Odwaga świętości - odwaga krzyża

George Weigel, teolog, publicysta, członek Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie

|

GN 40/2010

publikacja 10.10.2010 16:09

Jugosłowiański dysydent Milovan Dżilas, który pozostał wierny ideom komunizmu, choć zerwał z Tito z powodu jego brutalnego autorytaryzmu, był pod wielkim wrażeniem Jana Pawła II. Tym, co poruszało go najbardziej – jak sam kiedyś powiedział – była absolutna odwaga Karola Wojtyły.

Nigdy nie widziałem, żeby bał się czegoś lub kogoś – wspominał po śmierci Jana Pawła II jego fotograf Arturo Mari. Tę odwagę papież czerpał z krzyża Chrystusa. Nigdy nie widziałem, żeby bał się czegoś lub kogoś – wspominał po śmierci Jana Pawła II jego fotograf Arturo Mari. Tę odwagę papież czerpał z krzyża Chrystusa.
East news /GABRIEL BOUYS

Karol Wojtyła nie żył bez lęku, a na pewno się go nie wypierał. Raczej żył poza lękiem, a jego męstwo wyrażało jego wiarę. Wierzył, że strach całego świata został wzięty przez Syna Bożego na krzyż i ofiarowany Bogu Ojcu w akcie doskonałego posłuszeństwa. Wierzył także, że Bóg Ojciec odpowiedział na ten radykalny akt ofiarnej miłości, wskrzeszając Syna z martwych. Stąd brała się wiara Papieża Polaka w to, że uczniowie Syna mogą stawić czoło lękowi, a potem żyć odważnie poza jego dławiącym uściskiem. W taki właśnie sposób żył podczas okupacji faszystowskiej. W taki sposób żył pod opresją komunizmu. W taki sposób zwycięsko stawił czoła swoim obawom przed ciężarem papiestwa, kiedy został powołany 16 października 1978 roku. Przekonania na temat krzyża i zmartwychwstania były źródłem jego odwagi, dzięki której zwycięsko wyszedł z konfrontacji z mafią sandinistów i generałem Wojciechem Jaruzelskim w dramatycznym 1983 roku.

Męstwo Wojtyły leżało również u źródeł jego kilku innych wyjątkowych cech charakteru, np. niezwykłej cierpliwości do ludzi i sytuacji. Wierzył, że skoro Bóg rzeczywiście rządzi historią, to człowiek powinien roztropnie, mężnie i cierpliwie czekać, aż osoba bądź sytuacja dojrzeje. Z odwagi brała się także pogoda, z jaką przyjmował cierpienie fizyczne, które w coraz większym stopniu stawało się jego udziałem w ostatniej dekadzie życia. Ci, którzy byli razem z nim w Poliklinice Gemelli w lutym i marcu 2005 roku, zgodnie opowiadali o jego nadzwyczajnej cierpliwości wobec wyniszczonego ciała. Cierpliwość ta nie była stoicka, ale chrześcijańska, i była owocem tego męstwa, dzięki któremu w milczeniu objął krzyż w ostatni w jego życiu Wielki Piątek.

W krainie zła
Jego odwaga wyrażała się również w gotowości do znoszenia duchowych i psychicznych cierpień, będących nieuniknioną częścią jego powołania. Przeżył ciemne noce, zwłaszcza podczas trudnego lata i jesieni 2003 roku. Jednak te właśnie ciężkie miesiące były najbardziej dramatyczną manifestacją duchowego cierpienia, które jest nieodłączną częścią posługi następcy św. Piotra. Nie mógł uniknąć losu Piotra, czyli tego, że zostanie związany i poprowadzony, dokąd nie chce (co Chrystus zapowiedział Piotrowi, J 21,18). Ta złowroga kraina, do której papież może nie chcieć, ale musi iść, to obszar naznaczony przez ludzkie cierpienie. Świadomość istnienia tej krainy docierała do Jana Pawła II, kiedy na swoim klęczniku, gdzie spędzał samotne 60 lub 90 minut z Bogiem każdego ranka, znajdował przyniesione przez siostrę prośby o modlitwę.

Ale jeszcze groźniejszą krainą zła na wielką skalę jest wiedza o podłości świata, o której wieści każdego dnia zalewają Watykan. To również wiedza o Złym, który działa w Kościele. Informacje o tym zawsze odnajdują drogę do papieskiego apartamentu. Nikt, kto nie dźwigał ciężaru wiedzy, jaki wkłada na człowieka sprawowanie papiestwa, nie może w pełni zrozumieć, jak miażdżący może być to ciężar. Pisarz Morris West napisał kiedyś, że „człowiek, który nosił pierścień Rybaka (...) nosił (...) grzechy świata jak ołowianą kapę na swoich ramionach”. West mógł śmiało dodać: grzechy synów i córek Kościoła. Godność, z jaką Jan Paweł II nosił tę niewidzialną ołowianą kapę, jest być może największym świadectwem jego męstwa oraz Źródła tego męstwa; dzięki Niemu przyjmował dramat Kalwarii, który odbywał się na nowo w jego życiu.

