Ostatnia droga papieża Benedykta

Beata Zajączkowska ,notowała

|

GN 2/2023

publikacja 12.01.2023 00:00

Benedykt XVI odszedł otoczony modlitwą. Umierał spokojnie, agonia nie trwała długo. O odchodzeniu papieża emeryta opowiadał w Radiu Watykańskim jego wieloletni sekretarz abp Georg Gänswein.

Ostatnia droga papieża Benedykta Andrew Medichini /AP Photo/east news

Jeszcze w poniedziałek, 26 grudnia, papież czuł się dobrze. Sekretarz pomógł mu wjechać na wózku inwalidzkim do jadalni, gdzie wspólnie spożywali posiłek. – Powiedziałem, że chciałbym na dwa dni pojechać do rodziny, a on mnie zachęcał: „Jedź, jedź”. Spytałem lekarza, czy to jest możliwe, a ten potwierdził – wspomina abp Gänswein. Następnego dnia wyjechał. A potem o świcie był telefon od jednej z pań ze świeckiego instytutu Memores Domini, które opiekowały się Benedyktem, że noc była trudna i że przy papieżu czuwa lekarz. – Poprosiłem o przekazanie telefonu Ojcu Świętemu i powiedziałem, że natychmiast wracam – mówi jego sekretarz. W środę w południe był już w klasztorze Mater Ecclesiae. Kilka godzin wcześniej Franciszek powiedział na audiencji generalnej, że Benedykt XVI jest bardzo ciężko chory, i poprosił o towarzyszenie mu modlitwą. – Mnie jeszcze nie było, kiedy zaraz po audiencji Ojciec Święty przyszedł do klasztoru. Pomodlił się z Benedyktem XVI i mu pobłogosławił – wspomina. Wyznaje, że kolejna noc była ciężka, ale w czwartek rano nastąpiła nieoczekiwana poprawa stanu zdrowia papieża seniora. Nie na długo, wkrótce papież zaczął słabnąć.

– Powiedziałem: „Ojcze Święty, udzielę ci namaszczenia chorych, a potem odprawimy tutaj Mszę Świętą”. Był przytomny i świadomy, dał znak, że tego chce. Nie koncelebrował Eucharystii, ale leżał w łóżku. Potem dałem mu Komunię Świętą, małą łyżeczką sub specie sanguinis, czyli Krew Chrystusa, bardzo mało, bo od dwóch dni nie mógł jeść. Zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje – wspomina papieski sekretarz. Ostatnią noc przed śmiercią czuwał przy Benedykcie pielęgniarz. – Kiedy wcześnie rano przyszedłem do pokoju, z płaczem powiedział mi, że około 3 w nocy papież powiedział ostatnie słowa: „Panie, kocham Cię”. Potem zaczął powoli gasnąć.

Arcybiskup Gänswein opowiada, że w ostatnim czasie modlitwy poranne odmawiali przy łóżku papieża. Tak też było ostatniego dnia. – Powiedziałem: „Zróbmy tak jak wczoraj: ja modlę się głośno, a Ojciec Święty włączy się duchowo”. Nie było już możliwe, aby modlił się na głos, był naprawdę zmęczony, ciężko oddychał. Otworzył lekko oczy – zrozumiał pytanie – i dał znak głową, że się zgadza. Więc zacząłem – wspomina. W ostatnim dniu roku około godz. 8 rano papież zaczął coraz ciężej oddychać. Dwóch czuwających przy nim lekarzy powiedziało: „Obawiamy się, że teraz nadejdzie czas, kiedy będzie musiał stoczyć swoją ostatnią walkę na ziemi”.

Papieski sekretarz zadzwonił do pań z Memores Domini, które opiekowały się Benedyktem, i do siostry Birgit Wansing, która przez dziesięciolecia przepisywała jego teksty, i powiedział, by przyszły, bo zaczyna się ostatnia droga. – W tym momencie papież był jeszcze przytomny. Przygotowałem wcześniej modlitwy, które odmawia się, towarzysząc umierającemu, i modliliśmy się przez około 15 minut, wszyscy razem, podczas gdy Benedykt XVI oddychał z coraz większym wysiłkiem. Gdy zobaczyłem, że nie może już prawidłowo oddychać, spytałem lekarza: „Czy on jest już w agonii?”. Powiedział: „Tak, zaczęło się konanie, ale nie wiemy, jak długo to potrwa” – wspomina abp Gänswein. I dodaje: – Byliśmy tam. Każdy z nas modlił się w milczeniu i o godz. 9.34 papież wydał ostatnie tchnienie. Teraz zaczęliśmy modlić się za zmarłego. Zakończyliśmy, śpiewając „Alma Redemptoris Mater”. Papież Benedykt zmarł w oktawie Bożego Narodzenia, w ulubionym okresie liturgicznym, w dniu śmierci jednego ze swoich poprzedników – św. Sylwestra, papieża za czasów cesarza Konstantyna.

Papieski sekretarz ujawnia, że jako pierwszego o śmierci Benedykta XVI poinformował Franciszka. – Zadzwoniłem do niego, a on powiedział: „Przyjeżdżam natychmiast”. Kiedy przyszedł, zaprowadziłem go do sypialni, w której umarł Benedykt XVI. Papież przywitał się z obecnymi, usiadł przy łóżku i modlił się. Udzielił błogosławieństwa, a następnie wrócił do siebie – wspomina abp Gänswein.

– Wiem, że Benedykt jest teraz tam, dokąd chciał iść – mówi. Wyznaje, że papież nie spodziewał się, iż po rezygnacji z urzędu przyjdzie mu jeszcze tak długo żyć. – Przed trzema miesiącami powiedziałem mu: „Ojcze Święty, zbliżamy się do dziesiątej rocznicy mojego biskupstwa: Epifanii 2013 roku. Powinniśmy świętować”. Ale oznacza to również dziesięć lat od ustąpienia. Niektórzy pytają mnie: „Jak to się stało, że zrzekł się urzędu, mówiąc, iż nie ma już sił, a potem jeszcze żyje dziesięć lat?”. A on odpowiedział: „Muszę powiedzieć, że jestem pierwszym, który się dziwi, że Pan dał mi więcej czasu. Myślałem, że będzie to najwyżej rok, a On dał mi dziesięć! A 95 lat to piękny wiek, ale lata i starość też mają swoją wagę, nawet dla papieża emeryta”. I mówił dalej: „Przyjąłem to i starałem się robić to, co obiecałem: modlić się, być obecnym, a przede wszystkim towarzyszyć modlitwą mojemu następcy”. Arcybiskup Gänswein wyznaje, że największą nauką z ich wspólnego życia jest to, iż wiara nie jest tylko czymś, o czym Benedykt XVI jedynie mówił, pisał i co głosił, ale czymś, czym żył na co dzień. – Był człowiekiem głęboko przekonanym, że w miłości Pana nigdy się nie błądzi, nawet jeśli po ludzku popełnia się wiele błędów – wspomina sekretarz. I dodaje: – Będzie mi brakowało jego osoby, jego dobroci, mocnej wiary, jasności, odwagi i zdolności do cierpienia za wiarę. Ale pozostanie też jego niezapomniane słowo gioia, czyli pewność, że wiara daje radość. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.