Obudzić głód Ducha

Krzysztof Błażyca

|

GN 22/2209

publikacja 31.05.2009 23:53

Ludzie są głodni świadectwa, nie przemówień – mówi o. Christophe Blin w rozmowie z Krzysztofem Błażycą

Obudzić głód Ducha O. Christophe Blin, rekolekcjonista, kapłan wspólnoty Chemin Neuf fot. ROMAN KOSZOWSKI

Krzysztof Błażyca: Skąd u nas dystans wobec darów Ducha Świętego?
O. Christophe Blin: – Myślę, że w Kościele zachodnim Duch Święty jest za mało znany i stąd nasza powściągliwość, a czasem i obawa. Bo kim właściwie jest Duch Święty? O Bogu Ojcu jakoś łatwiej się myśli. Do obrazów Jezusa też się przyzwyczailiśmy. A co to jest Duch Święty – gołębica, ogień, źródło wody...? W Kościele prawosławnym teologia Ducha Świętego jest bardziej rozwinięta. U nas jest ruch odnowy charyzmatycznej, lecz myślę, że tu obawy może budzić ekumeniczny charakter tego ruchu.

Czy dystans wobec Ducha Świętego nie bierze się też z lęku przed utratą niezależności – jeśli poddam się prowadzeniu przez Ducha Świętego, ograniczy to moją wolność?
– Ale to właśnie Duch Święty daje nam wolność! Uwalnia nas, byśmy nie byli związani rzeczami, które nas blokują na drodze do Boga. Wspólnota, duchowość, sposób życia nie są celem samym w sobie. Są nam dane jako środek na drodze do celu. Bliskie mi są słowa Ignacego Loyoli: „Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i jemu służył. Inne zaś rzeczy są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony...”. Naszym powołaniem jest być z Jezusem.

Kiedy po raz pierwszy doświadczyłeś w swym życiu działania Ducha Świętego?
– To było w Ars w 1984 r. Miałem 23 lata. Rodzice co prawda ochrzcili mnie, ale nic więcej. Chrześcijaństwem zafascynowało mnie pewne małżeństwo, które poznałem w Afryce. Mówili o swoim spotkaniu Jezusa. Początkowo nie chciałem ich słuchać, jednak zauważyłem, że ich świadectwo jest prawdziwe. Mieli w sobie radość, pokój, których mi brakowało. W ich domu czuć było obecność Ducha Świętego, choć wtedy tak bym tego nie nazwał. Po powrocie do Francji zacząłem uczestniczyć w życiu chrześcijan. Poszedłem na spotkanie zorganizowane przez Wspólnotę Błogosławieństw. Tam po raz pierwszy zetknąłem się z modlitwą w językach. Nie wiedziałem, co to jest, ale nie czułem się obco.

Też chciałeś się tak modlić?
– Modlitwa w językach to tylko jeden z darów Ducha Świętego, do tego ten „najmniejszy”, jak pisze św. Paweł. Pragnąłem darów Ducha Świętego, ale nie wiedziałem, jak je otrzymać. Czytałem teologów, studiowałem Biblię. Musiało minąć kilka miesięcy. W 1985 r. poznałem wspólnotę Chemin Neuf. Pojechałem na rekolekcje wspólnoty i tam po raz pierwszy doświadczyłem miłości Boga wobec mnie. Zacząłem też śpiewać w językach. Te dary były konsekwencją chrztu w Duchu Świętym, którego wtedy doświadczyłem.

Co to jest chrzest w Duchu Świętym?
– To świadome przyjęcie Jezusa do swojego życia. To nie jest kolejny sakrament, ale potwierdzenie łaski sakramentu chrztu, który otrzymałem jako dziecko. To jak jazda samochodem, kiedy oddaję Jezusowi kierownicę mego życia, zamiast sadzać go na tylnym lub nawet bocznym siedzeniu. Wspólnoty charyzmatyczne korzystają z darów Ducha Świętego podczas spotkań modlitewnych i w czasie Mszy św. Gdybyś jednak zaczął się modlić w językach podczas Mszy parafialnej, wielu by się zdziwiło. – Jesteśmy wolni, by używać darów Ducha Świętego. Kontrolujemy je. To nie trans, nie coś obcego, co ma nad nami władzę. Dlatego zanim zaczniemy używać charyzmatów, trzeba rozeznać, czy to odpowiednie miejsce i czas. Aby nie robić skandalu. Charyzmatów używa się, by kierować ludzi do Boga, a nie żeby szokować. Każdy charyzmat jest dany po to, by budować Kościół. Jeśli nie buduje, to lepiej nie używać.

Rodzina słucha w Kościele czytania: „Owocem Ducha są: miłość, radość, pokój…”. Potem wraca do domu i jakby nie było czytania... Wyolbrzymiam?
– Kto spotka osobiście Jezusa, otrzymuje radość i ona w nim trwa. Ale jest wielu ludzi, którzy choć szczerze wierzą w Jezusa, starają się żyć według Jego nauki, to nigdy naprawdę nie spotkali Go osobiście, nie doświadczyli Jego miłości, nie uświadomili sobie, że są zbawieni. I radość, do której są wezwani, gubi się w monotonii codzienności. Myślę, że my, pasterze Kościoła, nie wystarczająco zapraszamy ludzi do osobistego spotkania z Jezusem. Apostołowie nie wygłaszali ładnych kazań, ale głosili kerygmat: Jezus zmarł i zmartwychwstał dla ciebie. I dawali świadectwo, opowiadali o własnym doświadczeniu spotkania Jezusa. Ludzie są głodni świadectwa, nie przemówień. Mnie do wiary też doprowadziło świadectwo życia zwykłej rodziny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.