Uwaga na Antychrysta!

kard. Giacomo Biffi, emerytowany arcybiskup Bolonii Tłumaczenie: ks. Robert Skrzypczak

|

GN 10/2008

publikacja 05.03.2008 13:20

Dwudziesty wiek będzie naznaczony wojnami, krwawymi rewolucjami i walkami bratobójczymi. Pod koniec tego wieku narody europejskie, przekonane o krzywdach, jakie wyrządziła im wzajemna rywalizacja, powołają Stany Zjednoczone Europy.

Uwaga na Antychrysta! Mikołaja Jaroszenki 1892 Włodzimierz Sołowiow (1853-1900) - teolog rosyjski, filozof, poeta, historyk, prawnik, wizjoner i mistyk, przyjaciel Dostojewskiego, obywatel świata, wreszcie polonofil. U schyłku życia Sołowiow głosił pogląd, że Królestwo Boże pr

Taką wizję roztacza Sołowjow w swoim ostatnim dziele „Trzy dialogi i opowieść o Antychryście”, opublikowanym na Wielkanoc 1900 r.

Poznaj Antychrysta
Antychryst był – mówi Sołowjow – „przekonanym spirytualistą”. Wierzył w dobro, a nawet w Boga, lecz „dawał pierwszeństwo przed Nim sobie”. Był ascetą, naukowcem, filantropem. Dawał „wiele znakomitych przykładów powściągliwości, bezinteresowności i dobroczynności”. Dzieło, które przysporzyło mu światowej sławy i uznania, miało tytuł „Otwarta droga do powszechnego pokoju i pomyślności”. „Łączą się tu szlachetny szacunek dla dawnych tradycji i symbolów z szerokim i śmiałym radykalizmem społeczno-politycznych postulatów i wskazań, nieograniczona wolność myśli z najgłębszym zrozumieniem dla wszelkiej mistyki, absolutny indywidualizm z gorącym oddaniem dobru wspólnemu, najwznioślejszy idealizm zasad przewodnich z pełną życiową konkretnością praktycznych rozwiązań”. Co prawda niektórzy wierzący ludzie dopytywali się, czemu nie ma w nim wzmianki o Chrystusie, lecz inni odpowiadali: „Skoro treść dzieła jest przeniknięta chrześcijańskim duchem czynnej miłości i wszechogarniającej życzliwości, to czegóż więcej chcecie?”.

„Początkowo nie czuł nawet do Jezusa wrogości”. Potrafił docenić Jego dobrą wolę i wzniosłe nauczanie. Trzech spraw nie był jednak w stanie zaakceptować. Przede wszystkim Jego podejścia do kwestii moralnych. „Chrystus jako moralista – twierdził – dzielił ludzi na dobrych i złych, ja połączę ich za pomocą dóbr jednakowo potrzebnych dobrym i złym”. Nie zgadzał się z „Jego absolutną jedynością”. Jest jednym z wielu; albo lepiej – rozważał w sobie – był moim poprzednikiem, ponieważ to ja jestem doskonałym i ostatecznym zbawcą, i oczyściłem Jego przesłanie z tego, co nie jest do przyjęcia dla dzisiejszego człowieka. Zwłaszcza nie mógł znieść tego, że Chrystus żyje. Toteż histerycznie powtarzał: „Nie ma Go wśród żywych, nie ma i nie będzie. Nie zmartwychwstał, nie, nie, nie! Zgnił, zgnił w grobie...”.
To, co w wizji Sołowjowa wydaje się najoryginalniejsze i najbardziej zaskakujące, to fakt przypisania Antychrystowi zalet pacyfisty, ekologa i ekumenisty.

