Honor prymasa

Andrzej Grajewski

|

GN 52/2009

publikacja 24.12.2009 10:50

Przez setki lat prymas z Gniezna wpływał na losy Kościoła w całej Polsce. Dzisiaj nie ma znaczenia politycznego, ale symbolizuje tysiącletnią tradycję polskiego chrześcijaństwa.

Prymas Polski tradycyjnie jest kustoszem relikwii św. Wojciecha w katedrze gnieźnieńskiej. Prymas Polski tradycyjnie jest kustoszem relikwii św. Wojciecha w katedrze gnieźnieńskiej.
Roman Koszowski

Szukając materiałów na temat roli prymasa w naszych dziejach, przypomniałem sobie rozmowę, jaką 10 października przeprowadziłem na pokładzie rządowego samolotu z Prezydentem RP. Okazja była wyjątkowa, gdyż zostałem zaproszony, aby towarzyszyć prezydentowi w wyjeździe na uroczystości kanonizacyjne w Watykanie, gdzie wyniesiony na ołtarze został abp Zygmunt Szczęsny Feliński. Rozmawialiśmy m.in. o urzędzie prymasa i czekających nas zmianach na tym stanowisku. Wtrąciłem uwagę, że obecnie ten urząd ma znaczenie wyłącznie honorowe. – Ale honor to także ważna rzecz, skomentował Prezydent RP, i miał rację. Prymasi Polski dzielili los narodu. Im gorzej było z naszą państwowością, tym ważniejszy był ich urząd. A gdy państwa zabrakło, został tylko tytuł prymasa, z którym państwa zaborcze nieustannie walczyły.

Koronujący królów
Od chwili powstania archidiecezji gnieźnieńskiej w 1000 r. rola jej pasterza była wyjątkowa. Pierwszeństwo arcybiskupa, który był strażnikiem relikwii św. Wojciecha, było oczywiste. On koronował władców, zwoływał synody prowincji oraz sprawował pieczę nad całą metropolią. Nie używał jednak, przynajmniej formalnie, tytułu Prymasa Polski. Potrzeba urzędowego zadekretowania urzędu prymasowskiego pojawiła się dopiero, gdy ok. 1376 r. w Haliczu na Rusi powstała nowa stolica archidiecezji, którą po kilkudziesięciu latach przeniesiono do Lwowa. Ponieważ nagle pojawiło się dwóch arcybiskupów, trzeba było uregulować sprawę ich pierwszeństwa.

Z tym dylematem na sobór w Konstancji pojechał metropolita gnieźnieński Mikołaj Trąba. Był jednym z największych umysłów tamtej epoki, nie tylko w skali naszego kraju. Czas dla Kościoła był wyjątkowo trudny. Sobór wydawał się ostatnią szansą na przezwyciężenie kryzysu, nazwanego później wielką schizmą zachodnią. Tam abp Trąba zabiegał o potwierdzenie dla siebie i swoich następców prymatu Gniezna w całym Kościele w Polsce. W soborowym dekrecie, wydanym zapewne w 1417 r., otrzymał tytuł Prymasa Polski, z którym związane były dwa ważne przywileje: prawo pierwszeństwa w Kościele oraz prawo koronowania władców Polski. Od tej pory, z małymi wyjątkami, koronę na głowę kolejnych królów Polski w katedrze wawelskiej wkładał Prymas Polski, arcybiskup gnieźnieński. On także zwykle błogosławił małżeństwo królewskie oraz chrzcił potomstwo królewskiej pary i przewodził ceremonii pogrzebowej władcy. Zatwierdzał także wybór biskupów z terenu metropolii. Miał prawo reprezentowania Kościoła polskiego na zewnątrz oraz był jednym z najważniejszych królewskich doradców. Gdy ukształtował się senat, Prymasowi Polski przysługiwało tam zawsze pierwsze miejsce. Przed nim był tylko król.

Prymas Korony i Litwy
Już na początku XVI w. papież Leon X zatwierdził dla prymasa Jana Łaskiego legację papieską (legatus natus Sedes Apostolicae), co dawało mu możliwość wpływania także na prowincję lwowską. W trakcie rozwoju parlamentaryzmu od 1572 r. wykształciła się także instytucja prymasa interreksa, który przejmował rządy po śmierci króla. Zarządzał przygotowanie do nowej elekcji oraz ogłaszał, kto został wybrańcem, przyjmował od niego przysięgę, a następnie go koronował.

