Ośmielił nas „Gość”

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 26/2008

publikacja 06.07.2008 15:30

Uważają, że przyszły komfortowe czasy, bo dzieci mogą się uczyć tak, jak chcieliby ich rodzice. Dlatego założyły w Katowicach katolicką podstawówkę. Zainspirował ich „Gość” cyklem „Szkoła z duszą”.

Ośmielił nas „Gość” Ewa Kwiatek-Kołcoń (z lewej) i Barbara Wołowska (na zdjęciu z synem Markiem) założyły szkołę w budynku należącym do parafii Świętej Rodziny w Katowicach fot. Henryk Przondziono

O powstaniu szkoły zdecydowały w styczniu tego roku, a pierwsza klasa ruszy 1 września. Tempo załatwiania formalności było ekspresowe. – To działanie Opatrzności, że ci, a nie inni ludzie stanęli na naszej drodze – mówią Barbara Wołowska i Ewa Kwiatek-Kołcoń. Abp katowicki Damian Zimoń, kiedy usłyszał, jak wszystko im się układa, zażartował: „W życiu nie ma przypadków. Przypadki są w gramatyce”.

Wojtusiowi się uda
Tak właściwie od dzieciństwa dzieli je kościół pw. Świętej Rodziny w katowickim Brynowie. Śmieją się, że dzieli, bo Basia mieszka po jego jednej, a Ewa po drugiej stronie. Ale tak naprawdę łączy, bo do niego chodziły na spotkania oazowe i Odnowy w Duchu Świętym. Rosły razem z nim. Kiedy były w podstawówce, skąd się znają, zaczęto wznosić tę świątynię. – Na początku moi rodzice, Jan i Helena, udostępnili jeden z pokoi na zakrystię – wspomina Basia. – Jeszcze zanim zbudowano kościół, wzniesiono taki budynek-bazę, duży na 880 metrów kwadratowych, w którym były salki katechetyczne i kaplica – pamięta Ewa.

W tym budynku teraz powstanie szkoła podstawowa, a w przyszłości i gimnazjum. Ta ich przyjaźń przetrwała. Dziś spotykają się całymi rodzinami. Basia ma dwoje dzieci: 6-letniego Marka i 3-letnią Alicję. Synek chodzi do przedszkola sióstr de Notre Dame, a córeczka już się do tego szykuje. – Panująca tam atmosfera chrześcijańskiej wspólnoty działa nie tylko na dzieci, ale i na nas, rodziców – opowiada Basia. – Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, żeby podobnie było w podstawówce, do której pójdzie Marek.

Barbara Wołowska, absolwentka filologii rosyjskiej, pracuje w eksporcie. Często jeździ na Wschód, nieraz aż na Syberię. To tam przekonała się, jak ludziom trudno żyć, jaki w kraju mamy komfort – dużo wiernych w kościołach, szkoły katolickie. Ewa jest z wykształcenia lekarzem chorób wewnętrznych, obecnie na urlopie wychowawczym, bo przed rokiem urodziła Wojtusia. Starszy, 10-letni Adaś chodzi do III klasy szkoły społecznej. Już nie będzie się uczyć w ich podstawówce, ale mama ma nadzieję, że uda się to Wojtusiowi.

Marzenia i formularze
Same stanowią „organ założycielski i prowadzący” szkoły, bo nie zamierzały zrezygnować ze swoich zajęć zawodowych. – Znalazłyśmy odpowiednie osoby, które zajmą się nauczaniem – wyjaśniają. Same dały innym inspirację, a teraz będą doglądać, czy wszystko idzie po ich myśli. – Bo jeśli tylko się chce, można spełniać swoje marzenia – dodają. Kiedy spytały dawnego duszpasterza akademickiego ks. Tadeusza Czakańskiego o radę, jak założyć katolicką podstawówkę, odesłał ich do cyklu w „Gościu Niedzielnym”. Potem trafiły do s. Maksymiliany z Rady Szkół Katolickich w Warszawie. I kolejno załatwiały formalności. – Po pierwsze poszłyśmy po zgodę i błogosławieństwo do arcybiskupa – śmieją się zadowolone z tego spotkania. Potem była rozmowa z ks. Józefem Nowaczykiem, proboszczem parafii Świętej Rodziny, który użyczył im budynku parafialnego na szkołę. – Jest zadbany, trzeba tylko dawną kaplicę zamienić w dodatkowe sale dydaktyczne – opowiada Ewa. Potem skompletowały kadrę do nauczania w I klasie. – Doświadczoną oraz sprawdzoną merytorycznie i moralnie – podkreślają.
Trzeba było jeszcze załatwić w wydziale edukacji Urzędu Miasta formalności związane z nadaniem szkole uprawnień szkoły publicznej. Wszystkie urzędy mają potrzebne formularze dostępne w Internecie. Nieraz Ewa i Basia chodziły do urzędu czy notariusza z płaczącymi Wojtusiem i Alicją na rękach. Ale to jeszcze umacniało ich motywację, bo wiedziały, dla kogo to robią.

Religia z siostrą Leoną
W ich podstawówce będą dodatkowe zajęcia. Nauczanie integracyjne, języki – angielski i hiszpański, wf., zajęcia z plastyki, ale też gry i zabawy. – Te ostatnie dlatego, żeby łagodniejsze było to przejście z przedszkola do świata szkolnych obowiązków, a poza tym to wprowadzenie do matematyki – wyjaśniają. – Religii planujemy dwie godziny tygodniowo. Będzie je prowadziła ulubiona przez wszystkich przedszkolaków s. Leona, która przygotowywała starszego syna Basi do Wczesnej Komunii św. – Ona potrafi zachować w grupie dyscyplinę – wspomina mama. – A jak nas zachęcała: „Nie bójcie się czytać dzieciom Pisma Świętego. One tak wiele rozumieją”. – Szkoła ma być katolicka, to znaczy nauczanie będzie oparte na wartościach chrześcijańskich. W każdy pierwszy piątek zamierzają spotykać się rano na wspólnej Mszy św., zajęcia poprzedzać modlitwą. Podkreślają, że ważne jest, aby rodzice akceptowali wartości chrześcijańskie, choć niekoniecznie muszą być wierzący. Stawiają na ścisłą współpracę nauczycieli z rodzicami. Już prawie skompletowały pierwszą klasę. Pomogło im w tym ogłoszenie w „Gościu” i list skierowany do bliskich potencjalnych wychowanków, który księża proboszczowie czytali w kilku katowickich parafiach w czasie ogłoszeń parafialnych. Ale jest jeszcze kilka miejsc. I warto z nich skorzystać.

Telefony kontaktowe: 032 2058506, 0605301 747, strona szkoły: www.ksp.boo.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.