Pacyfista i ekolog
W drugim roku swego panowania jako rzymski i światowy władca będzie mógł obwieścić: „Narody świata! Spełniły się obietnice! Wieczny powszechny pokój nastał”. Właśnie w tym względzie dojrzewa w nim przekonanie o wyższości nad Synem Bożym: „Chrystus przyniósł miecz – ja przyniosę pokój”.
By lepiej zrozumieć myśl Sołowjowa na ten temat, warto przytoczyć to, co wypowiada on ustami Pana Z. – rozmówcy, za którym ukrywa się autor: „Chrystus przyszedł, by przynieść na ziemię prawdę, lecz ona, podobnie jak i dobro, przede wszystkim wprowadza podziały”. „Istnieje bowiem – wyjaśnia Sołowjow – pokój dobry, pokój chrześcijański, oparty na podziale, jaki Chrystus wniósł w świat, a ściślej mówiąc, na oddzieleniu dobra od zła, prawdy od kłamstwa. Istnieje również pokój zły, pokój światowy, bazujący na wymieszaniu się czy też zewnętrznej jedności tego, co wewnątrz jest w stanie wzajemnej wojny”. Wojna – jak tłumaczy – z całą pewnością jest złem, lecz trzeba zgodzić się, że zarówno w życiu jednostek, jak i narodów istnieją sytuacje, gdy na podłą przemoc nie wystarczy odpowiedzieć pouczeniami czy dobrym słowem. Możemy stwierdzić za Sołowjowem, że ideały pokoju czy braterstwa stanowią bezsprzeczne i obowiązkowe wartości chrześcijańskie, niemniej za takie nie można uznać pacyfizmu ani też teorii non-violence, które na poziomie społecznym zbyt często prowadzą do nadużyć władzy i skazania na bezbronność maluczkich i słabych, pozostawionych na łaskę ludzi możnych i nieprawych. Antychryst będzie również ekologiem lub przynajmniej miłośnikiem zwierząt. „Nowy władca ziemi był przede wszystkim litościwym filantropem – i nie tylko filantropem, lecz także filozofem. Sam, będąc wegetarianinem, zakazał wiwisekcji, wprowadził surowy nadzór nad rzeźniami i popierał na wszelkie sposoby towarzystwa opieki nad zwierzętami”.

Ekumenista
Antychryst wreszcie okaże się wspaniałym ekumenistą, zdolnym do dialogu „w natchnionych, pięknych słowach”. Zwoła przedstawicieli wszystkich wyznań chrześcijańskich „na sobór powszechny, który odbędzie się pod jego przewodnictwem”. Jego działalność będzie zmierzać do poszukiwania porozumienia między wszystkimi na drodze przyznawania najbardziej upragnionych przywilejów. „Ale skoro nie możecie pogodzić się między sobą – przemówi do przybyłych na ekumeniczne zebranie – to mam nadzieję, że ja pogodzę wszystkie wasze stronnictwa, okazując im jednakową miłość i gotowość, by zadośćuczynić autentycznemu pragnieniu każdego z nich”. Ziści ten plan, gwarantując katolikom ziemską władzę papieża, prawosławnym budując instytut gromadzący i przechowujący cenne sprzęty liturgiczne, należące do tradycji wschodniej, dla protestantów zaś powołując do istnienia szczodrze finansowane centrum wolnych studiów biblijnych.

Ów zewnętrzny i „ilościowy” ekumenizm powiedzie mu się niemalże idealnie. Masy chrześcijan zaangażują się na jego rzecz. Tylko grupka katolików, niewielka liczba prawosławnych oraz kilku protestantów zdoła się oprzeć urokowi Antychrysta. Tym uda się osiągnąć ekumenizm prawdy, gromadząc się w jednym Kościele i uznając prymat Piotrowy. „Tak – opowiada Sołowjow – dokonało się zjednoczenie Kościołów wśród ciemnej nocy, na wysokim i ustronnym miejscu. Ale nocna ciemność rozświetliła się nagle jasnym blaskiem i wielki znak ukazał się na niebie: Niewiasta obleczona w słońce, księżyc pod jej stopami, a na Jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu”.

Wiara łatwo przyswajalna
Nadejdą dni, powiada Sołowjow, kiedy to w samym łonie chrześcijaństwa będzie się podchodziło w taki sposób do wydarzenia zbawczego – które można przyjąć wyłącznie na drodze trudnego, odważnego, konkretnego i rozumnego aktu wiary – iż będzie ono zamieniane na całą serię „wartości”, łatwych do sprzedania na światowych rynkach. Takiego ryzyka musimy się strzec. Nawet jeśliby takie chrześcijaństwo, w którym mówi się wyłącznie o łatwo przyswajalnych „wartościach”, zdołało otworzyć nam na oścież drzwi na salony, na społeczne i polityczne wiece czy do programów telewizyjnych, nie możemy, a wręcz nie wolno nam, wyrzec się chrześcijaństwa „Jezusa Chrystusa”, chrześcijaństwa, w którego centrum znajduje się „skandal” krzyża i wstrząsająca rzeczywistość zmartwychwstania Pańskiego. To zagrożenie – chciałbym dodać – w dzisiejszym społeczeństwie nie jest wcale wydumane. Ksiądz Divo Barsotti wyraził opinię, iż w wielu propozycjach, inicjatywach i przemówieniach, mających miejsce w naszych wspólnotach, Jezus Chrystus służy jedynie za pretekst, by zajmować się czymś innym.
Ukrzyżowany i zmartwychwstały Syn Boga, jedyny Zbawiciel człowieka, nie da się zastąpić całą serią słusznych przedsięwzięć i dobrych pomysłów, dostosowanych do dominującego w świecie sposobu myślenia. On jest „skałą”, jak sam wyraźnie powiedział o sobie, my zaś zbyt rzadko mamy odwagę to powtarzać: kto ufa, na niej będzie budował, kto się sprzeciwia, o nią się roztrzaska. „Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie, zmiażdży go” (Mt 21,44).

