Pięć lat Benedykta

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 15/2010

publikacja 14.04.2010 21:50

Światowe media czekają na każde jego potknięcie. Papież z benedyktyńską wytrwałością robi swoje.Jego łagodny głos ma siłę prorocką, a świat nigdy nie kochał proroków.

Tuż przed rocznicą wyboru papież pojedzie na kolejną pielgrzymkę. Tuż przed rocznicą wyboru papież pojedzie na kolejną pielgrzymkę.
Tym razem na Maltę (17–18.04) 14 – tyle zagranicznych pielgrzymek odbył do tej pory Benedykt XVI. Był już w 16 krajach na 6 kontynentach.
Henryk Przondziono

Kiedy we wtorek 19 kwietnia 2005 roku około 18.40 świat usłyszał słowa: „Habemus Papam!”, kard. Józef Ratzinger miał 78 lat i czekał na zasłużoną emeryturę. Jeden Pan Bóg wie, ile musiało go kosztować przyjęcie tego krzyża. Kilka dni później z ujmującą szczerością porównał konklawe do gilotyny. Odprawiając pierwszą papieską Mszę, wyznał, że pomogła mu myśl o poprzedniku: „Czuję, jakby mocna ręka Jana Pawła II trzymała moją. Zdaje mi się, że widzę jego uśmiechnięte oczy i słyszę jego słowa skierowane do mnie w tej szczególnej chwili: Nie lękaj się!”. Benedykt XVI w dużym stopniu pozostał wierny swojemu podstawowemu powołaniu: profesora teologii. Jego wykłady zawsze przyciągały tłumy, bo nie były suchą, akademicką teologią, ale prawdziwym pokarmem dla ducha. Potrafi łączyć prawdy wiary z ludzkim życiem, przekłada Ewangelię na język codzienności, na życiową mądrość.

Trzy encykliki i osobista książka
Pierwsza encyklika Benedykta XVI z 25 grudnia 2005 roku nosi tytuł „Bóg jest miłością”. Słowo „Bóg” pada tutaj jako pierwsze. To nie jest przypadek. To zasadniczy kierunek tego pontyfikatu: przypominanie, że Bóg jest pierwszy. On jest Źródłem, On pierwszy nas kocha, z tej Jego miłości jesteśmy. Bóg ma władzę nad człowiekiem, ale nie trzeba się jej bać, bo to władza miłości. Odpowiedzieć na tę miłość, oto podstawowe powołanie człowieka. Jan Paweł II pisał dużo o człowieku, powtarzał: „człowiek jest drogą Kościoła”. Teocentryzm Benedykta i antropologiczne nauczanie Jana Pawła znakomicie się uzupełniają. Bóg i człowiek nie konkurują przecież ze sobą. W książce „Jezus z Nazaretu” papież wskazał na Chrystusa jako na Tego, który pojednał Boga z człowiekiem. Ta papieska publikacja była prezentem na drugą rocznicę pontyfikatu (drugi tom jest już ponoć gotowy). Nie jest to oficjalny dokument, ale osobiste wyznanie wiary Piotra naszych czasów.

Benedykt XVI w swoim nauczaniu diagnozuje podstawową słabość zachodniej cywilizacji. Jest nią zagubienie Boga. Ta choroba prowadzi łatwo do ubóstwienia materii i ziemskich żywiołów, a ostatecznie do rozpaczy, opiewanej jako jedyna godna człowieka postawa wobec przemijania i śmierci. Bóg jest większy od nas, przypomina Benedykt, od ludzkich dokonań: od techniki, od demokracji, od mediów itd., ale świat skłonny jest zaakceptować najwyżej takiego boga, któremu sam człowiek wyznacza miejsce. Jeden z dogmatów współczesności głosi, że „wszystko, co odnosi się do Boga, należy lokować po stronie podmiotu. (…) My decydujemy o tym, co Bóg może czynić i co my czynić chcemy lub powinniśmy” – zauważa papież w „Jezusie z Nazaretu”.

