Pomówmy o Rzeczach Wielkich

ks. Jezry Szymik, teolog, poeta, profesor KUL

|

GN 36/2005

publikacja 06.09.2005 11:18

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć...i więcej nic... C. K. Norwid

Pomówmy o Rzeczach Wielkich

Nad Polską jesienne chłody. W lubelskim Centrum Kultury przy Peowiaków Zbigniew Zapasiewicz recytuje przez godzinę klasykę Herberta.

Wzruszenie, przerażenie, zachwyt. Dreszcz… Jestem tu z przyjaciółmi. Potem, w Oregano Café, recytujemy frazy, które utkwiły w nas jak groty. „Kamień z sinymi żyłami”. „Do strzykawki wpłynęła ciemna krew”. „Wieszają go głową w dół” (anioła). „Strzeż się oschłości serca; kochaj źródło zaranne”. Ja przede wszystkim zapamiętuję słowa: „chcę być kochany przez nieuczonych i gwałtownych, to jedyni, którzy mnie łakną” – mówi Bóg.

I potem, nocą już głęboką, czytam wielokrotnie ów sławny wiersz. Pan Cogito w taki oto sposób „opowiada o kuszeniu Spinozy”:

Baruch Spinoza z Amsterdamu zapragnął dosięgnąć Boga

szlifując na strychu soczewki przebił nagle zasłonę i stanął twarzą w twarz

mówił długo (a gdy tak mówił rozszerzał się umysł jego i dusza jego)
zadawał pytania na temat natury człowieka

– Bóg gładził roztargniony brodę
– pytał o pierwszą przyczynę

– Bóg patrzył w nieskończoność
– pytał o przyczynę ostateczną
– Bóg łamał palce chrząkał

kiedy Spinoza zamilkł rzecze Bóg

– mówisz ładnie Baruch lubię twoją geometryczną łacinę a także jasną składnię symetrię wywodów
– popatrz na twoje ręce pokaleczone i drżące
– niszczysz oczy w ciemnościach
– odżywiasz się źle odziewasz nędznie
– kup nowy dom wybacz weneckim lustrom, że powtarzają powierzchnię
– wybacz kwiatom we włosach
– pijackiej piosence
– dbaj o dochody jak twój kolega Kartezjusz
– bądź przebiegły jak Erazm [...]
– uciszaj racjonalną furię upadną od niej trony i sczernieją gwiazdy
– pomyśl o kobiecie która da ci dziecko
– widzisz Baruch mówimy o Rzeczach Wielkich
– chcę być kochany przez nieuczonych i gwałtownych są to jedyni którzy naprawdę mnie łakną.
[...].

Powiedzmy, przypomnijmy – z interpretacyjnego obowiązku: Zbigniew Herbert jest poetą maksymalnego wyciszenia poetyckiego „ja” (jeżeli to w rodzinie poetów w ogóle możliwej) i ogromnej dyskrecji („wzruszenie powyciągnięte”) filozoficznej tonacji klasycyzujących wersetów. Herbertowi „nie zdarza się zwrócić ku Bogu w bezpośredniej rozmowie jak ku przyjacielowi”– napisała słusznie E. Miodońska Brookes. Poeta stosuje w tej dziedzinie konsekwentnie „logikę maski”, kreując postacie, które ustawia w kontekście – nieraz bardzo bezpośrednim – Boga.

Niejako zamiast siebie? Kto wie…
Gdzieś tu ma z pewnością swoje źródło słynna Herbertowska „potęga smaku”. Ale po kolei. Poeta zapewne nieprzypadkowo wybiera Spinozę na bohatera swego najciekawszego bodaj teologicznie wiersza. To niewątpliwie wpływy toruńskiego mistrza Herberta, Henryka Elzenberga, który twierdził, że Spinoza jest właśnie tym „nowoczesnym filozofem”, „z którym warto by pomówię w godzinę śmierci”... „Spinozyzm” znajduje się u podłoża wielu teologicznych dylematów współczesności, a spór o rozumienie Boga w panteizującym systemie kosmicznej religijności Barucha, spór wokół pytania o zaszyfrowany ateizm w myśli Spinozy trwa po dziś dzień.

W wierszu Bóg i filozof „przewrotnie” zamieniają się rolami. Przenikliwie odczytuje tę figurę Karl Dedecius: tu „człowiek stawia pytania ostateczne, boskie. Bóg udziela odpowiedzi codziennych, ludzkich. Spinoza pyta o pierwszą i ostatnią przyczynę. Bóg poucza go pobłażliwie, iż rzeczy prawdziwie wielkie to dłonie, oczy, pożywienie, dom. Radzi mu uciszył furię ślepego racjonalizmu”. Rozmówca Barucha z amsterdamskiego strychu („zza zasłony”) okazuje się daleki od kryptopanteistycznej zasady Deus sive natura. To raczej – jak w „Rozmyślaniu Pana Cogito o odkupieniu” – Bóg Wcielenia, Ten, który zszedł „nisko” i „przysłał Syna”, który „bratał się krwią”. Bóg, który doświadczył „przebitych dłoni” i „zapachu strachu”.

Byłbym w stanie napisał jeszcze wiele (niegłupich, ufam) rzeczy o tym wierszu. Ale najważniejsze będzie teraz. Bo kiedy wracałem do domu, słyszałem wyraźnie chrząkanie Boga. Więc spoglądałem czule na swoje ręce, rozmyślałem o sposobach zwiększenia moich dochodów i bez zwykłej złości słuchałem pijackich piosenek. Myślałem też o tym, jak bardzo i w jak wielu dziedzinach jestem niedouczony i gwałtowny. I o tym, czy Go kocham i łaknę.

Benedykt Spinoza
Niderlandzki Żyd (1632–1677) utrzymywał się ze szlifowania kamieni szlachetnych. Nie było to zajęcie zbyt intratne. Był podobno człowiekiem pogodnym i życzliwym. Znakomicie wykształcony i oczytany (przestudiował m.in. scholastykę średniowieczną), zasłynął jako filozof. Utożsamiał na przykład Boga z przyrodą, za co został wykluczony z gminy żydowskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.