Nawet w czasach największego upadku i szlacheckiego warcholstwa nikt nigdy nie zakwestionował tych uprawnień. A ponieważ pod koniec XVI w. stolica została przeniesiona do Warszawy i prymas musiał coraz częściej tam przebywać, rosła ranga kościelnych włości, nadanych arcybiskupom gnieźnieńskim jeszcze w średniowieczu, które później ukształtowały się jako księstwo łowickie. Łowicz, położony na szlaku między Gnieznem a Warszawą, stał się faktycznie drugą stolicą dla arcybiskupów gnieźnieńskich. Tamtejsza kolegiata w XVII w. otrzymała tytuł prymasowskiej, a w jej krypcie pochowanych jest 12 prymasów Polski.

Tytuł prymasa początkowo ograniczał się jedynie do ziem Królestwa Polskiego, ale gdy po unii lubelskiej powstała Rzeczpospolita Obojga Narodów, państwo obejmujące także ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego, naturalna stała się zmiana prymasowskiej tytulatury. Stało się to w okresie, gdy prymasem był abp Wacław Leszczyński, który skutecznie przy tym pohamował ambicje biskupa wileńskiego. Od tej pory pełny tytuł arcybiskupa gnieźnieńskiego brzmiał: Prymas Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego i Pierwszy Książę.

W czasach upadku
Zmierzch I Rzeczpospolitej oznaczał także kłopoty Prymasa Polski. Na początku 1793 r. wojsko pruskie zajmuje Wielkopolskę, przejmując całą metropolię gnieźnieńską ze stolicami biskupimi w Poznaniu, Włocławku i Płocku. Po pierwszym rozbiorze w 1772 r. z metropolii gnieźnieńskiej odpadły biskupstwo chełmińskie i warmińskie. Od początku władcy Prus dążą do formalnej likwidacji tytułu Prymasa Polski. Naciskają, ale także wykorzystują zdrajców w polskich szeregach. Z postulatem likwidacji tytułu Prymasa Polski na haniebnym sejmie w Grodnie w 1793 r., który w milczeniu zatwierdził rozbiór Polski, wystąpił biskup inflancki Józef Kossakowski.

Zostało mu to zapamiętane, podobnie jak i inne akty zdrady. Rok później, gdy lud Warszawy wyległ na ulice, aby wesprzeć Kościuszkę, biskup Kossakowski zawisnął na szubienicy wzniesionej na Starym Mieście. Jego los mógł stać się także udziałem abp. Michała Poniatowskiego, ostatniego prymasa I Rzeczpospolitej, brata króla, masona i sojusznika obozu targowiczan, który poprosił carską Rosję o interwencję. Rankiem 28 czerwca 1794 r. przed pałacem prymasowskim przy ul. Miodowej warszawiacy ustawili szubienicę.

Sam jej widok miał tak przerazić prymasa, że 12 sierpnia niespodziewanie zmarł. Jednak po mieście długo krążyła plotka, że się otruł, obawiając się publicznej egzekucji. Lud go nie żałował, a wydarzenie podsumowano wierszykiem: „Książę prymas zwąchał linę, wolał proszek niż drabinę”. Mianowany po jego śmierci abp Ignacy Krasicki nie używał już tytułu prymasa, gdyż zakazał mu tego król Prus. Przeciwko tytułowi prymasa działali wszyscy zaborcy, zwłaszcza władcy Prus i Rosji, którzy już w 1793 r. postanowili, że żaden zwierzchnik kościelny nie może sprawować jurysdykcji na ziemiach pod panowaniem drugiego z nich.

Chodziło o praktyczną likwidację zwierzchnictwa arcybiskupa gnieźnieńskiego nad pozostałymi prowincjami kościelnymi. Pod naciskiem władz pruskich papież Pius VII w 1821 r. połączył unią personalną diecezję poznańską z archidiecezją gnieźnieńską na zasadzie równorzędności. Arcybiskup gnieźnieński i poznański rezydował odtąd w Poznaniu, co miało sprowadzić jego urząd do roli jednego z wielu biskupów w jednej z pruskich prowincji. Aby osłabić znaczenie tytułu prymasowskiego, także carowie ustanowili dla Królestwa Kongresowego tytuł prymasa. Podobnie zrobili Habsburgowie, nadając metropolicie lwowskiemu zupełnie fikcyjny tytuł prymasa Galicji i Lodomerii.