Taką postawę nazywa po imieniu: to pycha. Kto odrzuca przekonanie, że Bóg ma nam coś do powiedzenia, kto uznaje za niemożliwe słuchanie Boga, ten „siebie samego czyni bogiem i poniża przy tym nie tylko Boga, lecz także świat i siebie samego”. Ta postawa zagraża także wierzącym. Benedykt XVI chyba dlatego właśnie proponuje korektę zbyt horyzontalnej tu i ówdzie liturgii. Korektę w stronę pionu, w kierunku Boga, któremu mamy oddawać cześć.

Jesienią 2007 r. ukazała się druga encyklika Benedykta „Spe salvi”, poświęcona chrześcijańskiej nadziei. Papież zwrócił uwagę, że nadziei nie da nam ani nauka, ani postęp, ani wolność, ani polityka. Człowiek potrzebuje nieskończonej perspektywy. Dlatego ostatecznie „Bóg jest fundamentem nadziei”. Trzecia encyklika „Caritas in veritate”, opublikowana w czerwcu 2009 roku, podejmuje tematykę społeczną w kontekście kryzysu ekonomicznego i globalizacji. Papież spogląda na problemy ekonomiczne, społeczne, polityczne z perspektywy teologicznej. Zasadniczą osią dokumentu jest myśl, że droga autentycznego ludzkiego postępu powinna być zawsze „dwupasmówką”, gdzie jednym pasem jest miłość, a drugim prawda. Obie te wartości biegną razem, nie wolno ich rozdzielać, przekonuje Benedykt XVI. Encyklika jest kolejnym wołaniem o miejsce dla Boga, tym razem w przestrzeni publicznej. „Bez Boga człowiek nie wie, dokąd zmierza, i nie potrafi zrozumieć tego, kim jest”. Papież wzywa do takiego udoskonalania świata, w którym nigdy z pola widzenia nie ginie ani Bóg, ani człowiek.

W ojczyźnie Poprzednika
Początkowo wydawało się, że papież nie będzie zbyt dużo podróżował. W pierwszym roku pontyfikatu odbył tylko jedną pielgrzymkę do Kolonii (sierpień 2005) na Światowe Dni Młodzieży. Tę podróż „zaplanował” mu jeszcze Jan Paweł II. Kolejną pielgrzymką, już z jego wyboru, była wizyta w Polsce. Benedykt zachęcał Polaków do trwania w wierze, jakby chciał nas przekonać, że jako rodacy wielkiego Jana Pawła mamy zobowiązanie wobec Boga. „Pragnąłem oddychać powietrzem jego ojczyzny” – mówił. Ujął nas świadectwem wielkiego szacunku dla poprzednika. Język polski jest nadal jednym z oficjalnych watykańskich języków, co po śmierci Jana Pawła II nie było wcale takie oczywiste.

Wydarzeniem o światowej, symbolicznej randze była wizyta niemieckiego papieża w obozie zagłady w Auschwitz. Benedykt XVI powiedział tam m.in., że naziści, zabijając Żydów, chcieli zabić Boga, tak aby „cała władza spoczęła w rękach ludzi – w rękach tych, którzy uważali się za mocnych i chcieli zawładnąć światem”. Ileż nieprzychylnych komentarzy posypało się wtedy na głowę Benedykta. Dlaczego? Bo dotknął czułego punktu nowoczesności – zarozumiałego ludzkiego pragnienia uczynienia siebie bogiem. Ośmielił się przestrzec, że taka „wiara w panowanie człowieka” może zakończyć się przemocą, a nawet horrorem.

