Wygrać niedzielę

Jacek Dziedzina

|

GN 38/2009

publikacja 21.09.2009 21:22

Jaka jest różnica między świętowaniem w niedzielę a wolnym weekendem? Zasadnicza. Za wolny weekend nikt jeszcze nie oddał życia.

Według statystyk, coraz mniej młodych ludzi świętuje niedzielę przy ołtarzu. Według statystyk, coraz mniej młodych ludzi świętuje niedzielę przy ołtarzu.
Henryk Przondziono

W dniu Pańskim porzućcie wszystko i spieszcie nie zwlekając na swoje zgromadzenie, bo przez nie oddajecie chwałę Bogu – tak w III wieku pouczały wiernych „Didaskalia Apostolskie”. Już dla pierwszych wyznawców Chrystusa uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii było nie tylko obowiązkiem, ale naturalną potrzebą, konsekwencją wyboru, jakiego dokonali, przyjmując chrzest. Nawet jeśli warunki zewnętrzne i prawo państwowe uniemożliwiały gromadzenie się na „łamaniu chleba”, nierzadko narażając własne życie, sprawowali Eucharystię.

Starożytne pisma pełne są świadectw odważnej postawy chrześcijan wobec prześladujących ich władz: „Bez żadnej obawy sprawowaliśmy wieczerzę Pańską, ponieważ nie wolno jej zaniechać; takie jest nasze prawo; nie możemy pozostać bez wieczerzy Pańskiej” – to wyznanie afrykańskich męczenników z czasów Dioklecjana przytoczył Jan Paweł II w liście apostolskim „Dies Domini”. Warto wrócić do tego dokumentu. Zwłaszcza dzisiaj, gdy w warunkach wręcz cieplarnianych (przynajmniej w Polsce) – z parafiami, godzinami Mszy św., proboszczami i kaznodziejami do wyboru, do koloru – zdarza nam się zbyt łatwo usprawiedliwić nieobecność na niedzielnej liturgii.

Kto za liczbami stoi
Według opublikowanych w tym roku wyników badań CBOS, poziom regularnego uczestnictwa Polaków w niedzielnej Mszy św. nie zmienił się znacząco w ciągu ostatnich 20 lat. Nadal ponad połowa społeczeństwa deklaruje w badaniach, że przynajmniej raz w tygodniu uczestniczy w nabożeństwie. Jednocześnie z tych samych badań jasno wynika, że spadek praktyk religijnych jest obserwowany u osób w wieku 18–24 lata. Dzisiaj tylko 45 proc. Polaków w tym przedziale wiekowym deklaruje coniedzielne uczestnictwo we Mszy św., podczas gdy na początku lat 90. było to ok. 63 proc. młodych ludzi.

Wśród młodych wzrosła także (do 12 proc.) liczba osób, które w ogóle nie uczestniczą w liturgii w kościele. Pogłębione badania mogłyby wyjaśnić, ile z tych osób po prostu przestało identyfikować się z Kościołem, a ile – z różnych powodów – zaniedbuje niedzielną Eucharystię. Liczby liczbami, ale za nimi stoją realni ludzie, ze swoją gorliwością lub lenistwem, a czasem z dylematem, który stwarza sytuacja życiowa: praca albo kościół. A także, coraz częściej: studia albo kościół.

Kino czy hipermarket?
Temat pracy w niedzielę to niekończąca się opowieść. Przykazanie „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił” jest niby proste, a jednak wątpliwości mamy także my, wierzący. Sztandarowym przykładem ścierania się dwóch wizji była walka o zakaz handlu w hipermarketach w niedzielę (co jest normą w wielu krajach UE). We wspomnianym liście „Dies Domini” Jan Paweł II pisał: „Jest zatem naturalne, że chrześcijanie winni dołożyć starań, aby także w szczególnych okolicznościach naszej epoki prawodawstwo cywilne brało pod uwagę ich obowiązek świętowania niedzieli”.

Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o sytuacjach, gdy praca w niedzielę jest konieczna i nie można mówić o złamaniu III przykazania, z jednym zastrzeżeniem: „Gdy zwyczaje (sport, rozrywki itd.) i obowiązki społeczne (służby publiczne itp.) wymagają od niektórych pracy w niedzielę, powinni czuć się odpowiedzialni za zapewnienie sobie wystarczającego wolnego czasu”. – To jasne, że muszą pracować szpitale, domy pomocy społecznej, ale także stacje benzynowe, bo na przykład jest potrzebne paliwo, żeby dojechać do szpitala – mówi ks. dr Antoni Bartoszek, teolog moralista z Uniwersytetu Śląskiego. – Katechizm mówi też o tych służbach, które pozwalają innym przeżyć rozrywkę, odpoczynek, dlatego praca na przykład w kinie jest jak najbardziej usprawiedliwiona. Rozrywką i odpoczynkiem z pewnością nie są zakupy w hipermarketach – dodaje.

Paragraf za słaby
Oczywiście trudno wprowadzać tylko odgórne zakazy, bez wychowywania siebie nawzajem do kultury świętowania (choć samo prawo także ma charakter wychowawczy). Problem leży przecież nie tylko w strukturach, ale w woli samych chrześcijan. W „Dies Domini” Papież dodaje: „Niezależnie od tego [jakie są warunki – J.Dz.] są [wierzący] w sumieniu zobowiązani do takiego zaplanowania odpoczynku niedzielnego, aby mogli uczestniczyć w Eucharystii (…)”. Daria Olbrich przez pół roku pracowała w Szkocji. W pewnym momencie pojawiła się szansa na dodatkowe godziny w innym miejscu. Jeden minus – praca przez 6 dni w tygodniu, dzień wolny był ruchomy, niekoniecznie przypadał w niedzielę. – Postanowiłam sobie, że od razu postawię warunek, że potrzebuję dzień wolny mieć właśnie w niedzielę albo w sobotę, bo jestem katoliczką i z tego nie zrezygnuję, bo Msza św. jest dla mnie najważniejsza. Powiedziałam to szefowi. Pomyślałam, że jeśli odmówi, zrezygnuję z tej pracy. I ku mojemu zdumieniu, zgodził się na mój warunek – wspomina. Anna Gulina jest stewardessą, przez kilka lat pracowała w Bahrajnie.

To mała wyspa położona między Katarem a Arabią Saudyjską. Kraj muzułmański, ale panuje tam całkowita wolność wyznania. Parafia katolicka mieści się w samym środku dzielnicy szyickiej, w święta Msze przenoszone są na stadion, z powodu dużej liczby chętnych. Trudności z Mszą św. pojawiały się zatem tylko w czasie podróży służbowych po innych krajach arabskich i Dalekiego Wschodu.

– Zawsze pytałam w hotelach o kościół, zawsze był ktoś, kto wskazał na jakiegoś pracownika katolika itd. – mówi Ania. – Znajdowałam kościoły z Mszą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na Filipinach, w Tajlandii, w Bangladeszu i Nepalu. Prawdę mówiąc, trudniej znaleźć kościół, jadąc na zorganizowany urlop na wyspie urządzonej pod turystów zachodnich, z hotelem pięciogwiazdkowym, niż latając po tych wszystkich zakątkach świata – dodaje.

Sprzeciw woli
Co robić w sytuacji, gdy jesteśmy zmuszeni pracować w niedzielę w miejscu, które wcale nie musi w tym dniu funkcjonować? – Najpierw warto podjąć próbę znalezienia innej pracy – wylicza ks. dr Antoni Bartoszek. – Wiemy jednak, jaki jest rynek pracy i nieraz nie można znaleźć niczego innego. Jeśli pracodawca nie chce dać wolnej niedzieli, to sytuacja przymusu znosi odpowiedzialność za to, że nie zachowuje się odpoczynku niedzielnego. Zawsze jednak należy domagać się od pracodawcy takiego ukształtowania czasu pracy, aby móc być na niedzielnej Mszy św. – tłumaczy moralista z UŚ. – To jest podstawowe prawo pracownika; pracodawca ma obowiązek zapewnić mu czas na odpoczynek i oddawanie czci Bogu – dodaje.

