Księga poezji najnowszej

Szymon Babuchowski

|

GN 25/2006

publikacja 14.06.2006 13:12

Poeci debiutujący w ciągu ostatnich trzydziestu lat żyli w cieniu starych mistrzów: Miłosza, Herberta, Różewicza i innych. Antologia Tadeusza Dąbrowskiego pokazuje, że głos młodych twórców jest równie ważny w literackiej symfonii.

Księga poezji najnowszej

Choć nie mamy w „Gościu” stałej rubryki z poezją, każdego tygodnia do naszej redakcji napływają nowe wiersze. Czasem są to zapisy religijnych uniesień, czasem – miłosnych rozczarowań, nie brak też wierszowanych reakcji na bieżące wydarzenia polityczne. Polacy piszą dużo, można nawet powiedzieć, że za dużo, bo za liryczną duszą i dobrymi chęciami nie zawsze stoi warsztat i przygotowanie lekturowe. Dobrze więc, że ukazują się antologie, które pokazują, co ważnego dzieje się we współczesnej liryce. Mogą one być pomocne nie tylko dla osób specjalizujących się w tej dziedzinie sztuki, ale także dla zwykłych czytelników, którzy dopiero zaczynają zgłębiać meandry poetyckiego świata i nie zawsze wiedzą, po który tomik sięgnąć, by zakosztować przyjemności obcowania z dobrą literaturą.

Nakładem wydawnictwa „Słowo/Obraz Terytoria” ukazała się właśnie antologia „Poza słowa”. Ta potężna księga, licząca 640 stron, gromadzi wiersze poetów, których debiut książkowy przypadł na lata 1976–2006. Publikację opracował Tadeusz Dąbrowski – jeden z najciekawszych autorów młodego pokolenia. Wartość antologii jest nie do przecenienia. Stanowi ona bowiem pierwszą próbę całościowego spojrzenia na najciekawsze zjawiska, które pojawiły się w naszej poezji na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat.

Wypełnić czarną dziurę
Obszerny wybór tekstów krytycznych, stanowiący uzupełnienie antologii Tadeusza Dąbrowskiego, dzieli ostatnie trzydziestolecie na trzy okresy: lata 1976–1989, 1989–1994 i po roku 1994. Pierwszy z nich – jako najdłuższy – reprezentowany jest w książce największą liczbą utworów. I być może jest to jeden z największych walorów tej publikacji. Do tej pory mówiło się bowiem często o „czarnej dziurze lat osiemdziesiątych”, przedstawiało się ten czas jako epokę wtórności, nudy i grafomanii. Dąbrowski stara się zweryfikować ten sąd: „(…) najzwyczajniej nie mogłem uwierzyć, że po Nowej Fali długo nic się nie działo i dopiero wraz z »bruLionem« i przełomem roku 1989 pojawili się sami geniusze” – pisze we wstępie.

Prof. Marian Stala przypomina w posłowiu, że radomskie wydarzenia 1976 roku przyczyniły się do zakazu druku utworów niepokornych pisarzy, a wraz z powstaniem KOR-u zaczął funkcjonować niezależny obieg wydawniczy. Podział krajowej literatury na „oficjalną” i „podziemną” niewątpliwie utrudnia opisanie tego czasu, niemniej jednak Dąbrowski z tego zadania wychodzi obronną ręką. Autor zadał sobie ogromny trud dotarcia do – jak pisze – ponad tysiąca książek poetyckich i dzięki temu ukazany przez niego obraz polskiej poezji ostatnich trzydziestu lat można uznać za reprezentatywny. Również na tym odcinku, który do tej pory zbadany został w najmniejszym stopniu. Dąbrowski częściowo potwierdza dotychczasowe ustalenia krytyków, pisząc, że autorzy, którzy przyszli po Nowej Fali i wchodzili z nią w polemiczny dialog (nazywani Nowymi Rocznikami czy też Nową Prywatnością), tworzyli pokolenie „słabe”, od samego początku mało wyraziste. Autor zaznacza jednak, że „słabość pokolenia w żadnym razie nie wyklucza poetyckiej siły części jego reprezentantów”. Możemy się o tym przekonać, czytając zawarte w antologii wiersze Jana Polkowskiego, Bro- nisława Maja czy Antoniego Pawlaka.