Diabeł się wścieka
„W ciągu bowiem całej historii ludzkiej toczy się ciężka walka przeciw mocom ciemności; walka ta, zaczęta ongiś u początku świata, trwać będzie do ostatniego dnia, według słowa Pana. Wplątany w nią człowiek wciąż musi się trudzić, by trwać w dobrym, i nie będzie mu dane bez wielkiej pracy oraz pomocy łaski Bożej osiągnąć jedności w samym sobie” (Gaudium et spes, 37). Karol Wojtyła walczył na tym polu bitwy przez dekady. (…) Moc Złego objawiła się wobec papieża podczas Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, w czasie audiencji generalnej 6 września, co zaszokowało ks. Stanisława Dziwisza. Jak relacjonował później – uważał do tamtej pory, że to, co tradycja przypisywała diabelskiemu opętaniu, było tylko kwestią psychiatryczną. Doświadczenia z Janem Pawłem II przekonały go, że tak nie jest. Wśród owych doświadczeń najbardziej przekonujące było spotkanie papieża z 19-letnią Włoszką, która zaczęła nieludzko krzyczeć zaraz po tym, jak Jan Paweł II udzielił błogosławieństwa na zakończenie audiencji generalnej 6 września 2000 roku.

Policja nie potrafiła dać sobie rady z dziewczyną wykrzykującą przekleństwa pod adresem bp. Gianniego Danziego, wówczas urzędnika Kurii Rzymskiej. Bp Danzi poprosił ks. Dziwisza, by zorganizował indywidualne spotkanie papieża z dziewczyną. Jan Paweł II modlił się z nią przez pół godziny i obiecał, że następnego dnia odprawi Mszę św. o uwolnienie jej z opętania. Ks. Dziwisz opowiadał później, że był przekonany o tym, iż „szatan działał” w dziewczynie, której zachowanie „zmieniło się kompletnie”, kiedy papież obiecał odprawić Mszę św. o jej uzdrowienie. Przed tym – jak wspominał Dziwisz – „można było widzieć, jak piekło niszczy człowieka”. Źródła mówiły w tym czasie o przynajmniej dwóch innych egzorcyzmach przypisywanych Janowi Pawłowi II. (…)

Papież uzdrawia
Jan Paweł II był szafarzem uzdrawiającej mocy również na inne sposoby. By uniknąć aroganckiego stwierdzenia, że Jan Paweł II był przyczyną cudownych wyleczeń w czasie swego życia, o czym tylko Kościół ma prawo orzekać, można jedynie stwierdzić, że miało miejsce „mnóstwo takich przypadków” – jak to pewnego razu ujął ks. Stanisław Dziwisz, mając na myśli udokumentowane uzdrowienia. Po drugiej pielgrzymce Papieża Polaka do Meksyku w maju 1990 roku Javier Lozano Barragán, wówczas biskup Zacatecas, przesłał do Watykanu dokumentację świadczącą o uzdrowieniu młodego człowieka podczas papieskiej pielgrzymki.

Uzdrowienia zdarzały się także po papieskich audiencjach. W jednej z nich uczestniczył obecny proboszcz z Trydentu ze swoją chorą na raka szyjki macicy siostrą. Kilka tygodni później wrócił do Watykanu, by donieść, że rak zniknął. Pobłogosławiony przez Jana Pawła II człowiek chodzący o kulach, noszący obraz Bożego Miłosierdzia, wrócił po dwóch tygodniach bez kul – nie były już mu potrzebne, wyzdrowiał. Bezdzietne małżeństwa pisały do papieża listy z prośbami o modlitwę w intencji poczęcia dziecka. Często papieska modlitwa okazywała się skuteczna, a ludzie latami czekający na upragnione potomstwo stawali się rodzicami. Papieski sekretarz ks. Dziwisz wspominał, że gdy do Ojca Świętego podchodziła chora osoba, prosząc go o pomoc, Jan Paweł II zawsze mówił: „Będziemy modlić się razem w tej intencji”. W ten sposób wciągał tę osobę w orbitę swego życia duchowego.

Odwaga zaufania
Jak Kościół katolicki przeczuwa, te dwie delikatne sfery: udokumentowane egzorcyzmy i udokumentowane uzdrowienia, w których Jan Paweł II miał udział, były ze sobą powiązane. Moc Złego, jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego, „nie jest (...) nieskończona. [Szatan] jest tylko stworzeniem, jego moc wypływa z faktu, że jest czystym duchem, jednak pozostaje stworzeniem. Nie jest w stanie zapobiec budowaniu Bożego królestwa”. Karol Wojtyła w to wierzył. Wierzył także, że problem zła, który przez tysiąclecia niepokoił zarówno wierzących, jak i niewierzących, nabiera jasności dzięki kontemplacji oblicza Chrystusa – Zwycięzcy wszelkiego zła. Objawia On bezmiar Bożej łaski, która jest w stanie pokrzyżować plany Złego i strząsnąć jego uścisk ze słabych ludzkich dusz.

Życie duchowe Karola Wojtyły, Jana Pawła II układa się w kształt krzyża. Papież był przekonany, że to na krzyżu, gdzie Baranek Boży bierze na siebie grzech świata, dokonało się odkupienie świata. Krzyż jest odpowiedzią na problem zła, bo krzyż jest konieczną Paschą – przejściem ku zmartwychwstaniu, które jest ostateczną odpowiedzią Boga na skandal zła. Młody chłopak, wędrujący z ojcem ścieżkami Kalwarii Zebrzydowskiej, wyrósł na księdza i biskupa, który w ostatni Wielki Piątek swego życia, gdy jego życie słabło, objął ukrzyżowanego Chrystusa. Utożsamił się z Nim do końca. Karol Wojtyła był człowiekiem Zmartwychwstania, w pełni rozumiejącym, że Wielkanoc przychodzi po Wielkim Piątku, że życie wieczne przychodzi do tych, którzy ze swego życia czynią dar dla innych tu i teraz, i że takie radykalne oddanie siebie jest możliwe wyłącznie dzięki łasce Boga w Chrystusie.

Tłumaczenie Magdalena Drzymała
Tekst pochodzi z najnowszej książki G. Weigela zatytułowanej „The End and the Beginning”, która w przyszłym roku ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa Znak. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.