Z drugiego planu do nieba

Marcin Jakimowicz

|

GN 05/2007

publikacja 06.02.2007 11:39

Tryskała energią i humorem. – Nie rób świństw, wierz w Boga, kochaj ludzi – mawiała. Zmarła Krystyna Feldman, wielka polska aktorka.

Z drugiego planu do nieba Pani Krystyna zarażała ludzi uśmiechem East news/PIOTR LISZKIEWICZ

Kręcono „Nikifora”. Dwie aktorki przypadkowo weszły na plan. Jedna szepnęła: patrz, a przecież tego Nikifora miała grać Feldman, a nie jakiś facet. Tymczasem obok nich szła właśnie pani Krysia! Tak zrosła się z graną postacią, że nikt jej nie poznał! Cierpliwie dawała sobie dolepiać zarost czy włosy w uszach. Efekt był zdumiewający. W Krynicy podszedł do niej jakiś zawiany gość i wybełkotał: „Nikifor, dlaczego ja te twoje obrazki wyrzucił, coś ty je malował?”.

– Mam końskie zdrowie – chwaliła się. – Antybiotyków nie brałam nigdy w życiu. Raz miałam grypę. Zresztą nie wiem, czy to naprawdę była grypa, bo tak się zawstydziłam, że mi coś jest, że natychmiast wyzdrowiałam. W szpitalu wylądowała tylko raz, gdy kilka lat temu jakiś jeleniogórski opryszek przewrócił ją i wyrwał torebkę. – Lekarze pytali, jakie zwykle mam ciśnienie. – Nie wiem. – A grupa krwi? – Nie wiem. W końcu pytają, kiedy było ostatnie EKG. A ja: – Nigdy. Patrzyli na mnie jak na wariatkę.

Pobyt w szpitalu pokazał jeszcze jedno: była niesamowicie lubiana. Do szpitala przyjeżdżały tłumy, aktorkę obsypywano kwiatami, bez przerwy dzwoniono. – Wieczorami odbywały się w pokoju imprezy, udawało mi się ukradkiem zapalić papieroska, bo od tego jakoś nie mogę się odzwyczaić – śmiała się.

Przez jeleniogórski wypadek dziwnym trafem zbiegły się losy aktorki i Nikifora, którego wówczas grała. Kręcono końcowe zdjęcia, gdy Nikifor był już schorowanym człowiekiem i chodził o kulach. Lekarz złapał się za głowę: „To dopiero aktorka, która wybiera sobie wypadek do roli”.

Feldman była nazywana bohaterką drugiego planu. Kino trochę jej nie doceniało, bardziej honorowano ją w teatrze, który kochała. Na jej autobiograficzny monodram „I to mi zostało” wyprzedano bilety już na dwa miesiące. Grała siebie. Premiera odbyła się przed miesiącem, a kolejny spektakl zaplanowano na 26 stycznia. Zmarła dwa dni wcześniej.

Urodziła się 1 marca 1920 r. we Lwowie. Była aktorką po mieczu i kądzieli. Jej matka była śpiewaczką operową, ojciec aktorem. Była wychowywana w kulcie marszałka Piłsudskiego. – Moje dzieciństwo? To wielka zielona łąka.

Były osty i pokrzywy, ale przeważały kwiaty piękne i kolorowe – wspominała. Po ukończeniu studium dramatycznego debiutowała na scenie lwowskiej. W czasie wojny była łączniczką AK. Później grała w Katowicach, Łodzi, Szczecinie, Opolu i Krakowie. Od 1983 roku związała się z Teatrem Nowym w Poznaniu. Gdy młodziutka Krysia żaliła się mamie, że musi grać parobków, usłyszała: „Siedź cicho, smarkaczu, i graj, co ci dają”. Później jednak mama uśmiechnęła się: Nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy.
– Jestem wdzięczna Stwórcy, że nigdy nie byłam amantką. Ich słodkie twarzyczki szybko się starzeją i pozostają typowe dzidzie-pierniki – mówiła.

Zagrała ponad 60 ról telewizyjnych i filmowych (m.in. w „Lalce”, „Yesterday”, „Pogrzebie kartofla”, „Pianiście”, „Starej baśni”). Wielką popularność przyniosła jej rola babki Rozalii w serialu „Świat według Kiepskich”. Trochę się na to zżymała: – Z jednej strony jest to denerwujące, a z drugiej robotnicy, gdy mnie zobaczyli, to z rusztowania o mało nie spadli. Jeżeli daję ludziom radość, to bardzo proszę…
Sławę zdobyła dzięki roli w filmie „Mój Nikifor” Krzysztofa Krauzego. Obsypano ją nagrodami. Była to jej pierwsza główna rola. Miała wówczas 84 lata.

Jeszcze ją zobaczymy. W komediowym „Rysiu” Stanisława Tyma, który właśnie wchodzi na ekrany.
Miała cięty język. Kiedyś usłyszała rozmowę dwóch zawistnych koleżanek: „Ta Feldman to ciągle gra i gra. Ciekawe, jak ona to załatwia”. „To proste – odpowiedziała pani Krysia – sypiam ze wszystkimi kierownikami produkcji”. Na korytarzu zapanowała niezręczna cisza. Jak wyglądał jej dzień? Rano biegła na próby. Obiad jadła na mieście („Nikt mnie za Chiny nie zmusi do gotowania! – śmiała się – nie mam nawet lodówki”). O 17.00 była już w garderobie, by przygotować się na wieczorny spektakl.

Chłopakom w poprawczaku zdradzała swoje życiowe motto: Nie rób świństw, wierz w Boga, kochaj ludzi. Zebrani u poznańskich dominikanów wierni słyszeli, jak co niedzielę odczytuje jedno z czytań. Komentując dla „Gościa” Ewangelię, napisała: „Nie szukaj w drugim od razu diabła, nie potępiaj go. Nie mów bliźniemu: »ty szubrawcu, ty masonie, ty żydzie«. Jeśli tak myślisz o ludziach innego pokroju niż ty, to jesteś ślepy od nienawiści”. Krynicki artysta mawiał: „Nikifor był w niebie, Nikifor był w piekle, Nikifor rozmawia ze świętymi”. – Ja też rozmawiam ze świętymi – uśmiechała się. – Lubię wstąpić sobie do kościoła, pomilczeć, posłuchać. Może Pan Bóg coś ciekawego powie? Powie, pani Krysiu! Na pewno.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.