Patron na trudne czasy

Katarzyna Widera-Podsiadło

|

GN 2/2023

publikacja 12.01.2023 00:00

„Ja przestanę palić, a Ty, Boże, spraw, żeby tatę jak najmniej bolało”. U ojca Adama właśnie zdiagnozowano raka płuc. Pozostały mu dwa tygodnie życia.

Agata Kozyr dopięła celu. Hospicjum już powstaje. Agata Kozyr dopięła celu. Hospicjum już powstaje.
archiwum rodziny kozyrów

Kilka lat temu Agata Kozyr była prezesem firmy, żoną, matką. Prowadziła z mężem zwyczajne życie przepełnione codziennymi obowiązkami. Gdzieś pośród tego wszystkiego były tradycje religijne, bo raczej tak należałoby nazwać to, co wówczas wiązało ją z Kościołem. Były święta, więc trzeba było pójść do kościoła, ale czy coś więcej wówczas tliło się w jej duszy? – Dlatego tym uważniej patrzyłam na obietnicę Adama, o której po powrocie ze szpitala mi powiedział. Dla mnie to było coś nowego.

A on dotrzymał danego słowa, zerwał z nałogiem. Może by mu się to nie udało, gdyby pozostał w tym sam, ale zaczął budować relację z Bogiem. – Na początku patrzyłam na to sceptycznie, myślałam, że tak sobie radzi ze stratą ojca, który odszedł w połowie stycznia. Stwierdziłam więc, iż lepiej, że biega do kościoła, niż gdyby miał uciec w alkohol – mówi Agata i podkreśla, że Adam był zawsze wspaniałym mężem i ojcem. Po pewnym czasie, widząc, jak on zmienia się wewnętrznie, jak promienieje, zaczęła mu tego zazdrościć. Jednak nie potrafiła pójść w jego ślady, uciekła w pracę. Ale nie wiedziała, że Adam nie pozostawił jej bez zabezpieczenia duchowego. Cały czas modlił się, by umiała tak przylgnąć do Boga jak on. Ale na to trzeba było czasu i kolejnych wydarzeń.

Czas na działanie

A przyszedł czas odchodzenia kolejnych osób w rodzinie. Wujek, kuzyn, ciocia, każde z tym samym wyrokiem: choroba nowotworowa. W tym wszystkim oni, Kozyrowie, którzy pomagają bliskim. Prawie wyspecjalizowali się już w wytyczaniu drogi medycznego wsparcia, odwiedzili kilka placówek, zobaczyli, jak działa puckie hospicjum i zaczęli zazdrościć, bo na terenie powiatu lęborskiego nie było miejsca, w którym chorzy mogliby godnie odchodzić. Tych kilka miesięcy było dla nich czasem, kiedy coraz częściej zadawali sobie pytanie, czy w ich życiu jest wszystko na właściwym miejscu, czy dobrze realizują się w powierzonych im rolach. – W tym momencie u mnie, lubiącej wyzwania, pojawia się myśl, że dostaję od Pana Boga zadanie, aby w powiecie lęborskim wybudować hospicjum. Zaczynam rozumieć, że wszystkie choroby, które od kilku miesięcy miały miejsce w naszej rodzinie, doświadczyły nas po to, byśmy wyciągnęli z tego wnioski i odnaleźli cel w działaniu – wspomina Agata. Ta myśl jej nie opuszcza. Kobieta doskonale pamięta, że od czasu, kiedy pierwszy raz odwiedziła pucką placówkę, nie potrafi znaleźć sobie miejsca.

Po dziewięciu miesiącach, kiedy odchodzi ostatnia z bliskich im osób, Agata wie już z całą pewnością, że powinna zacząć działać. – Zwłaszcza że nigdy, odkąd pojawiła się ta myśl, nie miałam wątpliwości. Przecież często jest tak, że jednego dnia zapalamy się do jakiegoś pomysłu, jesteśmy pełni euforii, radości – a nazajutrz stajemy się sceptyczni, bo gdzieś w głębi duszy zaczynamy wątpić, czy damy radę. A w tym przypadku, w kwestii budowy hospicjum, nigdy nie miałam wątpliwości – opowiada. Podjęła wyzwanie.

Dobrze ulokowane uczucia

– Nie jestem świętym Józefem, daleko mi do niego, ale chyba faktycznie mam pewne cechy, które pozwoliły mi stanąć w cieniu żony – przyznaje Adam. Pamięta rozmowę z Agatą, kiedy podzieliła się z nim pomysłem, który zamierzała realizować, jednak wiedziała, że bez jego wsparcia byłoby to niemożliwe. Dlaczego wówczas zgodził się na rolę drugoplanową? – Bo nie mam takich predyspozycji jak żona. Wolę raczej zacisze domowe, spokój, zajęcie się swoim małym światem, ale jednocześnie rozumiem, że nie można nie wykorzystać talentów, które dane były mojej Agacie – tłumaczy spokojnie. Dlatego pozwolił jej działać, obiecując wsparcie w prowadzeniu domu i wychowywaniu najpierw jednego, a potem już dwóch synów. Dotrzymał słowa: nie wyrzuca żonie późnych powrotów, wyjazdów, bo zbiórki pieniężne, bo spotkania, bo liczenie środków. Do czego się zobowiązał, tego przestrzega. I dlatego Agata dziś faktycznie patrzy na swojego męża przez pryzmat postaci, którą obrali sobie za patrona tego przedsięwzięcia. – Świętego Józefa ktoś nam podpowiedział. Ludzie, których pytaliśmy o radę, mówili o tym, z czego będziemy musieli w życiu zrezygnować, jak przewartościować życie, a wreszcie jak położyć wszystko na jedną szalę, bo z pewnością budowa domu hospicyjnego to szaleństwo. No, chyba że się ma godnego patrona, jak powiedział nam pewien duchowny.

