Komisja od naprawiania krzywd

bp Tadeusz Pieronek, profesor prawa kanonicznego, były rektor PAT

|

GN 45/2009

publikacja 09.11.2009 10:27

Medialny serial z Komisją Majątkową w roli głównej trwa. Akcja kolejnej części toczy się w Krakowie, a w roli głównej pojawili się radni miasta Krakowa.

Komisja od naprawiania krzywd Rzecznik KEP, ks. Józef Kloch (z lewej) i dr Krzysztof Wąsowski tłumaczyli na konferencji prasowej stanowisko komisji fot. PAP/Paweł Kula

Od pewnego czasu wzrasta nagonka na Kościół katolicki i na inne wspólnoty wyznaniowe, w tym żydowskie. Powodem jest zwrot tym wspólnotom ich własności, nielegalnie zabranej przez władze komunistyczne. Nielegalnie, a więc wbrew obowiązującym wówczas ustawom. Ta nagonka, reżyserowana przez lewicowe partie postkomunistyczne, skierowana jest zazwyczaj przeciwko Komisji Majątkowej, ustanowionej przez rząd w porozumieniu z Sekretariatem Konferencji Episkopatu Polski.

Bezprawnie zagrabione zwrócić!
Komisja Majątkowa powstała na podstawie Zarządzenia Ministra-Szefa Urzędu Rady Ministrów z dnia 8 lutego 1990 r. w sprawie szczegółowego trybu postępowania regulacyjnego w przedmiocie przywrócenia osobom prawnym Kościoła katolickiego własności nieruchomości lub ich części oraz Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 21 grudnia 1990 r. w sprawie wyłączania nieruchomości zamiennych lub nakładania obowiązku zapłaty odszkodowania na rzecz kościelnych osób prawnych. W tle tych aktów prawnych, jako podstawowe punkty odniesienia, są dwie ważne ustawy – z 20 marca 1950 r. o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, poręczeniu proboszczom posiadania gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu Kościelnego i z 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej – oraz inne źródła prawne dotyczące tego problemu, zwłaszcza jeżeli chcielibyśmy go rozważać w kontekście innych niż Kościół katolicki wspólnot religijnych.

Powołanie Komisji Majątkowej było uzasadnione względami prawnymi. Wynikało z konieczności naprawienia krzywd wyrządzonych Kościołowi katolickiemu nie przez ustawę z 1950 r., dotyczącą likwidacji dóbr kościelnych, zwanych dobrami martwej ręki, ale przez bezprawne zagarnięcie dóbr, które ta krzywdząca ustawa gwarantowała Kościołowi jako jego własność. Komisja Majątkowa nie orzeka w sprawie zwrotu dóbr zabranych Kościołowi na mocy ustawy o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki, ale o zwrocie tych dóbr (budynków, ziemi), które odebrano Kościołowi z naruszeniem tej ustawy, czyli kiedy zabrano mu to, do czego w myśl i zgodnie z literą tej komunistycznej ustawy miał prawo.

Własność należy do właściciela
Kiedy właścicielowi zabiera się to, co jest jego legalną własnością, to jest to z moralnego z punktu widzenia kradzież. Jeżeli człowieka, który kradnie, potępiamy i żądamy, by oddał cudzą własność, to tym bardziej mamy prawo do tego, by państwo, które dokonało kradzieży, a które ze swej natury powołane jest do strzeżenia porządku publicznego i przestrzegania prawa, zwróciło właścicielowi zagrabioną własność. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się nam osobiście, nie mielilibyśmy wątpliwości, że zostaliśmy pokrzywdzeni i państwo, w naszym odczuciu, miałoby obowiązek zwrócić ukradzioną nam własność. Jeżeli jednostka ma poczucie krzywdy, kiedy zostanie bezprawnie pozbawiona swego, to dlaczego usiłujemy pozbawić tego poczucia osoby prawne czy wspólnoty religijne? Przecież ta własność jest dorobkiem życia ich przodków, a często także osób jeszcze żyjących.

