Rada od trudnych pytań

Beata Zajączkowska

|

GN 06/2008

publikacja 06.02.2008 14:08

Rozmowa z kard. Javierem Lozano Barragánem, przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia

Rada od trudnych pytań fot. Archiwum GN

Beata Zajączkowska: Ksiądz Kardynał kieruje radą, którą popularnie nazywa się ministerstwem zdrowia Watykanu. To nie jest chyba łatwe zadanie?
Kard. Javier Lozano Barragán: – Jestem świadomy ciążącej na mych sędziwych już barkach odpowiedzialności (śmiech)! Niejednokrotnie tematy, które muszę podejmować, dyktują media, które jak w kalejdoskopie zmieniają „gorące tematy”. Jednego dnia na tapecie są prezerwatywy, innego in vitro czy eutanazja. Jedni szukają prawdy, inni chcą nas narazić na kompromitację. Odpowiadam zawsze, odnosząc się do nauki Kościoła, a kiedy czegoś nie jestem pewny w kwestiach doktrynalnych, proszę o radę Kongregację Nauki Wiary.

To może podsunę Księdzu Kardynałowi temat z Polski. Od kilku tygodni przetacza się fala protestów w służbie zdrowia. Pacjenci na badania muszą czekać miesiącami. Czy można opuścić pacjenta po to, by wywalczyć sobie większą pensję?
– To jest problem dotyczący naszej rady, gdy chodzi o zasady, jednak w praktyce jest to kwestia polityczna. Każdy rząd musi zapewnić obywatelom trzy podstawowe rzeczy: wynagrodzenie, które pozwoli na utrzymanie rodziny, dostęp do edukacji i do opieki zdrowotnej. Nie jest to łatwe zadanie. Troska o utrzymanie obywateli zakłada godziwą pensję, a w systemie publicznej służby zdrowia bywa z tym różnie. Rodzi się więc konflikt na płaszczyźnie ekonomicznej i społecznej. Łatwo jest dawać recepty na naprawę systemu, a o wiele trudniej je realizować. Politycy muszą podejmować decyzje nie w trosce o własne fotele czy prywatne interesy, które niejednokrotnie są nie do pogodzenia z dobrem społeczeństwa, ale muszą walczyć o dobro wspólne, rozumiejąc politykę jako służbę, a nie środek do zbicia majątku.

Czy bycie lekarzem zaczyna być zawodem jak każdy inny, a nie – jak się kiedyś mówiło – powołaniem?
– Bycie lekarzem było i pozostanie powołaniem. W Biblii są tylko trzy zawody utożsamiane z misją: kapłan, sędzia i lekarz. Łacińskie słowo professio, określające zawód, oznacza zarazem: wyznanie wiary. Jest to zobowiązanie wobec Boga. Nie umniejsza to oczywiście innych zawodów. Te trzy są jednak wyjątkowe, i to nie może ulec zmianie.

W Polsce rozgorzała dyskusja na temat in vitro. W tym kontekście okazało się, że nie mamy prawa porządkującego stosowanie in vitro. Czy, zdaniem Księdza Kardynała, może tu pomóc Europejska. Konwencja Bioetyczna?
– Prawo powinno zawsze wyjaśniać i aplikować w danej kwestii prawo naturalne. Mówi ono: nie zabijaj. Czyli, że w żadnej sytuacji nie możesz zabić niewinnej istoty. Tę zasadę należy zaaplikować do diagnostyki terapeutycznej, prenatalnej, do absolutnego zakazu produkcji embrionów, czy – jak mówią oszukańczo pewne środowiska – preembrionów, przyłożyć do wszystkiego, co oznacza początki życia, zapłodnienie in vitro itd. Społeczeństwo laickie jednak nie uznaje faktu, że życie pochodzi od Boga, że Bóg daje nam życie, kiedy chce i jak chce. Kobieta i mężczyzna są więc narzędziami w rękach Boga. Jeśli On im daje możliwość przekazywania życia, powinno być ono przekazywane tak jak On to określa. Nie jest to jakiś czynnik kulturowy czy nakaz, ale coś, co jest wpisane w naturę człowieka. Życie to nie tylko złączenie dwóch gamet, ale totalne oddanie się w miłości. A w in vitro nie ma miłości.

Zatem należy ratyfikować konwencję czy nie?
– Można ją przyjąć tylko wówczas, gdy będzie naprawdę broniła każdego życia.

Czy taka postawa nie przyczynia się do oskarżania Kościoła o to, że hamuje postęp medycyny i występuje przeciw chorym, gdy sprzeciwia się komórkom macierzystym, in vitro, że nie rozumie cierpiących, gdy sprzeciwia się eutanazji, że skazuje na cierpienie kobiety, gdy walczy z aborcją...
– Ponieważ każdy umie mówić, wydaje mu się, że może gadać to, co chce. Nie możemy dać się oszukiwać. Bezmyślnie powtarza się, że Kościół sprzeciwia się wykorzystywaniu komórek macierzystych. To nie jest prawda. Kościół nie jest przeciwny wykorzystywaniu komórek macierzystych. Sprzeciwia się produkowaniu komórek macierzystych, gdy oznacza to zabicie życia człowieka.
Pamiętam chłopca na wózku inwalidzkim, którego pokazywano w telewizji, mówiąc, że konserwatyzm Kościoła nie pozwala mu odzyskać zdrowia, bo nie pozwala na badania na komórkach macierzystych.
– Kościół nie sprzeciwia się komórkom macierzystym. Nie pozwala jednak zabijać jednego życia, by ratować inne. Mówi nie, bo jest pewien, co udowodniły badania naukowe, że komórki macierzyste, które mogą dać nadzieję wielu chorym, to są komórki dorosłe, które pobiera się z dziąseł, siatkówki, żołądka, skóry dorosłych osobników, a nie tylko z embrionów. Naukowcy wiedzą o tym doskonale.

