Biskup Herbert

Andrzej Grajewski

|

GN 39/2008

publikacja 26.09.2008 13:57

Sto lat temu (22 września 1908 r.) urodził się biskup Herbert Bednorz. Był jednym z tych, którzy przeprowadzali Kościół w Polsce przez „Morze Czerwone”.

Biskup Herbert Bp Bednorz w Piekarach Śląskich w stanie wojennym przyjmuje dar od internowanych z Uherc fot. ARCHIWUM GN

Gdy w grudniu 1950 r. otrzymywał sakrę biskupią, miał 42 lata i był chyba najmłodszym członkiem polskiego episkopatu. Wyróżniał się nie tylko wiekiem, ale i doświadczeniem oraz pochodzeniem społecznym. Część ówczesnego episkopatu wywodziła się z arystokracji bądź mieszczaństwa, nie brakowało także synów chłopskich. Potomków robotników było niewielu.

Syn ślusarza
Jego ojciec Józef, ślusarz pracujący na kolei, był zaangażowany w działalność polskich organizacji plebiscytowych. Jednak rodzinne Gliwice, po podziale Górnego Śląska, pozostały po stronie niemieckiej. Jesienią 1922 r. Bednorzowie wraz z siedmiorgiem dzieci przenieśli się do Katowic, podobnie jak tysiące innych polskich rodzin, uciekając przed falą antypolskiego terroru. Tam w 1932 r. Herbert Bednorz otrzymał święcenia kapłańskie. W okresie okupacji był wikarym w Brzezinach Śląskich. Organizował m.in. pomoc dla parafian, których najbliżsi znaleźli się w niemieckich obozach koncentracyjnych. Więźniem obozów był także jego brat. Niezwykle ważne dla formacji przyszłego biskupa katowickiego były studia w latach 30. na Zachodzie: w Louvain (Belgia) na Wydziale Nauk Społecznych oraz w Instytucie Nauk Ekonomicznych w Paryżu. Tam obronił dwie prace doktorskie: z nauk społecznych oraz z prawa. Był z pewnością jednym z lepiej wykształconych polskich biskupów swojej doby. Po wojnie ks. Bednorz próbował realizować nowe pomysły duszpasterskie jako szef Referatu Duszpasterskiego. Szybko zwrócił na siebie uwagę biskupa katowickiego Stanisława Adamskiego, który po ataku paraliżu poprosił Watykan o nowego biskupa. Młody, pełen energii i pomysłów kapłan został w Katowicach biskupem koadiutorem z prawem następstwa. Powierzona mu została jedna z najludniejszych diecezji w Polsce, gdzie wkrótce miało dojść do ostrej konfrontacji ideologicznej.

Więzienne bierzmowanie
W posługę biskupią wchodził zadziornie. Uważał, że należy twardo upominać się o swoje, egzekwując obowiązujące prawo. Dlatego jesienią 1952 r. poparł apel bp. Adamskiego do wiernych, aby podpisywali się pod petycją w sprawie utrzymania nauki religii w szkołach. Petycję podpisało ponad 70 tys. osób, co rozjuszyło władze. Rozpoczęła się gigantyczna akcja UB zastraszania i szantażowania ludzi. Wszystkie listy z podpisami zniszczono. Po kilku dniach władze wygnały z diecezji biskupa Adamskiego oraz jego sufragana, niezłomnego biskupa Juliusza Bieńka. 4 listopada 1952 r. bp Bednorz został wezwany na przesłuchanie do gmachu UB w Katowicach. – „Poszedłem do nich, tak jak stałem, w sutannie, gdyż siedziba UB była kilkaset metrów od gmachu kurii, gdzie urzędowałem” – opowiadał mi po latach. Po przesłuchaniu do domu już nie wrócił. Został aresztowany. Do celi wchodził w sutannie, piusce, z krzyżem biskupim na piersiach. Przez miesiąc przechodził wyczerpujące, często ciągnące się nocami śledztwo. Siedział sam w zimnej piwnicznej celi bez okien, gdzie dzień i noc świeciła żarówka. Nie był bity. Próbowano go złamać i uczynić z niego „księdza patriotę”, który zastąpiłby wygnanego bp. Adamskiego. Plan się nie udał. „W więziennej celi – wspominał – przeszedłem drugą biskupią konsekrację”. Po miesiącu w grudniu 1952 r. został wypuszczony i natychmiast wygnany z Katowic. Przez 4 lata mieszkał u sióstr w Poznaniu. Wraz z pozostałymi biskupami śląskimi wrócił do Katowic w listopadzie 1956 r.