Przełom roku 1989?
Poeci, którzy debiutowali zaraz po 1989 roku, mieli nieco więcej szczęścia. I znów niemała w tym rola krytyki, która przełom historyczny chciała koniecznie wiązać z przełomem literackim. Osła- wiony wiersz „Dla Jana Polkowskiego” autorstwa Marcina Świetlickiego (napisany zre- sztą w 1988 roku), odcinający się od poezji zaangażowanej politycznie i zbyt łatwo szermującej narodowymi czy religijnymi symbolami, został wręcz uznany za manifest pokolenia „bruLionu”. Faktem jest jednak, że ów „przełom” przyniósł naszej liryce osobowości niezwykle wyraziste, jak wspomniany już Świetlicki czy Jacek Podsiadło (który debiutował nieco wcześniej, ale szerszej publiczności dał się poznać właśnie po 1989 roku).

Z drugiej strony pojawiają się twórcy, których poetyka przeciwstawia się dominującym nurtom; autorzy czerpiący obficie z tradycji literackiej, niebojący się bardziej regularnych form wiersza. W ich wierszach dostrzec można również większe zainteresowanie tematyką religijną. Ów nowy klasycyzm będzie miał bardzo różne oblicza: Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki chętnie sięga do tradycji barokowej, Anna Piwkowska – do poezji rosyjskiej, a Krzysztof Koehler miłość do Mickiewicza łączy z awangardowym podejściem do wersyfikacji. Najbardziej typowym przedstawicielem nurtu klasycznego jest Wojciech Wencel, który u początku swej poetyckiej drogi deklarował, że nie wyobraża sobie własnych wierszy jako tekstów pozbawionych rymu i rytmu.

Sytuację poetów debiutujących w ostatnich latach Dąbrowski ocenia jako trudniejszą od tej, która panowała wkrótce po 1989 roku. Zauważa, że dziś znów można dostrzec brak „koniunktury na poezję”, a cenzurę polityczną zastąpiła „cenzura medialna, działająca wedle prawa zysku i z tego powodu eliminująca wszelkie zjawiska elitarne i wysokoartystyczne”. Próby przeciwstawienia się temu stanowi rzeczy prowadzą często do sytuacji, w której reklama czy autoreklama staje się ważniejsza od rzeczywistej wartości dzieła.
Można się zastanawiać, czy autor nie traktuje zbyt surowo poezji swoich rówieśników. Okres po 1994 roku, choć wcale nie najkrótszy, zajmuje w jego antologii najmniej miejsca. Sam chętnie upomniałbym się o wiersze Marcina Cieleckiego czy Wojciecha Giedrysa. Z drugiej jednak strony rozumiem, że antologiście potrzebny jest dystans. Z perspektywy czasu wiele hierarchii artystycznych ulega przecież przewartościowaniu.

Wiersz to nie rebus
Czy antologia Tadeusza Dąbrowskiego zmieni nasze spojrzenie na współczesną lirykę polską? Przypomnijmy, że poeci debiutujący w ciągu ostatnich trzydziestu lat nieustannie żyli w cieniu starych mistrzów, którzy – zgodnie z założeniem publikacji – w książce pojawić się nie mogli. Marian Stala w posłowiu wymienia nazwiska niektórych z nich: Czesław Miłosz, Tadeusz Różewicz, Miron Białoszewski, Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert, Julia Hartwig, Tadeusz Nowak, Jarosław Marek Rymkiewicz. I nieco młodsi: Ryszard Krynicki, Stanisław Barańczak, Adam Zagajewski, Ewa Lipska… Stala – jeden z najbardziej wnikliwych badaczy współczesnej poezji – twierdzi, że „długotrwała dominacja przywołanego kręgu twórców jest najważniejszym, najbardziej zastanawiającym i wciąż czekającym na pełne wyjaśnienie faktem polskiej poezji drugiej połowy XX wieku”. Trudno się z nim nie zgodzić, źle by się jednak stało, gdyby postaci te przesłoniły nam nowe, wartościowe zjawiska, ciągle rodzące się w naszej literaturze. Właśnie dlatego antologia „Poza słowa” jest tak potrzebna.

