Detektyw Pana Boga

Edward Kabiesz

|

GN 29/2006

publikacja 13.07.2006 21:58

Matteo Bondini inaczej niż inni telewizyjni detektywi nie nosi broni, nie używa też przemocy. I bez tego rozwiąże każdą kryminalną zagadkę. Jest księdzem, godnym następcą księdza Browna z opowiadań G.K. Chestertona.

Detektyw Pana Boga Rower jest ulubionym środkiem lokomocji księdza Don Mateo. EAST NEWS/MONDADORI

W literaturze znaleźć można mnóstwo, mniej lub bardziej udanych, postaci detektywów w sutannach lub habitach. Galeria telewizyjnych duchownych detektywów nie jest aż tak liczna. Niegdyś popularność zyskał amerykański serial „Detektyw w sutannie”, produkowany na przełomie lat 80. i 90., ale swoistym fenomenem jest sympatia, jaką cieszy się we Włoszech i w całej Europie serial „Don Matteo”. Wcześniejsze odcinki pokazuje obecnie Telewizja Puls, a telewizja publiczna kończy prezentację czwartej serii. Na początku tego roku na mały ekran we Włoszech trafiła piąta, być może nieostatnia, seria przypadków księdza Matteo. Prawdopodobnie również i ona wkrótce trafi do Polski.

Św. Franciszek, wilk i filmowcy
Wszystko zaczęło się w Gubbio, średniowiecznym włoskim miasteczku, leżącym około 40 km od Asyżu, gdzie od roku 1998 powstają zdjęcia do serialu „Don Matteo”. Z Gubbio związana jest historia o krwiożerczym wilku, który dzięki św. Franciszkowi z Asyżu stał się łagodny jak baranek. To obecnie chyba najlepiej znane polskim telewidzom włoskie miasteczko. Jego rynek, ulice, kościół i komenda karabinierów stały się tłem wszystkich nakręconych do tej pory odcinków serialu. Zasługą realizatorów jest umiejętne wykorzystanie w filmowej fabule autentycznych walorów miasta, obfitującego w zabytki, które, podobnie jak odtwórca tytułowej roli, stało się gwiazdą serialu. „Don Matteo” wykreował nowy rodzaj telewizyjnej turystyki. Do miasta tłumnie zaczęli przybywać fani serialu z całych Włoch, by zdobyć autograf występujących w nim aktorów i na własne oczy zobaczyć realizację kolejnych scen. A dla mieszkańców miasta czymś zwyczajnym stał się już widok jadącego na rowerze krętymi uliczkami przebranego w sutannę Terence’a Hilla, za którym podążają wydający polecenia reżyser i filmowa ekipa.

Z siodła na plebanię
Prócz scenariusza o sukcesie serialu decyduje zwykle trafiona obsada głównej roli. Producenci filmu zaryzykowali i rolę tytułową zaproponowali 60-letniemu wtedy Terence’owi Hillowi, najsłynniejszemu gwiazdorowi produkowanych kiedyś masowo we Włoszech spaghetti-westernów. Hill cieszył się we Włoszech popularnością równą amerykańskiemu gwiazdorowi. Zresztą sam po ślubie z Amerykanką zamieszkał w USA. W 1990 roku rodzina przeżyła wielką tragedię, kiedy w wypadku motocyklowym zginął ich 16-letni syn.

Wbrew z angielska brzmiącemu nazwisku aktor pochodzi z włosko-niemieckiej rodziny i naprawdę nazywa się Mario Girotti. W filmach zaczął występować w wieku 12 lat, zagrał w wielu, ale zwrócił na siebie uwagę drugoplanową rolą w „Lamparcie” Viscontiego. Sukces sprawił, że rzucił uniwersyteckie studia i całkowicie poświęcił się aktorstwu. Westernowa kariera Hilla zaczęła się od występów w adaptacjach powieści Karola Maya, realizowanych przez niemieckich producentów. Stamtąd pod koniec lat 60. przeniósł się na plan włoskich westernów, najczęściej o charakterze komediowym. Wraz z Budem Spencerem stworzyli parę zabijaków z Dzikiego Zachodu. Nie były to produkcje wysokiego lotu, ale cieszyły się sympatią włoskiej publiczności. W 1984 roku zrealizował remake filmu „Don Camillo”, opartego na powieści Giovanni Guareschiego, występując w podwójnej roli – reżysera i odtwórcy postaci tytułowej. Propozycję producentów serialu Don Matteo przyjął od razu i, jak się okazało, była to decyzja korzystna dla obu stron.