Nie ma chrześcijaństwa bez Chrystusa
Ponad wszelką wątpliwość chrześcijaństwo jest zdecydowanie „wydarzeniem”. To wydarzenie proponuje i niesie pewne niezaprzeczalne „wartości”. Nie wolno z miłości do dialogu rozmieniać chrześcijańskiego wydarzenia na ciąg powszechnie uznawanych wartości. Nie można też lekceważyć prawdziwych wartości jak czegoś, co wolno pominąć. Potrzeba zatem rozróżnienia. Istnieją wartości absolutne, lub, jak mówią filozofowie, transcendentalia. Są nimi np. prawda, dobro i piękno. Kto je dostrzega, szanuje i kocha, ten dostrzega, szanuje i kocha Jezusa Chrystusa, nawet jeśli o tym nie wie albo uznaje się za niewierzącego, ponieważ w gruncie rzeczy Chrystus jest prawdą, sprawiedliwością i pięknem.

Istnieją też wartości względne, jak kult solidarności, umiłowanie pokoju, szacunek do przyrody, postawa dialogiczna itd. Te zasługują na bardziej szczegółową ocenę, by ustrzec się dwuznaczności w wyjaśnianiu. Solidarność, pokój, przyroda, dialog mogą stać się dla niechrześcijanina konkretną okazją do początkowego i nieformalnego zbliżenia się do Chrystusa i Jego tajemnicy. Lecz jeśli w jego oczach zaczynają być absolutyzowane, aż do oderwania się od swych obiektywnych korzeni, lub, co gorsza, przeciwstawiane są głoszeniu wydarzenia zbawczego, wówczas zmieniają się w podżeganie do idolatrii i przeszkodę na drodze do zbawienia. Podobnie, w przypadku chrześcijanina, te same wartości – solidarność, pokój, przyroda, dialog – mogą dostarczyć cennych impulsów w uwiarygodnieniu całkowitego i żarliwego przylgnięcia do Jezusa, Pana wszechświata i historii.

Lecz jeśli chrześcijanin, z zamiłowania do otwierania się na świat czy też dla dobrego sąsiedztwa ze wszystkimi, zacznie rozcieńczać wydarzenie zbawcze w zachwycie i podążaniu za tymi wtórnymi celami, wnet zamknie sobie drogę osobistej więzi z ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Synem Bożym, z czasem pocznie gustować w grzechu apostazji (odstępstwa), a w końcu odnajdzie się po stronie Antychrysta. Chrześcijaństwo bez Chrystusa i bez Dobrej Nowiny o prawdziwym i osobistym zmartwychwstaniu jest jak pusta przestrzeń. Poza Chrystusem jako konkretną Osobą, żywą rzeczywistością i wydarzeniem, istnieje jedynie ludzka „pustka” i rozpacz. W Chrystusie, który jest pełnią Ojca, człowiek odnajduje swoje spełnienie i jedyną nadzieję.

Tekst pochodzi z książki kard. G. Biffiego, Le cose di lass. Esercizi spirituali con Benedetto XVI, Ed. Cantagalli, Siena 2007. Copyright Edizione Cantagalli 2007.

Rekolekcje dla papieża
Na prośbę Benedykta XVI kard. Giacomo Biffi wygłosił w 2007 r. rekolekcje wielkopostne dla pa- pieża i jego współpracowników. Mówił o Antychryście. Nikt się nie spodziewał, że temat wywoła bardzo żywą i emocjonalną reakcję opinii publicznej i sprowokuje skrajne komentarze, zwłaszcza we włoskiej prasie.

Jedni kpili: „O kim mówi Biffi? Pewnie o Bushu lub Berlusconim albo o jakimś antyklerykale”. Filippo Ceccarelli z „La Repubblica” dworował sobie: „Antychryst mógłby ukryć się za plecami pacyfisty lub ekologa albo ekumenisty. Na liście kard. Biffiego zabrakło tylko geja”. Szybko jednak zaczęto sobie zdawać sprawę, że chodzi o coś, co odnosi się do życia Kościoła, coś w rodzaju podstępnego konia trojańskiego, wprowadzonego do chrześcijańskiej wspólnoty. Oto jedna z katechez kard. Biffiego – o Antychryście według Sołowjowa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.