Więcej Vianneyów!

Szymon Babuchowski, zdjęcia Jakub Szymczuk

|

GN 31/2009

publikacja 02.08.2009 23:26

Dziś, jak nigdy, potrzeba światu takich Vianneyów. Skoro jeden kapłan oddany Bogu może porwać tylu ludzi, to jest jeszcze dla nas nadzieja.

Gęsta mgła spowija okolicę Ars. Ks. Vianney idzie z Ecully, oddalonego o 30 km. Za nim, na wozie, jedzie cały dobytek: drewniane łóżko, trochę książek i węzełek z odzieżą. „Nie ma w Ars zbyt wiele Bożej miłości i trzeba ją tam zanieść” – słyszy w głowie. We mgle zgubił drogę. Nagle na opustoszałych łąkach dostrzega grupkę pastuszków. Mówią gwarą i ks. Vianney musi kilkakrotnie powtórzyć pytanie, zanim go zrozumieją. Wreszcie jeden z nich wskazuje nieznajomemu kierunek. – Kochany chłopcze – dziękuje kapłan – ty mi pokazałeś drogę do Ars, a ja ci wskażę drogę do nieba.
 



Św. Jan Maria Vianney 1786–1859


Konfesjonał oblężony
Docieramy do Ars w słoneczne lipcowe przedpołudnie. Ze wzgórza tym razem widać wyraźnie miasteczko i wieże kościoła, który od tamtego czasu bardzo się rozrósł. W miejscu, gdzie św. Jan Maria Vianney rozmawiał z pastuszkiem, dziś stoi pomnik przedstawiający tę scenę. Jeden z tutejszych mieszkańców, przechodząc z psem, zatrzymuje się w tym miejscu na modlitwę. Klęka pod figurą, a potem siada na ławeczce i czyta Biblię. Ksiądz Vianney do dziś zbiera plony swego siewu.


Kiedy przyszedł tu w 1818 roku, wioska nie odznaczała się zbytnią pobożnością. Ludzie bez skrupułów opuszczali Msze, przeklinali i przepijali majątek w czterech szynkach. Mówiono, że „tylko chrzest różni ich od bydląt”. Jaka siła musiała tkwić w prostym proboszczu, który nie umiał nawet porządnie sklecić kazania, że udało mu się odwrócić tę sytuację o 180 stopni? – Kiedyś inny ksiądz zapytał ks. Vianneya: „Dlaczego u ciebie ludzie się nawracają, a u mnie nie? On odpowiedział pytaniem na pytanie: „A czy ty pościsz?” – opowiada ks. Karlo Tyberghien, oprowadzający nas po Ars. Rzeczywiście, święty prowadził bardzo ascetyczny tryb życia – spał niewiele, żywił się głównie ziemniakami.
 



Panorama Ars. W tle bazylika


W zamian otrzymał od Boga dar czytania w ludzkich sumieniach. Zdarzało się, że z długiej kolejki penitentów wyławiał tego, który najpilniej potrzebował sakramentu pokuty. Już po 10 latach jego posługi praktykowała niemal cała wioska. Kolejki do konfesjonału ustawiały się takie, że ks. Vianney w pół godziny przechodził kilkanaście metrów, które dzieliły jego mieszkanie od kościoła. – Podobno rzucał w tłum medaliki. Ludzie rozstępowali się, by je podnieść, a on korzystał z okazji i przechodził – uśmiecha się ks. Tyberghien.

Modlitwa i wypas
Nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Jan Maria Vianney urodził się w Dardilly koło Lyonu, w rodzinie ubogich wieśniaków Mateusza i Marii Beluse. Dziś w jego domu rodzinnym mieści się muzeum. Na podstawie skromnego wystroju wnętrza można wyobrazić sobie warunki, w jakich żyła rodzina. Największym skarbem świętego była wówczas drewniana statuetka Maryi, podarowana mu przez matkę. Kiedyś Maria Beluse odnalazła czterolatka modlącego się przed figurą w obórce. Modlitwa towarzyszyła również nieco starszemu Jankowi podczas wypasania zwierząt.





Pokój proboszcza z Ars


Tymczasem we Francji szalała rewolucja. Dzieci nie miały świadomości chaosu, w jakim pogrążał się kraj, ale i one zostały dotknięte jego skutkami. Komunię musiały przyjąć potajemnie, w prowizorycznej kaplicy urządzonej w szopie. Nie mogły też chodzić do szkoły. Jean-Marie nauczył się czytać dopiero w wieku 17 lat. Nic dziwnego, że seminarium ukończył z najwyższym trudem. Z łaciny miał nawet ocenę „debilissimus”, a przełożeni namawiali go do rezygnacji. Tylko wyjątkowa pobożność świętego sprawiła, że dopuszczono go do święceń.