Powrót Don Matteo
Zanim telewizyjny ks. Matteo Bondini został proboszczem w Gubbio, swoim rodzinnym miasteczku, gdzie w młodości odkrył religijne powołanie, przez lata był misjonarzem. Sprawował nawet funkcję kapelana skazanych na śmierć w południowo-amerykańskim więzieniu. Do Gubbio powrócił na prośbę swojego biskupa, który mimo pozornej surowości zawsze staje w obronie księdza, kiedy ten popada w tarapaty.
Chociaż w każdym z odcinków mamy do czynienia z kryminalną intrygą, to nie ona jest w filmie najważniejsza.

I nie ona zdecydowała o sukcesie. Równie ważne, a może ważniejsze, jest znakomite oddanie na ekranie specyficznego klimatu małego spokojnego miasteczka na prowincji. Wszyscy się tu znają, ciężko pracują, ale potrafią też dobrze się bawić. W razie potrzeby mogą liczyć na wsparcie sąsiadów. Miasto nie boryka się jeszcze z problemami charakterystycznymi dla wielkich metropolii. Zarówno postaci pierwszo-, jak i drugoplanowe przedstawione są ciepło, nie brakuje też scen i dialogów pełnych humoru. Jednak i tu, jak w każdej społeczności, zdarzają się przestępstwa, a nawet zbrodnie. Wtedy do akcji wkracza Don Matteo.

Następca księdza Browna
Don Matteo fizycznie zupełnie nie przypomina księdza Browna, o którym Chesterton pisał: „niski, krępy duchowny robił wrażenie osobnika pod każdym względem pospolitego”. Odnosimy wrażenie, że sport nie jest dla ks. Matteo czymś zupełnie obcym. Świadczy o tym jego wyprostowana sylwetka i dynamiczny sposób poruszania się. Natomiast obie postaci łączy sposób podejścia do przestępstw i tych, którzy je popełniają. Obaj pomagają bezradnej czasem policji w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek, ale nie chodzi im tylko o wykrycie zbrodniarza i jego ukaranie. Dla ks. Matteo równie ważne jest wzbudzenie w przestępcy świadomości zła, którego się dopuścił, powstrzymanie przed kolejnym i, jeżeli to możliwe, zadośćuczynienie wyrządzonej krzywdzie. Przekonanie go, że w najbardziej dramatycznej sytuacji jedyną właściwą drogą dla człowieka jest wybór tej dobrej. Ksiądz Mirosław Janiak, który pełni posługę duszpasterską na Sycylii i od czasu do czasu oglądał „Don Mattea”, w tym nieznane jeszcze w Polsce odcinki piątej serii, jest pełen uznania dla jego twórców. „Zagrały w nim rzeczywiście gwiazdy włoskiego kina. W tym serialu, który tu bił rekordy popularności, jest naprawdę dobro. Mówi się w nim bezpośrednio o spowiedzi, Bogu i Eucharystii”.

Chesterton był pierwszy
G.K. Chesterton był twórcą „katolickiego kryminału”. Jako pierwszy wprowadził w obieg literacki postać księdza detektywa. Napisał 53 opowiadania o księdzu Brownie, który potrafił przeniknąć dusze przestępców i nie tylko wyjaśnić zbrodnię, ale i do niej nie dopuścić. Kilkakrotnie postać księdza Browna pojawiła się w filmach kinowych i serialach telewizyjnych.

Do chwili obecnej postać duchownego detektywa, i to różnych wyznań, znalazła licznych kontynuatorów. Warto dodać, że ojciec Dowling z amerykańskiego serialu „Detektyw w sutannie” jako pierwszy pojawił się na kartach powieści Ralpha McInerny’ego, znanego amerykańskiego katolickiego filozofa i naukowca, autora wielu publikacji na temat św. Tomasza z Akwinu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.