Dekalog to nie klatka

Szymon Babuchowski

|

GN 10/2005

publikacja 09.03.2005 07:11

Z członkami zespołu Full Power Spirit, Miru i Dzyrooo o dziesięciu przykazaniach w wersji hip-hopowej rozmawia Szymon Babuchowski

Dekalog to nie klatka

Miru: Czuję się dzieckiem miasta, bo mieszkam w Białej Podlaskiej od urodzenia, wychowałem się na dziesięciotysięcznym osiedlu. Dlatego kultura hip-hopowa jest mi bardzo bliska, ten język pozwala mi na wyrażanie siebie. Ale dzieckiem ulicy się nie czuję, bo miałem dom, w którym była miłość, w którym nauczyłem się pacierza. Moja rodzina dbała o mnie – do dzisiaj zresztą z nią mieszkam.

W którym momencie życia zafascynował Cię hip-hop?
Miru: Zetknąłem się z nim na początku szkoły średniej, czyli siedem czy osiem lat temu. To była taka undergroundowa fala. Na oficjalnym rynku nie było tego jeszcze za wiele, więc przegrywałem kasety od kolegów. Jak ktoś miał coś nowego, od razu pożyczałem i słuchałem. Niektórzy dziwią się, kiedy mówię im, że hip-hop to jest dla mnie wspólnota. A przecież pierwsze polskie ekipy hip-hopowe, warszawska czy kielecka, to byli ludzie, którzy mieli jakiś wspólny cel, często się spotykali. Coś takiego było mi potrzebne, bo jestem człowiekiem, który lubi rozmawiać, spędzać z ludźmi czas. Hip-hop stał się dla mnie szansą rozwoju. Rymowanie jest wyzwaniem: chcesz być w tym coraz lepszy, jak piłkarz, który cały czas doskonali swoją technikę.

Ale czy rzeczywiście jesteście częścią tej wspólnoty? Inni hip-hopowcy nie odrzucają Was dlatego, że rymujecie o Bogu?
Miru: Środowisko hip-hopowe nie jest hermetyczne. Hip-hop przyjmuje człowieka takiego, jakim jest – z jego bagażem doświadczeń, z tym, co ma do powiedzenia. Jeżeli robi się to na poziomie, to na pewno zostanie to docenione. Projekt „Hip-Hop Dekalog 2004”, do którego zaprosiliśmy hip-hopowców z „najwyższej półki”: Vienia i Pelego czy Łyskacza, zdaje się to potwierdzać.

Oni też włączyli się w tworzenie tekstów…
Miru: Tak! Gdyby nie czuli tego, gdyby nie było to częścią ich życia, na sto procent by tego nie zrobili. Bo hip-hop nie jest muzyką komercyjną – tam się nie robi wszystkiego dla pieniędzy.
Dzyrooo: W środowisku muzycznym często sprzedaje się teksty, pisze się na zamówienie. Tutaj czegoś takiego nie ma.
Miru: Obowiązuje zasada: powiedz to, co jest twoje. Bądź w tym autentyczny.

Jak rodził się ten projekt? Wiem, że to salezjanie zwrócili się do Was z prośbą o muzyczną wypowiedź inspirowaną dziesięcioma przykazaniami. Zgodziliście się bez wahania?
Miru: Z księżmi salezjanami znamy się od bardzo dawna, pierwsze muzyczne kroki stawialiśmy za ich przyczyną. Dlatego od początku mieliśmy ochotę, by wziąć w tym udział. Zastanawialiśmy się jedynie, czy udźwigniemy ciężar tego przedsięwzięcia.

Czego się baliście? Że taka zabawowa muzyka nie pasuje do poważnych treści?
Dzyrooo: Nie, tego akurat się nie bałem. Dla mnie założenia były oczywiste. Na pewno wiele osób, szczególnie starszych, myśli sobie, że jest nie do pomyślenia, żeby hip-hopowcy mówili o Dekalogu. Ale jeśli nie takim językiem mówić do młodzieży o przykazaniach, no to jakim? Język płynący z ambon jest dla młodych ludzi często nudny i niezrozumiały. A przecież czasem wystarczy, że do kogoś trafi jedno słowo, jedno zdanie. Na przykład mojego kolegę Pryka poruszyły słowa: „Czcij ojca swego, bo to świętość/ Czcij matkę swoją, bo to świętość”. Jeśli ktoś dzięki temu zmieni choć trochę swoje relacje z rodzicami, to będzie super. Myślę, że najlepiej tym wszystkim pokieruje sam Pan Bóg. On wie, kto ile ma wziąć dla siebie z tej płyty, kto ile ma usłyszeć.
Miru: Jesteśmy tylko robotnikami, sługami nieużytecznymi. Wykonaliśmy pracę, a Bóg, jeśli będzie chciał, to poruszy ludzkie serca. On z każdej rzeczy może wyciągnąć jakieś dobro. Jeżeli jedna osoba zapragnie coś w swoim życiu zmienić, to dla tej osoby warto było nagrać tę płytę.