Prymasi niezłomni
Zamiary likwidacji urzędu prymasa rozbiły się jednak o wolę kolejnych papieży, którzy pomimo kryzysu w XIX w. instytucji Państwa Kościelnego, które upadło wraz ze zjednoczeniem Włoch, mniej lub bardziej formalnie potwierdzali, że arcybiskup gnieźnieński jest prymasem Polski. Tym bardziej że w XIX w. przyszedł czas wybitnych prymasów: abp. Leona Przyłuskiego i kard. Mieczysława Halki Ledóchowskiego. Mimo wielu szykan ze strony pruskiego rządu, a nawet uwięzienia i wygnania, jak było w przypadku kard. Ledóchowskiego, stale podkreślali, że są dziedzicami prymasowskiej tradycji. Szacunek okazywali im także polscy biskupi rezydujący w diecezjach na terenie innych zaborów. Szczególnie głośna była audiencja, jaką w czerwcu 1862 r. udzielił abp. Przyłuskiemu papież Pius IX, niezwykle dla Polaków życzliwy.

Publicznie tytułował go wówczas Prymasem Polski, co zostało szeroko nagłośnione w opinii publicznej wszystkich zaborów. Także kard. Ledóchowski, gdy uczestniczył w Soborze Watykańskim I, używał oficjalnego tytułu Prymasa Polski, co doprowadzało do furii urzędników pruskich. Szerokim echem w całej Europie odbiło się także przekazanie Piusowi IX w 1883 r. przez polską delegację ze wszystkich zaborów obrazu Jana Matejki, przedstawiającego zwycięstwo Sobieskiego pod Wiedniem. Kard. Ledóchowski w swym przemówieniu podkreślił, że występuje jako prymas w imieniu wszystkich Polaków.

Symbolicznym zamknięciem ponadstuletnich zmagań o utrzymanie tytułu prymasa było zgromadzenie wszystkich polskich biskupów pod przewodnictwem prymasa Edmunda Dalbora przy konfesji św. Wojciecha w Gnieźnie w sierpniu 1919 r., aby podziękować za odzyskanie niepodległości. Nie trwała ona długo. Kolejny prymas Polski kard. August Hlond na prośbę rządu udał się we wrześniu 1939 r. na emigrację, a gdy wrócił wiosną 1945 r., w kraju rządzili już komuniści. Rozumiejąc potrzebę stałej obecności w Warszawie, dążył do reorganizacji prowincji podlegającej prymasowi.

W 1946 r. uchylona została czasowo unia personalna z Poznaniem, a kard. Hlond został mianowany metropolitą warszawskim, nadal pozostając gnieźnieńskim. Od tej pory prymas urzędował głównie w Warszawie. Ten stan trwał także w czasie rządów prymasa Stefana Wyszyńskiego. Prymasem został w 1948 r. i pełnił ten urząd przez 33 lata, najdłużej w jego historii. Odegrał fundamentalną rolę w powojennej historii Polski, jako duchowy przywódca narodu i obrońca wiary. Nie bez powodu Jan Paweł II nazwał go Prymasem Tysiąclecia, co podkreślało zupełną wyjątkowość tej posługi. Jego dzieło w trudnych warunkach stanu wojennego i transformacji ustrojowej po 1989 r. kontynuował kard. Józef Glemp.

W 1992 r. Jan Paweł II dokonał zasadniczych zmian w terytorialnej organizacji kościelnej, powołując osiem nowych metropolii, m.in. gnieźnieńską. Tytuł prymasa nadal jednak zachował kard. Glemp, jako kustosz relikwii św. Wojciecha do ukończenia 80. roku życia, tj. do 18 grudnia br. Jednak jego jurysdykcja została ograniczona jedynie do metropolii warszawskiej. W 2006 r. Benedykt XVI zadecydował, że tytuł Prymasa Polski powraca na stałe do arcybiskupa gnieźnieńskiego. Dopóki kard. Glemp był przewodniczącym Episkopatu Polski, w rękach prymasa koncentrowała się zarówno rzeczywista władza, jak i historyczne dziedzictwo urzędu prymasa. Obecnie, gdy pracami Konferencji Episkopatu kieruje pochodzący z wyboru jej przewodniczący, z tytułem Prymasa Polski wiążą się jedynie honor i prestiż. Ale to także ważne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.