Biskup soboru
Był jednym z dwudziestu polskich biskupów, którzy uczestniczyli w najważniejszym wydarzeniu Kościoła w XX wieku, jakim był Sobór Watykański II. Brał udział we wszystkich sesjach soborowych. Pracował w Komisji ds. Laikatu i Środków Masowego Przekazu. Znakomicie mówiący w języku francuskim, niemieckim, włoskim i angielskim, bp Bednorz został rzecznikiem prasowym polskich biskupów na soborze. Wykorzystał ten czas także dla zbudowania szerokich kontaktów. Później, od 1967 r. już jako biskup katowicki, jeździł po świecie, ucząc się cudzych doświadczeń, ale i prezentując własne, bardzo ciekawe rozwiązania duszpasterskie. Był autorytetem w sprawach duszpasterstwa środowisk robotniczych, m.in. hoteli robotniczych, których lokatorzy najbardziej byli narażeni na szybkie zerwanie więzi z Kościołem. Był to ważny problem społeczny, ponieważ od lat 60. na Śląsk wlewała się szeroka fala migracyjna ludności z całej Polski, szukającej tu pracy i lepszego bytu. Bp Bednorz starał się nowych mieszkańców Śląska wpisać w tradycję miejscowego Kościoła. Długo, ale zwykle skutecznie zabiegał o powstawanie nowych parafii oraz budowę kościołów. Sam często był obecny na budowach, wspierając kapłanów, którzy podejmowali się tego trudu. Było to niezwykle ważne w dobie, kiedy cały Śląsk przeżywał szybką urbanizację. W miejscu starych ośrodków powstawały nowe miasta, jak Jastrzębie-Zdrój czy Nowe Tychy.

Bp Bednorz zaangażował się także w dialog ekumeniczny. Dla niego nie było to zagadnienie tylko teoretyczne. Na Śląsku Cieszyńskim, który do 1992 r. był częścią diecezji katowickiej, ewangelicy stanowili znaczącą i wpływową grupę. Relacje między nimi a katolikami często nacechowane były wzajemnymi pretensjami, co umiejętnie wykorzystywały władze i bezpieka, szczując jednych na drugich. Z inicjatywy bp. Bednorza zaczęto organizować nabożeństwa ekumeniczne, które pomagały przełamywać uprzedzenia i niechęci. Był do tych kontaktów znakomicie przygotowany, gdyż tematem jednej z jego prac doktorskich była doktryna społeczna Kalwina i Lutra. Autentycznie przejmował się także soborowymi dokumentami na temat ekumenizmu, czego ślady znalazłem również w naszym archiwum redakcyjnym, czytając jego listy, w których pouczał redaktorów, aby nie używali określeń obraźliwych dla wspólnoty ewangelickiej. Najważniejszym owocem myśli soborowej w pracy bp. Bednorza była inicjatywa zwołania synodu diecezji katowickiej, który rozpoczął się w 1972 r. Jego obrady trwały cztery lata i stanowiły pierwszą w tej skali w PRL próbę odwołania się do aktywności ludzi świeckich. Lektura wielu dokumentów synodalnych jeszcze dziś zaskakuje świeżością i trafnością diagnoz.

Wobec nowych zagrożeń
Bp Herbert wiedział, że wprowadzenie w latach 70. czterobrygadowego systemu pracy w górnictwie, który praktycznie pozbawiał górników prawa do odpoczynku niedzielnego, ma szerszy wymiar. Chodziło o zburzenie wspólnoty rodzinnej oraz uderzenie w sakralny wymiar odpoczynku niedzielnego, co miało być wstępem do szerszej akcji ateizacyjnej. Zaprotestował przeciwko temu z wielką siłą. W latach 70. i 80. w niewielu miejscach w Polsce, tak otwarcie i jednoznacznie mówiono o polskich problemach, jak w czasie wielkich pielgrzymek świata pracy do maryjnego sanktuarium w Piekarach Śląskich.

Przez wiele lat głównym kaznodzieją był tam metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła. Bp Bednorz wygłaszał przemówienie wstępne. Kiedy zbliżał się do polowej ambony, wzniesionej na szczycie wzgórza, nad ogromnym zgromadzeniem mężczyzn, zalegała cisza. Mówił dobitnie, charakterystycznym, niezapomnianym głosem. Może w tych wystąpieniach było czasem więcej wiecowej retoryki aniżeli refleksji teologicznej, ale ludzie słuchali go z zapartym tchem, oklaskami nagradzając co bardziej wyraziste frazy.

Biskup miał znakomity kontakt z pielgrzymami, wyczuwał ich nastroje i bolączki. Często odwoływał się do przykładów z życia, nazywając po imieniu krzywdę i niesprawiedliwość. Mówił za tych, którzy wówczas głosu byli pozbawieni. Gdy zaczął się Sierpień 1980 r., poparł postulaty strajkujących robotników, którzy m.in. upominali się o wolną od pracy niedzielę. Z odwagą i determinacją występował w stanie wojennym w obronie represjonowanych oraz domagał się ponownej legalizacji „Solidarności”. W czerwcu 1985 r. przestał pełnić urząd biskupa katowickiego.

Niedługo potem ciężko zachorował. Ostatnie miesiące jego życia, aż do śmierci w kwietniu 1989 r., naznaczone były wielkim cierpieniem. Był niekwestionowanym autorytetem społecznym, którego szacunkiem i poważaniem darzyli nawet przeciwnicy. Nie miał szerokiego kręgu osób bliskich. Budził raczej respekt aniżeli miłość. Nie został jednak zapomniany. O stylu jego posługi biskupiej, powiedzeniach, gestach do dzisiaj krążą barwne opowieści i anegdoty. Z pewnością wiele wymagał od innych, ale i od siebie. Był twardym biskupem na trudne czasy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.