Agata zastanawiała się, kogo spośród świętych wybrać. Do dziś nie wie, skąd wzięło się w niej niewyobrażalne pragnienie pojechania do Kalisza, nigdy wcześniej nie doświadczyła tak natarczywej myśli. Pojechali. Ktoś akurat oprowadzał pielgrzymów po sanktuarium kaliskim i usłyszeli, że Józef to niesamowity święty, że należy w prostych słowach zwracać się do niego, że wysłuchuje próśb. – Modliłam się do świętego Józefa o znak, o to, by pokazał mi, czy dobrze lokuję uczucia, czy to on ma być naszym patronem. Chciałam być pewna.

Telefon z nieba

Agata zamykała oczy i widziała dużą działkę nieopodal lasu, dalej park i drogę dojazdową. Tak miał wyglądać teren pod budowę hospicjum w Lęborku. Tymczasem to, co jej proponowało miasto, zupełnie nie pokrywało się z tymi marzeniami. Dwa tysiące metrów było stanowczo zbyt małym terenem, ale czy mogła liczyć na coś więcej? Kiedy pewnego dnia zadzwonił telefon, nawet nie podejrzewała, jak ta rozmowa zmieni jej życie. Po drugiej stronie odezwał się kobiecy głos, który zapytał, czy hospicjum koniecznie musi powstać w Lęborku. Nie, nie musiało, ale w powiecie lęborskim bezwarunkowo. Okazało się, że kobieta ma działkę w Pogorzelicach, to jakieś 5 kilometrów od miasta. – Pani Stefania powiedziała, że zadzwoni za kilka chwil jeszcze raz. Ja w tym czasie zadzwoniłam do Adama – wspomina Agata. Do dziś pamięta uczucie ciepła, jakie ją ogarnęło, wrażenie, że wkracza w inny wymiar rzeczywistości, kiedy mąż powiedział jej, że teren, na którym jest położona działka, należy do parafii św. Józefa Oblubieńca NMP. To był znak, na który czekała. – Był marzec, odmawiałem nowennę 30-dniową do świętego Józefa. Tego dnia rano poczułem w sercu, że to hospicjum ma nosić imię św. Józefa Oblubieńca NMP. Kiedy więc żona powiedziała mi o Pogorzelicach, a ja skojarzyłem, w jakiej parafii jest ta działka, wiedziałem już, że to miejsce wskazane przez Boga.

Adam pamięta, że kiedy Agata pierwszy raz zobaczyła działkę, poczuła dokładnie to samo. – To miejsce odpowiadało wcześniejszym wyobrażeniom, a przede wszystkim potrzebom, jakie ma tego typu placówka. Były wyśniony duży teren, las, park, droga. Wszystko tak, jak chciałam. I cudowna pani Stefania, która oddając nam to wszystko i przejmując na siebie wszystkie koszty związane z wydzieleniem gruntów, mówiła, że tyle dostali z mężem od Pana Boga, że nie wyobrażają sobie, iż mogliby się nie podzielić tą ziemią z tymi, którzy tego potrzebują – mówi kobieta. Wspomina, że kiedy tak stali tam, gdzie dziś już znajduje się lęborskie hospicjum w stanie surowym zamkniętym, płakali ze wzruszenia. Pani Stefania, bo wreszcie udało jej się znaleźć ludzi, którzy tej ziemi nadali sens, a Agata – bo takiego wsparcia od swojego patrona się nie spodziewała.

Wszystko na jedną kartę

Przyszedł wreszcie ten moment, kiedy, tak jak przestrzegali ją inni, trzeba było zdecydować o tym, jak dalej będzie wyglądało ich życie; czy zaangażuje się w działania na 100 procent i jaką rolę ma tu na co dzień odgrywać święty Józef. Postawiła wszystko na jedną kartę i wspólnie z ludźmi, którzy zostali postawieni na jej drodze, kontynuuje budowę hospicjum. Kiedy potrzebuje pomocy świętego Józefa, szuka jej w Kaliszu.

– Zawsze proszę tylko w sytuacjach beznadziejnych, kiedy faktycznie widzę, że ludzkimi siłami nie podołam. Tak było z dachem. Wylany strop, zabrakło środków na postawienie ścian poddasza i wykonanie zadaszenia. Kiedy jechałam do Kalisza, prosiłam Józefa, by znalazł sposób na dokończenie tej inwestycji do końca roku. Nie spodziewałam się wiele po wizycie u ministra, raczej chciałam zwrócić uwagę na to, co udało się zrobić naszej społeczności do tej pory, a po kilku tygodniach otrzymaliśmy dotację w wysokości ponad 800 tysięcy złotych, która pozwoliła doprowadzić inwestycję do zamierzonego celu.

– To są takie sprawy po ludzku nie do rozwiązania – mówi Adam. – Codziennie o 4.30 staję przed obrazem Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi oraz przeczystego serca św. Józefa, im się oddaję, powierzam naszą rodzinę, zapraszam ich do naszego codziennego życia. Powierzam św. Józefowi wszystkie sprawy, proszę, by prowadził mnie w pracy, ale też by pomógł mi w różnych sprawach domowych. I dziękuję – za ludzi, którzy nas otaczają i wspierają budowę hospicjum, za wolontariuszy, za darczyńców – mówi Adam i dodaje, że św. Józef to patron na nasze trudne dzisiejsze czasy, „gdy mężczyźni powinni być mężczyznami takimi jak on”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.