W poszukiwaniu Boga

Edward Kabiesz

|

GN 2/2023

publikacja 12.01.2023 00:00

Kino Terrence’a Malicka ma wyraźnie chrześcijańskie przesłanie.

„Podróż w czasie”, nad którym Malick pracował prawie 30 lat, to wspaniała poetycka symfonia obrazów. „Podróż w czasie”, nad którym Malick pracował prawie 30 lat, to wspaniała poetycka symfonia obrazów.
materiały prasowe

Film „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga powszechnie uważany jest za przełomową produkcję w swoim gatunku ze względu na niezwykłe połączenie realizmu i patosu, niesamowitą jak na owe czasy pracę kamery i wiarygodną scenografię. Miał premierę w lipcu 1998 roku, a niejako w jego cieniu pół roku później na ekrany wszedł film Terrence’a Malicka „Cienka czerwona linia”. Dzieło Spielberga stało się kinowym hitem, zostało nagrodzone pięcioma Oscarami. Nie mam wątpliwości, że zasłużenie. Jednak film Malicka również zasługiwał i zasługuje na uwagę, bo w gatunku kina wojennego był obrazem równie nowatorskim. Nie koncentrował się na samej akcji, chociaż nie brakuje tu znakomicie zrealizowanych scen batalistycznych, ale reżysera bardziej interesują wewnętrzne, duchowe przeżycia bohaterów. Duchowe, bo kino Malicka, poczynając od „Cienkiej czerwonej linii”, ma wyraźnie chrześcijańskie przesłanie. Jeden z krytyków nazwał jego filmy swoistą „filmową liturgią”. Chociaż Malick pracuje w Hollywood, jest twórcą kompletnie niezależnym. I tajemniczym – rzadko udziela wywiadów, unika też publicznych wystąpień.

Podróż w przeszłość

Zanim został reżyserem, studiował filozofię na Harvardzie i Oxfordzie, później pracował jako nauczyciel filozofii, przez jakiś czas zajmował się dziennikarstwem. Echa filozoficznych zainteresowań Malicka znajdziemy zresztą w jego twórczości filmowej. W fabule zadebiutował i zwrócił na siebie uwagę opartym na faktach filmie „Badlands” z 1973 roku. Międzynarodowe uznanie przyniosły mu pięć lat później „Niebiańskie dni”, wyróżnione nagrodą za najlepszą reżyserię na festiwalu filmowym w Cannes. Później Malick jakby zapadł się pod ziemię, zniknąwszy na prawie 20 lat z filmowego horyzontu. Wiele lat później okazało się, że mieszkał w Paryżu, gdzie napisał kilka scenariuszy.

„Cienką czerwoną linię” można nazwać drugim debiutem reżysera, zapowiada bowiem przełom w jego twórczości. Akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej, a bohaterami są amerykańscy żołnierze, którzy mają za zadanie zdobyć mocno bronione przez Japończyków wzgórze na wyspie Guadalcanal. Film nie ma jednego bohatera, reżyser oddaje głos kilku żołnierzom jednostki, a charakterystyczna dla twórczości Malicka narracja zza kadru niby strumień świadomości oddaje wewnętrzne przeżycia bohaterów. Są to monologi na temat Boga, natury dobra i zła, miłości, bólu, strachu przed śmiercią i kondycji człowieka w świecie skażonym przez zło, jakim jest wojna. To właściwie opowieść o utraconym raju, do którego tęsknimy i chcielibyśmy powrócić. Takie podejście do tematu wyróżnia dramat Malicka spośród wszystkich innych dotychczas nakręconych filmów wojennych. Wśród wielu bohaterów z pewnością uwagę zwraca charyzmatyczna postać szeregowca Witta, który składa siebie w ofierze, by chronić żołnierzy swojego oddziału. Co ciekawe, w tej roli wystąpił Jim Caviezel, który sześć lat później w „Pasji” Mela Gibsona zagrał Chrystusa. Walorem filmu, który otrzymał sześć nominacji do Oscara, ale przegrał z „Szeregowcem ­Ryanem” Spielberga, jest także perfekcyjnie zrealizowana strona wizualna i dźwiękowa.

W 2005 roku Malick sięgnął daleko w przeszłość, tworząc „Podróż do Nowej Ziemi”. Bazująca luźno na faktach kostiumowa opowieść o zderzeniu, a właściwie odkrywaniu przez jej bohaterów dwóch różnych kultur, to także piękna historia miłosna, którą można potraktować jako metaforę. Pocahontas, młodziutka córka indiańskiego wodza, zakochuje się w Johnie Smicie, jednym z kolonistów zakładających w 1607 roku pierwszą angielską osadę w Jamestown. Postać dziewczyny stanowi metaforę wszystkiego, co czyste, dziewicze i niewinne, a ona sama staje w obliczu konfliktów i decyzji, które wkrótce podzielą kolonistów i Indian. Film przedstawia również autentyczną historię nawrócenia i chrztu Pocahontas. Jakie były motywy jej decyzji? Tę kwestię obraz pozostawia otwartą, bo w końcu bohaterka była świadkiem brutalnych działań kolonistów. Być może sprawiła to postać Rolfa, prawdziwego chrześcijanina, którego poślubiła.

