Co powie sąd... apelacyjny?

Bogumił Łoziński

|

GN 44/2009

publikacja 02.11.2009 11:31

Nauczanie Kościoła przedstawiane w przestrzeni publicznej to „język nienawiści” – tak szokujący wniosek płynie z pisemnego orzeczenia wyroku Sądu Okręgowego w Katowicach w sprawie, jaką Alicja Tysiąc wytoczyła „Gościowi Niedzielnemu”.

Co powie sąd... apelacyjny? fot. istockphoto

Dla naszej redakcji wyrok oraz jego pisemne uzasadnienie są nie do przyjęcia. Pani sędzina Ewa Solecka co prawda przyznaje nam prawo do prezentowania nauczania Kościoła, ale tylko w ściśle określonym kontekście. Jej zdaniem sposób, w jaki robili to publicyści „Gościa”, naruszył dobre imię pani Tysiąc. Problem polega na tym, że dla udowodnienia tej tezy sędzina posługuje się fałszywymi przesłankami i w sposób tendencyjny interpretuje nasze teksty. Szczególnie niebezpieczny jest precedens interpretowania nauczania Kościoła jako „języka nienawiści”. Dlatego 2 listopada złożymy odwołanie do sądu drugiej instancji.

„Język nienawiści”
Pani sędzina Ewa Solecka nakazuje redaktorowi naczelnemu „Gościa Niedzielnego” ks. Markowi Gancarczykowi oraz Archidiecezji Katowickiej wyrażenie ubolewania, że przez „używanie języka nienawiści spowodowali ból i krzywdę Pani Alicji Tysiąc”. Zarzut o używanie „języka nienawiści” wobec katolickiego tygodnika jest szczególnie bolesny, bo jego cele są zgoła przeciwne, dlatego sąd powinien mieć mocne argumenty, aby go udowodnić. Tymczasem ich nie ma. Co więcej, rozumowanie, jakie przedstawia dla uzasadnienia tego obraźliwego wyrażenia, opiera na fałszywych przesłankach. Przede wszystkim w polskim prawie określenie „język nienawiści” w ogóle nie występuje, nie ma też jasnej definicji takiego sformułowania. Zwykle posługują się nim środowiska lewicowe w celu napiętnowania politycznych i ideowych adwersarzy. Tak właśnie zrobił adwokat pani Tysiąc wobec „Gościa”. Problem polega na tym, że sędzina niezawisłego sądu powtórzyła to sformułowanie, całkowicie przyjmując perspektywę jednej strony, tym samym nie pozostawiając złudzeń, że wyrok nie opiera się choćby w minimalnym stopniu na obiektywnych przesłankach, a ona sama jest stroną konfliktu, który miała bezstronnie rozstrzygać.

Prawda w kontekście
Pani sędzina przyznaje, że publicyści „Gościa” mogą pisać, iż aborcja jest zabiciem człowieka, ale według niej przytaczanie tego fragmentu nauczania Kościoła w pewnym kontekście i porównaniu mogło naruszyć dobra osobiste pani Tysiąc. Jaki to kontekst? Otóż według sędziny, „Gość” oparł swą publicystykę na fałszywym twierdzeniu, że pani Tysiąc otrzymała na mocy wyroku Trybunału w Strasburgu odszkodowanie za to, że nie mogła dokonać aborcji i zabić własnego dziecka. Sędzina kilkakrotnie w wyroku podkreśla, że jest to teza nieprawdziwa i w związku z tym czytelnicy tygodnika zostali wprowadzeni w błąd i mogli nastawić się negatywnie do powódki. Owszem, jest tu teza nieprawdziwa, ale pani sędziny. Oficjalnie rzeczywiście odszkodowanie zostało przyznane za brak w polskim prawie instytucji odwoławczej od decyzji lekarzy, którzy nie widzieli podstaw do wydania zgody na aborcję z przyczyn zdrowotnych. Jednak kontekst sprawy, jednoznacznie formułowany w licznych publicznych wystąpieniach pani Tysiąc oraz osób ją wspomagających ze środowisk feministycznych, jednoznacznie wskazywał, że chodzi tu o walkę o prawo do aborcji na życzenie. Sama pani Tysiąc nigdy nie ukrywała, że takie rozwiązanie powinno w Polsce obowiązywać.

