks. Jana Twardowskiego „Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie. T. 2: Czas coraz prędszy 1959–2006”, opracowała posłowiem, przypisami, notą edytorską opatrzyła, materiał ilustracyjny wybrała Aleksandra Iwanowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007. Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.