Ofelii, nad brzegiem

ks. Jerzy Szymik, teolog, poeta, profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego

|

GN 05/2007

publikacja 06.02.2007 11:29

Wiosną 2006 roku stałem się jurorem VIII Konkursu Poetyckiego im. Adama Mickiewicza (organizator: III LO – Katowice).

Ofelii, nad brzegiem Sir John Everett Millais, Ofelia (fragment), 1851–1852, 76×112 cm, olej na płótnie, Tate Gallery, Londyn

Zaczęły do mnie docierać wiersze polskich nastolatków z Jaworzna, Częstochowy, Rybnika, Katowic, Dąbrowy Górniczej, Tychów, Sosnowca, Pszczyny… Ciekawa lektura, wielka radość, spory pożytek (dla mnie, ufam).

Pierwszą nagrodę przyznaliśmy Magdalenie Rechul. Napisała trzy modlitwy poetyckie. Myślę, że są one z tych modlitw, które Bóg szczególnie lubi: szczere, dotyczące istoty sprawy między Bogiem a człowiekiem. Najważniejszy z jej trzech wierszy przesłanych na konkurs nosił tytuł „Ofelia nad brzegiem”, i przepisuję go w całości, z drżeniem:

a jeśli po wodzie nie będzie pływał
nawet cień brzytwy?
będę mogła zamiast niej chwycić się
twojego imienia?
i nie będzie ci przeszkadzało
że nie złożyłam rąk?
a jeśli nie będę mogła skupić się
nabożnie
wysłuchasz?

nawet w ostatniej chwili?

a jeśli jednak postanowię umrzeć
pozwolisz?


Och, znam ten typ młodych kobiet, nadwrażliwych, myślących w ten sposób. Po dwudziestu latach akademickiej pracy (w Polsce, zwłaszcza w Polsce!) zjawisko nie jest trudne do namierzenia. Ale jest jednak w tym wierszu coś jeszcze, niezwyczajnego: jakiś naddatek ufności, tupetu i pokory zarazem, wszystkiego po trochu, prawda? Jakaś czułość, szczerość, twardość… Skąd dziewczyna przed maturą wie, że w życiu bywa tak, iż nawet cień brzytwy nie pływa w naszych wodach?

W każdym razie wstęp do wyboru konkursowych wierszy zakończyłem takimi oto trzema zdaniami: „Ofelio, nad brzegiem: możesz chwycić Jego imię zamiast brzytwy, jesteś wolna. Nie będzie Mu przeszkadzało, że nie masz złożonych rąk; wysłucha cię nawet w ostatniej chwili. Ale nie pozwoli ci umrzeć”. Taki jest nasz Bóg, jak wierzę.

Bo jest wszechmocną miłością, jak wiesz. Gdyby był tylko miłością, nie mógłby zdziałać zbyt wiele. Wiesz sama, przecież, jak słaba bywa miłość… Gdyby był jedynie wszechmocny, mógłby być okrutny… Ale skoro jest wszechmocną miłością – może naprawdę wiele, więcej znacznie niż człowiek… Sama pisałaś w innym wierszu, pod jakże znamiennym tytułem („Do Boga, który jest miłością”):

zatopiłam zęby
w wielkomiejskiej neonowej
poświacie
rozgryzłam dokładnie
każdą z poszarzałych stacji
metra

nie poczułam Twojego smaku

w ulicznym kurzu
pożółkłym ogryzku
kałuży

nie poczułam miłości

w chodnikowych płytach
wczorajszym dzienniku
gdziekolwiek

trzaskały tylko drzwi
bagaże odnajdywały właścicieli
ludzie coraz śpieszniej spuszczali
wzrok
mijając bezdomnych

widziałeś?


Magdo: z tego, co o Nim wiem (z Ewangelii) – widział wielkomiejskie wszystko. Nie liczy na nasz nadpsuty smak, gustuje w tym, co małe (w ogryzkach), jest bliżej nas, niż myślimy, niż czujemy i niż przeczuwamy. Jest miłością głębszą niż metro, niż szarość, niż wszystkich nas bezdomność nasza. Magdo: miłość Boga nie chroni nas przed każdym cierpieniem, ale chroni w każdym. Również Twój trzeci wiersz zgłoszony na konkurs jest mądry i szczery. Zgadzam się: Bóg jest pokorny, prawdziwy. Pozwala skromnie (jak na Stwórcę i Zbawiciela przystało) sprawdzać swoje istnienie. Liczy w tym na naszą inteligencję i pokorę. Które, w gruncie rzeczy, są tym samym. Twój wiersz („O istnieniu (nie)obiektywnym”) cytuję z przyjemnością, na koniec:

jak metafizyczna groszówka
trzymana w kieszeni
na szczęście
namacalny
tylko nieznacznie
pozwalasz mi czasem
przebiec nieufnym placem
po krawędzi
swojej boskości
sprawdzając na ile
istniejesz –

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.