Ale zostawmy na boku interpretacje. Gdyby pani sędzina zapoznała się z całym wyrokiem Trybunału w Strasburgu, przeczytałaby zdanie odrębne sędziego Javiera Borrego, który jednoznacznie stwierdził, że wy-rok promuje aborcję na życzenie. W jaki więc sposób opinie wyrażane w „Gościu” na temat wyroku w Strasburgu mogły być fałszywe, skoro takie samo zdanie ma jeden z sędziów w tej sprawie orzekający? Stąd całe rozumowanie sędziny, że „Gość” naruszył dobre imię powódki, bo porównywał jej zachowanie do wydarzeń, które rzekomo miały miejsce, jest nieprawdziwe. Sędzina nie tylko używa wobec „Gościa” obraźliwych określeń, które nie istnieją w polskim prawie, nie tylko zarzuca tygodnikowi fałsz tam, gdzie pisze prawdę. Idzie jeszcze dalej: dla udowodnienia wątpliwych tez wyroku próbuje wmówić, że ks. Gancarczyk w tekście „Siła przyzwyczajenia” porównał panią Tysiąc do hitlerowskich zbrodniarzy. Polecam ten tekst to przeczytania. Rzeczywiście występuje w nim osoba pani Tysiąc, a także hitlerowscy zbrodniarze, tyle że nie są porównywani ze sobą. Nie spotkałem w ostatnich tygodniach publikacji, w której analizujący ten tekst publicysta czy prawnik podzieliłby opinię pani sędziny. Główny dowód sądu, mający rzekomo wskazywać na winę pozwanych, po prostu nie istnieje.

Przeciętny odbiorca
Argumentem, który ma przesądzić o rzekomej winie „Gościa”, było zdefiniowanie przez sędzię Solecką przeciętnego czytelnika tygodnika. Otóż według sędziny, publicyści tygodnika wytworzyli wobec pani Tysiąc taki klimat, który mógł u czytelników wytworzyć niechęć do niej. Jednak nie chodziło tylko o to, co było w tekstach, lecz o to, że według sądu prawie połowa czytelników „Gościa” nie rozumie tego, co czyta. „Około połowa czytelników »Gościa Niedzielnego« ma wykształcenie podstawowe lub zasadnicze zawodowe. Można więc zasadnie przyjąć, że w większości nie są to osoby, które poddają czytane teksty analizie logicznej lub językowej, lecz rozumieją je zgodnie z emocjami, jakie budzi w nich to, co czytają”. To stwierdzenie pani sędziny Soleckiej jest skandaliczne, bowiem obraża osoby z wykształceniem podstawowym i zasadniczym. Nie wiem, na podstawie jakich przesłanek sędzina twierdzi, że osoby z takim wykształceniem nie potrafią poddać czytanego tekstu analizie logicznej czy językowej, a odbierają go jedynie na poziomie emocjonalnym. Jest to arbitralne stwierdzenie, niepoparte żadnymi dowodami. Czytelnicy „Gościa” z grupy z takim wykształceniem, których w 2007 r. było prawie 46 procent, a obecnie jest ok. 35 procent, słusznie mogą się czuć tymi insynuacjami urażeni. Sędzina Solecka stawia w swoim wyroku mocne tezy: o języku nienawiści, spowodowaniu bólu i krzywdy, naruszeniu dóbr osobistych, bezprawnym porównaniu itp. Problem polega na tym, że w uzasadnieniu wyroku kompletnie nie udało się jej tych zarzutów udowodnić, a przy okazji obraziła naszych czytelników.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.