W ubiegłym roku, w czasie podróży po Syrii, poznałem pracowników ministerstwa kultury. Część z nich to chrześcijanie. I w tym muzułmańskim kraju, rządzonym przez wojskową dyktaturę, wyznawcy Chrystusa pracujący w urzędach państwowych mają zapewnione 2 godziny wolnego w niedzielę (to dzień roboczy w krajach muzułmańskich), by mogli uczestniczyć w Eucharystii. Wzór dla krajów zachodnich.

Wagary dla Boga?
Problemy z niedzielą zgłaszają czasem studenci studiów zaocznych, odbywających się najczęściej w soboty i niedziele. Zajęcia zaczynają się czasami już o 8, a kończą o 20. Zrezygnować z wykładu? Wielu tak robi. Ale niektórzy profesorowie sprawdzają obecność, także na wykładach, nie tylko na ćwiczeniach. Sprawa nie zawsze jest łatwa, ale – przynajmniej w Polsce – nie beznadziejna. Sprawdziliśmy rozkład Mszy św. we wszystkich większych ośrodkach uniwersyteckich: nie ma ani jednego miasta – od Rzeszowa przez Kraków, Poznań aż po Szczecin – gdzie nie byłoby Eucharystii o 6 czy 6.30 rano lub 20.30 czy nawet 21 i 21.30.

Oczywiście pozostaje dylemat tych, którzy muszą dojechać do domu autobusem… – To ja stawiam inne pytanie: czy na jakichkolwiek studiach zaocznych ktokolwiek zaproponował, poprosił wykładowcę o taką przerwę, żeby umożliwić chętnym udział w Mszy św.? – zastanawia się ks. Bartoszek. – Jestem za tym, żeby podejmować trud i wymagać od siebie. Kiedyś ludzie ginęli za wierność niedzielnej Eucharystii. Przecież ostatecznie tu nie chodzi o wypełnienie suchego obowiązku. Eucharystia to spotkanie z Chrystusem, więc zrobię wszystko, żeby w tym dniu po prostu być z moim Panem i Zbawicielem – dodaje.

Więcej niż weekend
Zresztą słowo „obowiązek” sugeruje, że żadnej radości z tego nie mamy oraz że jest konkurentem dla zwykłych przyjemności wypoczynku. Tymczasem Jan Paweł II w „Dies Domini” mówi wyraźnie: „Nie istnieje żadna sprzeczność między radością chrześcijańską a prawdziwymi radościami ludzkimi”. Papież uważa, że „choć udział w Eucharystii jest sercem niedzieli, nie należy rozumieć, że na tym wyczerpuje się obowiązek »świętowania« tego dnia. Uczniowie Chrystusa powinni się starać, aby także inne wydarzenia dnia, nie mające charakteru liturgicznego – spotkania w gronie rodziny czy przyjaciół, różne formy rozrywki – odznaczały się pewnym stylem, który pomaga wyrażać pośród zwyczajnego życia pokój i radość Zmartwychwstałego”.

Jednocześnie w innym miejscu list Jana Pawła II przypomina, że świętowanie niedzieli jest czymś ważniejszym niż otaczany dziś głębokim kultem weekend (najlepiej jak najdłuższy). „Od uczniów Chrystusa oczekuje się jednak, by nie mylili świętowania niedzieli, które powinno być prawdziwym uświęceniem dnia Pańskiego, z »zakończeniem tygodnia«, rozumianym zasadniczo jako czas odpoczynku i rozrywki”. Na razie w historii nie ma jeszcze przykładu, żeby ktoś umierał za wolny weekend. Za świętą niedzielę trochę krwi się polało.

Na szczęście na co dzień nie jest aż tak tragicznie; ewentualnie bywa trochę sportowo. Do dziś z kolegą wspominamy coniedzielne 30-kilometrowe trasy na rowerze do i z kościoła podczas długich miesięcy spędzonych w zabitej dechami wiosce we wschodniej Anglii. Nieraz przed lub po nocnej zmianie w pracy. Po powrocie do Polski aż się w głowie kręciło od dźwięku dzwonów na każdym zakręcie…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.