Jak możemy mówić o państwie praworządnym, demokratycznym, jeżeli nie przestrzega ono podstawowych zasad i praw obywatelskich, wśród których prawo własności jest święte?
Dlaczego władze Krakowa z determinacją godną ważniejszej sprawy walczą z postanowieniami Komisji Majątkowej? W zasadzie nie negują konieczności zwrotu własności. Już z podstaw prawa rzymskiego wyprowadzano zasadę, że res clamat ad dominum, czyli rzecz (własność) domaga się właściciela. I że res fructificat domino, czyli własność przynosi owoce właścicielowi. Czyżby współcześni demokraci zasiadający w ławach Rady Miasta Krakowa nie mieli pojęcia o tych fundamentalnych zasadach prawnych i moralnych, którymi od wieków kierowały się uczciwe społeczeństwa?

Spór w cieniu polityki
Usprawiedliwieniem pretensji radnych ma być dobro Krakowa. Czy rzeczywiście? Czy dobro królewskiego miasta Krakowa, miasta nauki, upominającej się m.in. przez Pawła Włodkowica o sprawiedliwość między-narodową, opartą na moralności; miasta szlachetnych idei, kultury, a dziś poszanowania podstawowych standardów demokracji, ma prawo popierać historyczną grabież, jakiej dokonali komuniści na Kościele katolickim i innych wspólnotach religijnych?

Oczywiście, można się odwoływać do legalizmu. Nie żyjemy już w tej epoce. Jeżeli chcemy czynić dobro dla społeczeństwa, w tym dla społeczności Krakowa, czyńmy to w prawdzie. A prawda jest taka, że rzecz zabraną wbrew prawu, należy zwrócić właścicielowi. Nie wyklucza to sporów o to, czy prawo regulujące zwrot własności jest zgodne z konstytucją. To zupełnie inna sprawa. Niemniej w dyskusjach na ten temat dominuje przekonanie, że jest to w porządku, także w stosunku do zasad moralnych, kiedy nielegalny posiadacz cudzej własności nie chce jej oddać, bo jest mu ona potrzebna. Nie można kierować się zasadą, że cel uświęca środki, bo jest to zasada niemoralna.

Puenta sporu jest jednak inna. Tu nie chodzi o to, kto ma rację, ale o to, kto na tym sporze może zrobić lepszy interes polityczny. Polityka, biorąc rzecz szeroko, to roztropna troska o dobro wspólne. W tym przypadku nie chodzi jednak o dobro wspólne, ale o dobro partyjne. Lewica, odpowiedzialna za grabież cudzej własności, chce się dzisiaj zaprezentować polskiemu społeczeństwu, przynajmniej w Krakowie, jako wielkoduszny rzecznik gminy Krakowa.

Oskarżanie i publiczne piętnowanie radnych, którzy opowiedzieli się za podstawową zasadą moralną, że nie wolno kraść i że nielegalne pozbawienie własności trzeba naprawić jej zwrotem właścicielowi, jest gestem, potwierdzającym, że lewica w Krakowie jest niemoralna, cyniczna i opowiada się za tym, że wszystko, co PRL uczyniła, łamiąc prawo przez siebie ustanowione, było słuszne. Czy w Krakowie wracamy do PRL-u? Interes partyjny, żerujący na niskich uczuciach części społeczeństwa krakowskiego, nieznającego kulis sprawy, chce go użyć do zdobycia elektoratu na najbliższe wybory. Panie i Panowie, w ten sposób nie zbudujecie sprawiedliwej Polski!

Sprawa Komisji Majątkowej wraca w krakowskich środkach przekazu codziennie. Przypomina ona znane z historii wystąpienia jednego z mężów stanu starożytnego Rzymu, Katona, który przy każdej okazji zwracał uwagę na to, że Rzymowi zagraża potęga Kartaginy, miasta-państwa w granicach dzisiejszej Tunezji. Wzywał on Rzymian do przeciwstawienia się Kartaginie, powtarzając przy każdej okazji: Ceterum censeo, Carthaginam delendam esse, czyli: oprócz tego uważam, że Kartaginę należy zniszczyć. Nie sądzę, by Rada Miasta Krakowa ze swoim sprzeciwem wobec działań Komisji Majątkowej przeszła do historii, podobnie jak Katon.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.