Czy jednak Kościół nie powinien bardziej pozwolić rozwijać się nauce, nowe odkrycia mogą pomóc w walce z wieloma chorobami.
– My popieramy rozwój badań naukowych. Nie możemy jednak zgodzić się na rozwijanie technologii i techniki tylko dlatego, że jest to możliwe. Musi tu wkroczyć etyka, zajmująca się celowością naszych działań. Naukę bez konkretnego celu, czyli pozbawioną etyki, można porównać do najnowszego modelu ferrari. Pędzimy nim po autostradzie, mając na liczniku 300 km/h, tyle że w samochodzie brakuje kierownicy. Musimy się rozbić, bo nie mamy żadnej możliwości, by nadać mu kierunek jazdy! Technika pozbawiona etyki jest największą przegraną człowieka. Dowodem na to jest broń biologiczna, atomowa, terroryzm. Superrozwinięta nauka służy produkcji najdoskonalszej broni, by zniszczyć ludzkość. Pamiętam, jak kiedyś minister edukacji Meksyku powiedział, że „w laboratorium nie ma miejsca na oratorium”. Odpowiedziałem mu: laboratorium, które nie ma oratorium, przekształca się w krematorium.

Wydajność i atrakcyjność życia wydają się największymi wartościami. To niezbyt optymistyczna tendencja...
– Obecne społeczeństwa, technika i medycyna rozwinęły się tak bardzo, że w porównaniu z poprzednimi pokoleniami życie bardzo nam się wydłużyło. Kiedyś 60-latek był rzadkością. Umierało się, mając 40 lat, teraz dożywa się 89 lat. Wraz z możliwością przedłużania życia rozwijają się choroby chroniczne. I na pewnym etapie wydaje się, że to staje się ciężarem dla rodziny, dla państwa i jego instytucji. I tu pojawia się pokusa, by życie, które wydaje się już być bezużyteczne, zniszczyć. Społeczeństwo decyduje o prawie do życia na podstawie naszej przydatności lub nie. Jeśli ktoś nie pracuje, nie jest potrzebny. Po co ma żyć? Kiedyś było inaczej. Starzec był depozytariuszem mądrości, którą przekazywał młodym, był szanowany. Dziś jest przedmiotem spychanym do najciemniejszego kąta. Kiedy nawet tam nie ma dla niego miejsca, pojawia się postulat eutanazji, tak dzieje się na przykład w Holandii. My odpowiadamy: życie jest naszym największym skarbem, ale nie należy do człowieka. Nie można podejmować żadnych działań ukierunkowanych na zniszczenie życia. Nasza rada otrzymuje wiele próśb z całego świata, by ocenić stan ludzi chorych i w konsekwencji – taka jest intencja autorów – wydać na nich wyrok. Piszą na przykład, że ktoś przez 10 lat jest utrzymywany przy życiu tylko przez maszyny, i że wydaje się roślinką. Musimy bardzo rozważnie wydawać sądy. Magisterium Kościoła rozróżnia między leczeniem paliatywnym, które nie uzdrowi, ale może uśmierzyć ból, a uporczywą terapią, która oznacza wykorzystywanie u chorego terminalnie takich technik, które na nic mu nie są potrzebne, nie zmniejszają bólu, i służą jedynie przedłużeniu agonii w obliczu pewnej i nadchodzącej śmierci.

Granica między terapią paliatywną a uporczywą jest bardzo cienka...
– Tu wkracza ostrożność lekarzy, zdolność rodziny i społeczeństwa do pomocy i wola samego pacjenta. Wkraczamy na pole bardzo dyskusyjnego chociażby testamentu biologicznego. Dostarczanie wody i pokarmu nie może być zaliczane do uporczywej terapii, ponieważ to nie są terapie, tylko pożywienie. Pozbawienie pacjenta możliwości otrzymywania wody i pokarmu byłoby równoważne z dołożeniem osobie i tak już chorej kolejnych cierpień, po prostu uśmiercenia jej głodem.

Tak jak w przypadku Terry Schiavo.
– Tak. Podobnych sytuacji jest wiele, tyle że nie są nagłaśniane. Jeśli jednak w pewnym momencie nawadnianie i dostarczanie pokarmu staje się niemożliwe, bo osoba umiera, nie należy jej karmić na siłę. Możemy się znaleźć też w takiej sytuacji, że nie będziemy mogli zapewnić choremu opieki paliatywnej – na przykład z powodu biedy rodzina nie będzie w stanie sprostać wydatkom. W takiej sytuacji powinno pomóc państwo. Doskonałym przykładem jest dobrze rozwinięty w Polsce ruch hospicyjny.

Po raz 16. obchodzimy Światowy Dzień Chorego. Co dało nam to doświadczenie?
– Nauczyło, że ostatecznym testem autentycznie przeżywanego chrześcijaństwa jest cierpienie i śmierć. Kiedy jesteśmy w stanie pokonać strach przed cierpieniem i śmiercią, wtedy prowadzimy prawdziwe duszpasterstwo zdrowia, a tym samym wypełnia się zadanie, do jakiego jest powołana nasza rada.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.