Pielgrzym prawdy
W ciągu 5 lat Benedykt XVI odbył 13 zagranicznych podróży. Zważywszy na jego wiek, sensowne będzie dodanie: aż 13. Był już na wszystkich 6 kontynentach. W 2006 r. odwiedził Polskę, Hiszpanię, Bawarię i Turcję, w 2007 Brazylię i Austrię, w 2008 USA, Australię i Francję, w 2009 Kamerun, Angolę, Ziemię Świętą, Republikę Czeską. 17 i 18 kwietnia br. odbywa podróż apostolską na Maltę. W tym roku ma jeszcze w planach odwiedzić Cypr, Portugalię, Barcelonę oraz Wielką Brytanię. Wspomnijmy jeszcze o kilku podróżach po samych Włoszech. Benedykt nie ma komunikacyjnej charyzmy Jana Pawła, ale wypracował swój styl. Jego słowo ma w sobie jakąś łagodność, a zarazem prorocką siłę. Obserwowałem z bliska jako korespondent „Gościa” dwie niezwykle trudne pielgrzymki: do USA i do Ziemi Świętej. W obu przypadkach Benedykt XVI odbył kilkanaście niełatwych spotkań, wygłosił kilkanaście przemówień. Ileż wywierano na niego presji, ile sprzecznych oczekiwań artykułowano. Medialnym komentatorom zawsze było czegoś mało lub za dużo, zgodnie z ewangelicznym określeniem: „czyhali, żeby go pochwycić na jakimś słowie”. Podziwiałem odporność Benedykta, jego wiarę w siłę prawdy, w moc słowa. Kto naprawdę słuchał papieża, ten odkrywał w nim głos mądrego pasterza zatroskanego o losy wiary w świecie, a jednocześnie otwartego na dialog z innymi – z muzułmanami (wizyty w meczetach w Turcji i w Jerozolimie), z żydami (wizyty w synagogach w Kolonii, Nowym Jorku i w Rzymie, modlitwa pod Ścianą Płaczu i w Yad Vashem), z chrześcijanami innych wyznań (niezliczone spotkania ekumeniczne).

Takiego oporu świat nie znosi
Światowe media nie traktują sprawiedliwie Benedykta XVI. To najłagodniejsze określenie. Podczas wizyty w Niemczech najważniejszym newsem uczyniono jedno, wyrwane z kontekstu, zdanie z wykładu w Ratyzbonie. Papież atakuje islam, prowokuje dżihad, wołano. Kiedy Benedykt zdjął ekskomunikę z lefebrystów, aby ułatwić z nimi dialog, rozdmuchano głupią wypowiedź bp. Williamsona negującego zagładę Żydów. Co za skandal, grzmiano, papież wspiera antysemityzm, Kościół jeszcze nie zrozumiał lekcji Holocaustu. Podczas podróży do Afryki centralnym wątkiem papieskiego przesłania uczyniono… prezerwatywę. Papież winny jest śmierci ludzi umierających na AIDS, krzyczano (najgłośniej w Belgii). Kiedy papież napisał przejmująco szczery, trudny list do Kościoła w Irlandii w sprawie seksualnych nadużyć niektórych duchownych, „New York Times” i niemieckie media oskarżyły go o zatajanie przypadków molestowania, manipulując faktami na poziomie tabloidu. Te ataki mnie nie dziwią. Bardziej niepokoi, jeśli część katolików przyjmuje te głosy bezkrytycznie i łatwo daje sobie narzucić z gruntu fałszywy obraz papieża i jego pontyfikatu.

Oczywiście nie trzeba idealizować ani Benedykta, ani Watykanu, ani Kościoła. Pewne sprawy w Watykanie mogłyby być załatwiane lepiej. Można postawić pytanie, czy nie dałoby się poprawić działania służb medialnych, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych? Lub czy konieczne jest odwlekanie nominacji biskupich, co utrzymuje lokalne Kościoły w stanie szkodliwej niepewności. Te czy inne pytania dotyczą jednak w sumie spraw drugo-, trzeciorzędnych. Drażni mnie postawa katolików, którzy zamiast uważniej słuchać Benedykta, przypisują mu na siłę jakąś etykietkę lub głoszą mu kazania. Sięgam po słowa z „Jezusa z Nazaretu”, w których papież komentuje błogosławieństwa. Wydaje mi się, że dobrze opisują one jego postawę, do której i nas namawia. Wypisuję hasłowo: nie wyć z wilkami, nie dać się wciągnąć w dzieła nieprawości dla innych będące już oczywistością, cierpieć z ich powodu, przeciwstawiać się panowaniu zła. Odrzucić konformizm ze złem, co jest rodzajem sprzeciwu wobec tego, co czynią wszyscy i co jest narzucane jednostce jako obowiązujący wzorzec postępowania. „Takiego oporu świat nie znosi” – konkluduje Benedykt XVI. On sam wie na ten temat sporo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.