Cenne jest to, że Dąbrowski prezentuje poetów z bardzo różnych nurtów i środowisk literackich. Ważniejsze jest bowiem dla niego inne kryterium, zasygnalizowane w tytule antologii: „Poza słowa”. Autor wyboru walczy „z tymi zapędami współczesnego wierszopisarstwa, które czynią z tekstu poetyckiego przedmiot użytkowy, grę towarzyską, zabawkę, krzyżówkę bez hasła, rebus”. Wiersz musi mówić coś ważnego o świecie, odkrywać przed nami jakąś prawdę, odsyłać nas do rzeczywistości, która istnieje nie tylko na papierze. Dzięki obraniu takiego kryterium, trudno już będzie – jak sądzę – dyskutować o współczesnej poezji polskiej bez odwołania do antologii Tadeusza Dąbrowskiego.

Poza słowa. Antologia wierszy 1976–2006, red. Tadeusz Dąbrowski, „Słowo/Obraz Terytoria”, Gdańsk 2006, ss. 640.

Debiuty 30-lecia

Jan Polkowski
– ur. 1953, poeta, dziennikarz, rzecznik prasowy w rządzie Jana Olszewskiego. Założyciel i redaktor wielu pism i wydawnictw podziemnych. Debiutował w 1980 r. tomem „To nie jest poezja”.

Za trzydzieści lat, za parę miesięcy, za godzinę,
ktoś będzie czytał nasze wiersze – otworzy
pachnącą farbą książkę, zegnie płachtę czasopisma,
ukradkiem wyciągnie samizdat.
W jakiejś chwili, w jakimś kraju, ktoś odkopie
nasze zetlałe oddechy,
jak ja, gdy w chwili spokojnej czytam wiersze
pewnego Żyda żyjącego w Polsce
w latach 1921–1943.

Translated from Polish

Marcin Świetlicki – ur. 1961, poeta, prozaik, czołowy przedstawiciel pokolenia „bruLionu”, wokalista zespołu Świetliki. Debiutował w 1992 r. tomem „Zimne kraje”.

Kierowca nocnej ciężarówki
na kierownicy ma litery
gorącej prośby: BOŻE PROWADŹ STASIA!
Cała kabina jest małą kapliczką.
Wysiadam w szczerym polu czarnych ulic
maleńkiego miasteczka i mylę kierunki,
klnę bezgłośnie. A chodnik jest ruchomą krą.
Kierowca nocnej ciężarówki

Wojciech Wencel – ur. 1972, poeta, krytyk literacki, publicysta. Przedstawiciel nurtu klasycznego we współczesnej poezji. Debiutował w 1995 r. tomem „Wiersze”.

Widok na parafię przez biały krzyż okna
spójrz jak się rozjaśnia potężny krajobraz
i z pochyłym niebem wiążą go powrozy
drzew (minęła zima w trawie się położył
sznur wędrownych kości) pamiątka z Matarni:
zbliża się do dzwonów ministrant ofiarny
i ksiądz który pieśnią dzień Pański zaczyna
niesie do zakrystii swój mszał i naczynia
tonąc w morzu barwnych choć przegniłych liści
ład albo niepokój ocala nas wszystkich
powiedz skąd się bierze ta reguła wieczna:
dreszcz mieszka w katedrze prawda w Rzymie mieszka
*** (Widok na parafię…)

Cytowane wiersze pochodzą z antologii „Poza słowa”.

Obwolutę antologii (powyżej prezentujemy jej niewielki skrawek) zdobi fragment pracy „Od Syberii do Cyberii” autorstwa Zofii Kulik. Autorka przez wiele lat fotografowała sceny z wybranych programów bezpośrednio z ekranu telewizora, a następnie połączyła maleńkie fotografie w obraz o wymiarach: 21 m x 2,4 m

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.