Na przekór ciemności

„Cienka czerwona linia” i nakręcone w 2011 roku „Drzewo życia” to najwybitniejsze jak dotychczas dzieła reżysera. To ostatnie, w którym znajdziemy wiele elementów autobiograficznych, jest najlepszym dowodem, że określenie „filmowa liturgia” nie jest nadużyciem. Wychodząc od opowieści o rodzinie z amerykańskiego Środkowego Zachodu, reżyser stworzył niezwykłą, sugestywną, opartą na wspaniale fotografowanych obrazach nasyconych wieloma biblijnymi odniesieniami wizję świata, stawiając pytania o kondycję człowieka we wszechświecie. Film, który przełamuje narracyjne konwencje, do jakich przywykliśmy, to raczej impresyjny zbiór scen i obrazów, których znaczenia musimy doszukać się sami. Przekracza swobodnie granice przestrzeni i czasu, pokazując ludzkie doświadczenie z perspektywy osobistej, by za chwilę umieścić je w wymiarze kosmicznym, transcendentnym.

„Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeżeli znasz mądrość” – tym cytatem z Księgi Hioba rozpoczyna swoją filmową odyseję amerykański reżyser. Oglądając film, warto przypomnieć sobie następne wersy biblijnego tekstu, które mogą nam ułatwić zrozumienie tego niełatwego w odbiorze dzieła. „Kto wybadał jej przestworza? Wiesz, kto ją sznurem wymierzył? Na czym się słupy wspierają? Kto założył jej kamień węgielny ku uciesze porannych gwiazd, ku radości wszystkich synów Bożych?”. Te słowa, uzasadniające wyższość rozumu Bożego nad naszym, ludzkim, stają się mottem filmu. Obraz Malicka jest próbą zmierzenia się z tajemnicą stworzenia, ale nie z punktu widzenia filozofa, lecz twórcy obrazów. Uczestniczymy w niesamowitym spektaklu wizyjnych sekwencji zaczerpniętych wprost z biblijnych obrazów stworzenia – takich, jakimi widzi je artysta kreator. Cały cud stworzenia, czyli nasienie, które szuka jajeczka, erupcja wulkanów, słońce, oceany i dinozaury. Wystarczy jednak jeden ogromny spadający na ziemię meteoryt, by dewastacji uległ cały gatunek.

W tej nieustannej wojnie pomiędzy naturą i łaską ta druga zawsze wygrywa. Ostatecznie nie mamy wpływu na nasze przetrwanie, nasze życie, bo to wszystko znajduje się w rękach Boga.

Wiele elementów autobiograficznych z życia reżysera znajdziemy również w „Rycerzu pucharów” z 2015 roku. Bohater filmu, Rick, jest człowiekiem, który – jak się wydaje – ma wszystko. Odnosi sukcesy w branży filmowej, jest kobieciarzem, prowadzi swobodne, rozrywkowe życie, nie stroni od używek. Z czasem jednak zaczyna odczuwać pustkę i stara się nadać sens zaskakującym wydarzeniom, które rozgrywają się wokół niego. Zostaje niejako zmuszony do rozliczenia się z własną przeszłością, popełnionymi i popełnianymi wciąż błędnymi wyborami, które mogą zdecydować o jego przyszłości. Te wewnętrzne zmagania sprawiają, że wyrusza w duchową podróż, która ostatecznie poprowadzi go w kierunku światła.

Dzieło życia

Malick nakręcił jeszcze kilka filmów fabularnych, w tym znakomite „Ukryte życie” (pisaliśmy o nim w GN 36/2020), ale do jego najbardziej interesujących dokonań należy niesamowity dokument „Voyage of Time” („Podróż w czasie”). Reżyser pracował nad nim prawie 30 lat, jednak film został ukończony dopiero w 2016 roku. Z napisów zamieszczonych w czołówce dowiadujemy się, że jednym ze sponsorów produkcji byli Rycerze Kolumba. Dokument powstał w dwóch wersjach. Krótsza, czterdziestominutowa z Johnnym Deppem jako lektorem, była przeznaczona dla sieci IMAX, natomiast trwająca prawie półtorej godzinywersja z Cate Blanchett w roli narratorki – dla normalnych kin. „Podróż w czasie” to prawdziwie wizyjny poemat przedstawiający narodziny wszechświata, niezwykły taniec materii i antymaterii, tworzenie się gwiazd i planet, pierwszych form życia na Ziemi i tych coraz bardziej złożonych, aż do pojawienia się śladów technologicznej, przemysłowej działalności człowieka. W krótkim epilogu film powraca do scen, które oglądaliśmy na początku, kiedy rodził się wszechświat. Oglądając tę produkcję, mamy wrażenie, że jej autor widzi dotknięcie Boga w doskonałości i niezwykłości natury, a przesłanie filmu można zawrzeć w stwierdzeniu, że jeśli szuka się Boga, wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, by zobaczyć, czym nas obdarował. Pozostaje pytanie, co z tym robimy.

Filmy Malicka nie należą, może poza „Cienką czerwoną linią” i „Ukrytym życiem”, do łatwych w odbiorze. Każdy widz z pewnością doceni ich stronę wizualną, czyli wspaniałą poetycką symfonię obrazów, nie znajdziemy w nich jednak tradycyjnej narracji. Wydaje się chaotyczna i dopiero połączenie obrazów z tym, co słyszymy zza kadru, pozwala nam odczytać intencje reżysera. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.