Bóg większy niż Pałac Kultury

Agata Combik

|

GN 12/2005

publikacja 23.03.2005 06:28

Kiedy zacząłem czytać Pismo Święte, zdarzył się pierwszy cud: przyszło olśnienie, że istnieje dobro i zło – mówi artysta malarz Mariusz Mikołajek. – Już tylko krok dzielił mnie od wiary. Miałem świadomość, że Jezus żyje.

Mariusz Mikołajek Mariusz Mikołajek
urodził się w 1958 r. we Wrocławiu. Studia we wrocławskiej PWSSP ukończył w 1984 r. Jego prace znajdują się m.in. w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej i w Muzeum Narodowym w Krakowie.

W życiu artysty – jednego z najbardziej znanych współczesnych malarzy wrocławskich – „plotło się” różnie. Na przełomie lat 70. i 80. w jego pracach znajdowały odbicie wydarzenia i atmosfera ówczesnej rzeczywistości. Niewesoła sytuacja społeczna łączyła się z osobistymi problemami, z kryzysem rodzinnym, doświadczeniami związanymi z alkoholem i marihuaną.

– W tamtym okresie – wspomina artysta – w moich obrazach pojawiali się ludzie czy raczej szczątki ludzkie, uwięzione w nieokreślonych pomieszczeniach. Tak naprawdę ja sam czułem się wtedy jak szczątek człowieka. Z pomieszczeń, które przedtem malowałem, pozostały tylko piony i poziomy. Ludzie dostrzegali w nich znak krzyża. Ów znak – niespodziewanie odkryty we własnych pracach – był dla mnie bardzo odległy, niezrozumiały...

Krzyż w końcu zaintrygował Mariusza. Zaczął szukać jego sensu, wytrwale czytał Pismo św. Wspomina, że trudne to było czytanie, wplatane w dość ponurą rzeczywistość, w jakiej wtedy żył. Stopniowo odkrywał nieznane wcześniej sprawy. Zbliżał się do spotkania z Jezusem.
Moment tego spotkania pamięta bardzo dokładnie. Wspomina podróż pociągiem do Warszawy, lekturę Biblii w drodze, własne łzy „pod krzyżem Chrystusa”, Dworzec Centralny... a potem niezwykłe doświadczenie obecności Jezusa – doświadczenie, które „dopadło” go dokładnie pod Pałacem Kultury. – Bóg okazał się o wiele większy niż ów pałac – wspomina z uśmiechem.

W życiu Mariusza wiele się zmieniło. Zbliżył się do Kościoła, uporządkował sprawy rodzinne. Przez pewien czas nie potrafił malować; wydawało mu się, że nie umie wyrazić nowych przeżyć. Wkrótce jednak wrócił do swoich farb i pędzli.

– Kiedyś wiara kojarzyła mi się z ograniczeniem wolności, tymczasem dopiero teraz czuję się naprawdę wolny jako twórca – mówi. – To Bóg jest prawdziwym artystą. My tylko odkrywamy to, co On uczynił, próbujemy przekazać to, co nam zostało ukazane. Kultura to specjalny obszar łaski.

Twórczość Mikołajka nie przypomina tradycyjnego malarstwa religijnego, nie jest też przejawem prostej i łatwej pobożności. Artysta pamięta o tym, co trudne, bolesne i poplątane; pamięta o mrocznych zakątkach ludzkiego serca, o dramacie śmierci Chrystusa i Jego zstąpieniu do otchłani. Nie zapomina zarazem o wielkanocnym poranku, o radości i pokoju. Bohaterowie jego prac zdają się potwornie okaleczeni, to znów przepełnieni światłem i nadzieją; wiją się z bólu, z trudem nabierają kształtów, wyłaniając się z nieokreślonej mazi, to znów mienią się pogodnymi barwami. Strugi budującej ich ciała farby kłębią się czasem w bardzo zawiły sposób. Nakładają się, przenikają, tworzą chropowate powierzchnie.

Świat jest często skomplikowany i mroczny, ale nawet najciemniejsze jego otchłanie przenika dar odkupienia – takie przesłanie zdają się nieść obrazy Mikołajka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.