Przywłaszczone homilie

Tomasz Naganowski, profesor WSUS, arbiter - członek Komisji Prawa Autorskiego

|

GN 11/2008

publikacja 17.03.2008 15:14

W„Gościu Niedzielnym” z 24 lutego 2008 r., ukazał się artykuł ks. Roberta Nęcka pt. „Komercjalizacja kaznodziejstwa”, w którym autor nawiązał do moich słów, wypowiedzianych w trakcie konferencji prasowej, poświęconej promocji książki o pomocach do homilii i kazań pt. „Ściągać czy nie ściągać?”, wydanej przez Bibliotekę Kaznodziejską.

Przywłaszczone homilie fot. Marek Piekara

Ksiądz Nęcek napisał: „Nieco mocniej wypowiedział się prof. Tomasz Naganowski, twierdząc, że przywłaszczanie cudzych kazań może skończyć się na sali sądowej. Czyżby zapomniał, że produkt kupiony nie jest produktem przywłaszczonym? Księża w parafiach doskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji naruszania praw autorskich, ale korzystają z gotowych kazań i homilii, gdyż z takim przekonaniem inni księża dla nich je piszą”. Pogląd ten jest fałszywy, godzi w system prawa autorskiego, chociaż nie jest odosobniony. Wiele osób sądzi, że np. zakup obrazu, książki naukowej czy pracy magisterskiej upoważnia ich do dowolnego korzystania z zapłaconej rzeczy. Świadomość prawna społeczeństwa, w szczególności w kwestii praw autorskich, jest niewielka, stąd tyle piractwa fonograficznego, korzystania z programów komputerowych bez posiadania licencji etc.

Ile osób zdaje sobie sprawę z tego, że kupując piracką płytę z melodiami czy z filmem, stają się paserami i grozi im odpowiedzialność karna? Kupując obraz, który jest utworem malarza, nabywamy do niego prawo własności, możemy go powiesić na ścianie i podziwiać, a gdy się już nam znudzi, możemy go schować na strychu. Nie możemy jednak zrobić reprodukcji obrazu i sprzedawać ich w formie pocztówek. Gdybyśmy coś takiego uczynili, w obliczu prawa byłoby to przywłaszczenie autorskich praw osobistych. Czym innym jest zakup egzemplarza utworu, rzeczy materialnej, czym innym prawo do utworu, stanowiącego wartość niematerialną. Kupując książkę naukową, będącą utworem naukowca, możemy z niej do woli korzystać, sprzedać ją w antykwariacie, nawet zniszczyć, ale nie możemy wykonać z niej kserokopii i odstępować czy sprzedawać kserokopii innym osobom. Nie możemy też przepisywać całości książki, ani jej fragmentów, i włączać do – na przykład – swojego artykułu prasowego bez zaznaczenia cytatu, dokładnego opisania autorstwa i źródła w przypisie. Nie możemy też wygłaszać wyuczonych na pamięć części książki, nie podając autora i chcąc uchodzić za autora wygłaszanych słów. Gdybyśmy tak zrobili, przywłaszczylibyśmy sobie nie książkę – bo ona jest już nasza, lecz jej autorstwo, a więc popełnilibyśmy plagiat.

Nabywając książkę, nie stajemy się jej autorem. Kupując w Internecie opracowanie zamówione wcześniej u autora, możemy z niego korzystać w celach poznawczych, opracowanie to może być dla nas inspiracją dla własnych badań i pracy, wzorem, ale nie możemy przecież pracy tej – zapłaconej co prawda – przedłożyć na uczelni jako własnej pracy magisterskiej, gdyż wprowadzilibyśmy w błąd co do autorstwa pracy, równocześnie popełnilibyśmy też kilka innych przestępstw. Zgoda rzeczywistego autora, który sprzedał swoją pracę w Internecie, nie ma bowiem skutku prawnego i nie uwalnia od zarzutu przywłaszczenia autorstwa, czyli od plagiatu. Dodajmy, że zgoda rzeczywistego autora na dosłowne wykorzystanie jego utworu bez poinformowania o jego autorstwie, bez oznaczenia rzeczywistego autorstwa, także jest przestępstwem.

Czy rzeczywiście księża w parafiach doskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji naruszania praw autorskich, z tego, że popełniają przestępstwo, przytaczając dosłownie cudze słowa, składające się na homilię, bez poinformowania słuchaczy o ich rzeczywistym autorze? Z kolei, czy ci księża, którzy dla nich je piszą, mając świadomość tego, że słowa ich będą dosłownie wypowiadane przez innych księży bez podania wiernym informacji, kto jest autorem tych słów, są współsprawcami przestępstwa? Czy księża tłumaczący homilie z obcych języków na polski i wygłaszający je w polskich kościołach mają świadomość popełnienia przestępstwa, gdy nie informują o rzeczywistym autorstwie homilii oryginalnej? Homilia jest swojego rodzaju świadectwem wiary kapłana, jest wypowiedzią bardzo osobistą i nie ma najmniejszej wątpliwości – jest utworem w rozumieniu prawa autorskiego. Czy się to komuś podoba, czy nie, utwór ten jest chroniony przez ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Kapłan czytający bądź recytujący cudze słowa, nie wskazując ich autora, wprowadza w błąd odbiorców co do rzeczywistego autorstwa. Po Mszy świętej może też zbierać gratulacje za żarliwe słowa, za mądrą homilię, i jak się wówczas zachowa? Zgoda rzeczywistego autora na to, aby ktoś inny podawał siebie jako autora, nie ma znaczenia prawnego, gdyż nie uchyla bezprawności czynu. Obecnie przygotowuje się płyty DVD z homiliami, będzie więc można skorzystać nie tylko z treści wzorcowych homilii, ale też będzie można przećwiczyć retorykę, szkolić kunszt mówcy i aktorstwo. A może ktoś wpadnie na pomysł kazania z playbacku? Aż ciarki przechodzą po plecach. A gdyby ksiądz, przytaczający cudzą homilię, wskazał na rzeczywistego autora, nie byłoby żadnego przestępstwa. Problem rodzi się dopiero z nieuczciwości, chęci uchodzenia w oczach wiernych za autora kazania, pochodzącego tymczasem z kupionej książki czy z Internetu. Ksiądz Nęcek ma rację, twierdząc, że ksiądz nie przywłaszcza sobie książki, za którą zapłacił, nie przywłaszcza sobie praw majątkowych do przekazu internetowego, bo jego autor wyraził na to zgodę. Dalej i głębiej jednak nie ma już racji, bowiem kapłan wprowadzając w błąd wiernych, przywłaszcza sobie autorstwo słów przytaczanych dosłownie, a więc kradnie własność intelektualną.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.