Odbieracie takie sygnały, że Pan Bóg posługuje się Waszymi nagraniami?
Dzyrooo: Często pojawiają się takie głosy. Po jednym z koncertów znajomy ksiądz dostał SMS-a od dziewczyny, która od dłuższego czasu chciała się targnąć na swoje życie, ale zobaczyła, że jest coś, za czym można pójść…

To bardzo mocne!
Miru: Myślę, że nie musimy tych wszystkich owoców oglądać. To mogą być rzeczy, o których nigdy się nie dowiemy. Ludzkie serce i to, co się w nim dzieje, nie musi być nam znane. Pan Bóg widzi wszystko i o wszystkim wie.

Czy treści zawarte w Dekalogu są, Waszym zdaniem, popularne wśród młodzieży?
Dzyrooo: Nie, myślę, że nie są popularne. Ale w trakcie pracy nad płytą odkryłem jedną rzecz: że Dekalog jest uniwersalny. Zabijanie jest grzechem w każdej religii – tak mi się przynajmniej wydaje. Przykazanie: „Nie kradnij” też obowiązuje wszystkich ludzi.
Miru: Niestety, wartości, które obowiązują we współczesnym świecie, mają niewiele wspólnego z Dekalogiem, który zostawił nam Pan Bóg. Rządzi raczej zasada: „Oko za oko, ząb za ząb” albo: „Jeżeli jesteś słaby, to musisz odpaść”. Jeżeli masz pieniądze, kupisz sobie ustawę, zdasz egzamin na prawo jazdy, dostaniesz się na studia. Ale ten system wartości nie jest w stanie dać człowiekowi szczęścia.

No to jak mówić o Bogu takiemu światu?
Miru: Staraliśmy się pokazać Dekalog przez pryzmat prostych życiowych sytuacji. Ósme przykazanie pokazaliśmy poprzez historię o plotkowaniu. Przy trzecim mówimy o tym, że Pan Bóg tak wymyślił świat, że jest w nim czas na wszystko: pracę, odpoczynek, relaks. Człowiek sam, dobrowolnie, z tego czasu rezygnuje, a potem dziwi się, że jest zmęczony. Niedziela jest po to, żeby się wyspać do dziesiątej, zjeść kurczaka z frytkami i obejrzeć „Złotopolskich” na Dwójce…

I do kościoła pójść…
Miru: Oczywiście! Od tego powinienem zacząć, przepraszam (śmiech). Chcieliśmy po prostu pokazać, że Dekalog to nie jest klatka, w której Pan Bóg chciał zamknąć człowieka. Ważne jest to, żeby, kiedy przyjdzie się pożegnać z tym światem, mieć pewność, że przeżyło się życie najlepiej, jak się tylko dało. Że nie zmarnowało się tego czasu, który był nam dany. Wtedy będzie można spokojnie przenieść się tam, gdzie na pewno nie będzie agresji, przemocy. Gdzie nie będzie się liczyć to, ile ktoś miał na ziemi domów czy samochodów, ale dobro, które uczyniliśmy.

Co Wam osobiście dała praca nad tym materiałem?
Dzyrooo: Dla mnie to były rekolekcje, taki rentgen mojej duszy. Na płycie pojawiam się tylko w kilku numerach, bo pomyślałem, że chyba nie jestem godzien mówić o Dekalogu, skoro większość przykazań kiedyś złamałem. Myślę, że w moim życiu te nagrania dopiero teraz zaczynają owocować, bo kiedy słucham ich po raz kolejny, zauważam, że wiele rzeczy robię inaczej, niż mówiłem na płycie.
Trudno jest sprostać własnym słowom…
Dzyrooo: Dokładnie. I tak sobie teraz myślę, że te przykazania zostały przetłumaczone na mój język po to, bym sam je lepiej zrozumiał.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.