Słuchowisko z Ewangelii

Edward Kabiesz

|

GN 11/2005

publikacja 16.03.2005 06:57

Twórcy „Opowieści o Zbawicielu” deklarują, że film jest najwierniejszą jak dotąd ekranizacją tekstu biblijnego, w tym wypadku Ewangelii według św. Jana. W warstwie słownej zapewne, natomiast obrazowej nie zawsze.

Słuchowisko z Ewangelii

Nie wiadomo, dlaczego dystrybutor zmienił oryginalny tytuł filmu, czyli „Ewangelia wg św. Jana”, na „Opowieść o Zbawicielu”, tym bardziej że to przecież pierwsza w historii ekranowa adaptacja tej właśnie Ewangelii. Polski tytuł nie pomaga ewentualnemu widzowi w zorientowaniu się, czego film dotyczy, ani też nie oddaje intencji twórców. Film, realizowany mniej więcej w tym samym czasie co „Pasja” Mela Gibsona, miał swoją premierę w 2003 roku. Powstał na zamówienie protestanckiej organizacji Visual Bible International, jako pierwszy z planowanej serii wiernych adaptacji ksiąg biblijnych.

Reżyserię zaproponowano Brytyjczykowi Philipowi Saville’owi. Jego zadaniem było przeniesienie tekstu Ewangelii na ekran, słowo po słowie, bo słowo w tym filmie odgrywa najważniejszą rolę. Zadanie zaiste karkołomne. Nad jego wykonaniem czuwał specjalnie powołany przez zleceniodawców komitet. Ograniczyło to bardziej osobistą interpretację tekstu przez reżysera i wpłynęło na ostateczny kształt dzieła.

Herod narratorem
Dla twórców każdego filmu o Chrystusie kluczową sprawą jest wybór aktora, który ma zagrać rolę Zbawiciela. W filmie Saville’a równie ważna okazała się obsada postaci narratora, czyli św. Jana, bo to właśnie jego tekst słyszymy zza kadru przez cały czas trzygodzinnej projekcji. W filmie wykorzystano całą Ewangelię, również dialogi wiernie oddają słowa św. Jana.

I trzeba przyznać, że dzięki znakomitej interpretacji Christophera Plummera stały się tym, czym w zamierzeniu autorów prawdopodobnie tekst miał być, czyli najmocniejszą stroną filmu. Kanadyjski aktor do swoich ulubionych filmów zalicza wiele ekranizacji opowieści biblijnych, sam zresztą w „Jezusie z Nazaretu” Franca Zeffirellego zagrał Heroda. Czytając Biblię w nowym tłumaczeniu, wydanym przez Amerykańskie Towarzystwo Biblijne, narrator stał się pierwszoplanowym aktorem.

Uśmiechnięty Chrystus
Do tej pory niewielu aktorów sprostało roli Chrystusa. W „Opowieści...” Jezusa zagrał angielski aktor teatralny Henry Ian Cusick. Jest to Jezus, który najczęściej zniewalająco się uśmiecha, Chrystus bardzo ludzki. O tym, że jest Bogiem, dowiadujemy się spoza kadru. Jednak aktor nie znalazł klucza do zagrania tej postaci. W jednym z wywiadów Cusick powiedział m.in., że „Jezus przede wszystkim był człowiekiem. Chciałem pokazać człowieka z pewnymi zasadami, który przyciągał do siebie zwolenników w trudnych politycznie czasach”.

Kłóci się to nieco z deklaracją wierności wobec tekstu i jest dowodem – na co zwróciło uwagę wielu badaczy kina religijnego – że dosłowność wcale nie musi oznaczać wierności przesłaniu. Zarówno w grze samego Cusicka, jak i pozostałych członków ekipy aktorskiej widoczne są wyniesione ze sceny teatralnej nawyki. Całkowicie chybiona wydaje się natomiast obsada postaci Maryi, matki Jezusa.

Trzynasty Apostoł
Autorzy filmu zadali sobie wiele trudu, by dochować wierności wobec źródła, jakim jest tekst Ewangelii św. Jana, z różnych względów najtrudniejszej chyba do przełożenia na ekran. Zaskakują jednak widza scenami Ostatniej Wieczerzy, w której obok dwunastu Apostołów uczestniczy Maria Magdalena, mocno zresztą w filmie eksponowana. Ani św. Jan, ani też pozostałe Ewangelie o tym nie wspominają.

W filmie zobaczymy wiele znakomicie fotografowanych scen, na uwagę zasługuje też znakomity montaż. Ale trudno go rozpatrywać w kategoriach artystycznych, bo piękne obrazki są tylko ilustracją słów św. Jana. I prawdę mówiąc, dla nich samych i znakomitej interpretacji Plummera można tego filmu słuchać z zamkniętymi oczami. Ale chyba nie o to chodziło jego twórcom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.