Schodzone buty
Przed kościołem w Ars grupa młodych Francuzów modli się pięknym, czystym śpiewem. Odprawiają tu rekolekcje. Niektórzy są w seminarium. Czy pójdą w ślady ks. Vianneya? Chyba będzie im trudniej oderwać się od wygód tego świata. W domu proboszcza patrzymy na schodzone, przykurzone buty świętego, na łóżko, w którym lubił spać, „bo było najmniej wygodne”, i jakoś trudno nam w ten model wpisać dzisiejszych księży. Jan Maria Vianney 17 godzin dziennie spędzał w konfesjonale. Kto by dziś tyle wytrzymał? A jednak Ars i dzisiaj jest miejscem nawróceń. Spowiednicy mają tu ciągle pełne ręce roboty. – Ludzie we Francji rzadko korzystają z sakramentu pokuty, ale tu jest inaczej – podkreśla ks. Tyberghien.





Ty mi pokazałeś drogę do Ars, a ja ci wskażę drogę do nieba – powiedział św. Jan Maria Vianney do pastuszka


Do Ars przybywa rocznie 450 tys. pielgrzymów. Najczęściej zatrzymują się przy relikwiarzu w bocznej kaplicy bazyliki, gdzie umieszczone jest ciało świętego. W tym roku duszpasterze spodziewają się znacznie większej liczby gości. W końcu to Rok Kapłański, którego św. Jan Maria Vianney jest patronem. Plakaty w całym miasteczku przypominają o 150-leciu jego śmierci, które przypadnie 4 sierpnia. We wrześniu rozpoczną się w Ars międzynarodowe rekolekcje dla kapłanów, które wygłosi kard. Christoph Schönborn.

Taniec do obiadu gratis
Mieszkamy w Domu Opatrzności, założonym przez proboszcza z Ars jako szkoła dla ubogich dziewcząt. Ks. Vianney nie szczędził środków na utrzymanie kościoła i pomoc potrzebującym. Może to właśnie dlatego w Domu Opatrzności działy się cuda rozmnożenia zboża i mąki. Dziś to miejsce służy za dom pielgrzyma, o który troszczą się siostry z rodziny misyjnej Donum Dei.





Budynek probostwa, w którym święty mieszkał przez ponad 40 lat


To wspólnota, która na całym świecie tworzy… restauracje. – Nie mówimy w nich zbyt dużo o Ewangelii, ale chcemy, by każdy klient – niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy nie – poczuł u nas chrześcijańskiego ducha – opowiada s. Laarni z Filipin. Własnymi podniebieniami stwierdzamy, że charyzmat „restauracyjny” siostry realizują znakomicie, a ilość serwowanego przez nie jedzenia budzi podejrzenia, że cud rozmnożenia żywności w Domu Opatrzności ciągle trwa.

On tam jest
Wieczorny wypad do miasteczka, które liczy zaledwie 1300 mieszkańców, musi się skończyć w jedynej czynnej o tej porze restauracji. Jak najbardziej świeckiej. Obok naszego stolika siedzi młody człowiek z czubem na głowie i agrafką w uchu, i bacznie się nam przygląda. – Polonaise? – pyta wreszcie, a kiedy potwierdzamy, z uznaniem wypowiada się o Janie Pawle II i „Solidarności”. Siedzący razem z nim starsi państwo ożywiają się. Pani wyciąga z portfela obrazek z Papieżem i pokazuje nam z uśmiechem.





Dom pielgrzyma prowadzą siostry ze wspólnoty Donum Dei


We Francji to nie takie częste. Praktykuje zaledwie 2 proc. społeczeństwa. – Za to ci, którzy chodzą do kościoła, są bardzo mocno zaangażowani. Widać to w nowych wspólnotach, gdzie jest dużo młodych – twierdzą Marie-Pauline i Eduard Dujardin. Osiem miesięcy temu wzięli ślub, teraz spodziewają się dziecka. Przyjeżdżają do Ars z Paryża przynajmniej dwa razy w roku. – Bardzo lubimy to miejsce – mówią. – Jan Maria Vianney to wielki święty, szkoda, że w naszym kraju zna go tylko 2 proc.

Dziś, jak nigdy, potrzeba Francji i światu takich Vianneyów. Skoro jeden kapłan oddany Bogu może porwać tylu ludzi, to jest jeszcze dla nas nadzieja. – Młodzi we francuskim Kościele to głównie ci, którzy brali udział w Światowych Dniach Młodzieży w Paryżu – podkreśla ks. Michał Kłakus, Polak pracujący w Tulonie. – Wielu z nich wcześniej w ogóle nie chodziło do kościoła. Teraz ożywiają wspólnoty.
 



Pielgrzymi najczęściej zatrzymują się przy relikwiarzu z ciałem świętego


Przed wyjazdem uchylamy drzwi kaplicy wieczystej adoracji w Domu Opatrzności. Stale ktoś w niej się modli. Podobno ks. Vianney w ramach kazania potrafił przez kwadrans powtarzać tylko trzy słowa: „On tam jest”. I wskazywać na tabernakulum. Ars to zrozumiało, pora zanieść to przesłanie dalej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.