Tętnice Paryża

ks. Marek Łuczak

|

GN 46/2007

publikacja 14.11.2007 11:18

W katedrze Notre-Dame spotykają się dwa światy. W nawie głównej siedzą rozmodleni chrześcijanie, a naokoło spacerują turyści.

Tętnice Paryża Codzienne nieszpory w bazylice Sacré-Coeur gromadzą setki paryżan. To owoce duszpasterskiej pracy zmarłego niedawno kard. Lustigera. Józef Wolny

Podobnie jest w bazylice Sacré-Coeur na wzgórzu Montmartre. Uczestnicy liturgii oddzieleni są od reszty balustradą. – Słynne paryskie świątynie służą nie tylko modlitwie – tłumaczy brat Delfieux, założyciel Wspólnot Jerozolimskich. – Każdego roku przyjeżdżają tu miliony ludzi z całego świata. Większość interesuje się architekturą i historią. Niektórzy przyjeżdżają jedynie po to, by zrobić kilka zdjęć i odjechać. Inni zostają na dłużej...

Złowieni do sieci
Ramdan jest Algierczykiem. Ma 30 lat i przyjechał do Francji w poszukiwaniu pracy. – Jest dumny z tego, że jego korzenie sięgają Afryki Północnej – mówi s. Danuta Maria, benedyktynka posługująca w sanktuarium. – Jego ulubionym świętym jest Augustyn z Hippony, który działał na terenie dzisiejszej Algierii. – Augustyn miał 34 lata, kiedy przyjął chrzest. Być może mnie uda się wstąpić do Kościoła trochę wcześniej – mówi Ramdan. Ramdan jest jednym z kandydatów do przyjęcia sakramentu chrztu świętego. W okresie wielkanocnym w całej Francji udziela się chrztu ok. 3000 osób dorosłych. W Paryżu jest ich zazwyczaj ok. 300. – Liczba ta od kilku lat wzrasta – twierdzi ks. André Dupleix, odpowiedzialny za Krajową Służbę Katechumenatu. Znaczna liczba młodych przygotowuje się do przyjęcia tego sakramentu w duszpasterstwach akademickich i w szkołach.

Ramdan od dawna chciał prosić o chrzest. Marzył o tym już w swoim kraju, gdzie wychował się w tradycji chrześcijańskiej. Sytuacja w Algierii przeszkodziła mu jednak w realizacji tych planów. Do Francji przyjechał nie tylko ze względu na pracę, chciał wstąpić do Kościoła. – Kandydaci do chrztu przecierają nieraz oczy ze zdumienia – opowiada s. Danuta Maria. – Kiedy słyszą w kościele modlitwę za katechumenów, wydaje im się, że jest to intencja ułożona ze względu na nich.

Wzgórze męczenników
Aby dostać się do paryskiego sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa, trzeba wejść na wzgórze Montmartre. Jego nazwa związana jest z wczesną historią stolicy Francji. Prawdopodobnie w tym miejscu poniósł śmierć męczeńską pierwszy biskup – św. Denis. Od 120 lat w świątyni nieustannie trwa adoracja Najświętszego Sakramentu. Wierni nawet w czasie wojny nie przerwali tej praktyki. – Nie wyobrażam sobie życia bez bazyliki – mówi Marie Pierre z Haiti. – Od dwóch lat co niedzielę uczestniczę tu w Eucharystii. Liturgia niedzielna w sanktuarium NSPJ w Sacré-Coeur jest uroczysta i trwa prawie półtorej godziny. Przed rozpoczęciem siostry benedyktynki rozdają teksty czytań i śpiewów. Ich obecność przeczy powszechnemu stereotypowi, że Francja boryka się z kryzysem powołań. W prezbiterium aż roi się od młodych sióstr w białych habitach. – Mamy szczęście – uśmiecha się s. Danuta Maria. – W zeszłym roku miałyśmy 7 postulantek, w tym roku 6 – dodaje. Siostra wspomina rozmowę z czarnoskórym chłopcem pochodzącym z przedmieść Paryża. – Mieszkał na jednym z osiedli, w których niedawno płonęły samochody – mówi. – Kiedy spytałam go, czy poszedłby za głosem Pana Boga, najpierw zdziwił się, że powołanie mogłoby dotknąć także jego. Po dłuższej refleksji odpowiedział twierdząco.

Oazy na pustyni
Paryż pod względem powołań jest wyjątkowy jak na francuskie warunki. Kandydaci do kapłaństwa kształcą się w kilku seminariach, z których najsłynniejsza jest szkoła katedralna założona przez kard. Lustigera. On też wspierał obecność Wspólnot Jerozolimskich w swojej diecezji. – Pytanie o owoce naszej pracy na pewno jest uzasadnione – mówi brat Delfieux. – Pan Jezus stawiał je wielokrotnie. Nie może tu jednak chodzić tylko o ilość. Chciałbym, by wszyscy członkowie naszych wspólnot rozsiewali świętość wokół siebie.

Kiedy 30 lat temu zaczęliśmy naszą przygodę, powiedzieliśmy sobie: albo będzie to dla nas przygoda świętości, albo nie będzie jej wcale. Charyzmatem mnichów i mniszek ze Wspólnot Jerozolimskich jest życie „na pustyni wielkich miast”, gdzie chcą stwarzać „oazy ciszy i modlitwy”. Są mieszkańcami wielkich aglomeracji, żyją ich rytmem, bo, jak mówią, „ich klasztorem jest miasto”. – Dzisiejsze metropolie są współczesną pustynią – przekonuje brat Delfieux. – Dużo jest w nich samotności, odrzucenia i biedy. Na ten grunt trafiają członkowie Wspólnot, by stworzyć tu Źródło, którym jest Chrystus Zmartwychwstały.

Założyciel Wspólnot Jerozolimskich twierdzi, że statystki nie mogą być jedynym wskaźnikiem żywotności Kościoła. Najważniejsze dla niego jest to, co rodzi się w ludzkich sercach. – Prawdą jest, że społeczeństwo francuskie jest laickie – twierdzi. – Ale jest też wokół wiele bogactwa duchowego. Co niedziela celebrujemy liturgię przy wypełnionej po brzegi świątyni. Jej uczestnicy są bardzo zaangażowani i przeżywają swoje modlitwy bardzo głęboko.

Jaka prawda o Francji?
Często mówi się, że społeczeństwo francuskie jest laickie. W żadnym wypadku jednak nie można tej opinii przenosić na Kościół. – Z narzekaniem na Francuzów też trzeba być ostrożnym – przestrzega s. Rafała ze Wspólnot Jerozolimskich. – Kiedy pracowałam w Polsce jako katechetka, w drodze do szkoły często obrażali mnie młodzi ludzie. Tutaj takie rzeczy się nie zdarzają. – Największym problemem naszego Kościoła jest niski procent wiernych przystępujących do sakramentów – mówi brat Delfieux. – Ale Kościół nadal jest niesamowicie żywotny, a to, co dzieje się w Paryżu, promieniuje na całą Francję.

Brat Delfieux jednym tchem wymienia najciekawsze karty historii francuskiego Kościoła. – Mimo słabości jesteśmy wspólnotą żywą, bogatą od strony teologicznej i duchowej. Wystarczy wspomnieć o odnowie charyzmatycznej Kościoła czy ruchach liturgicznym, biblijnym i katechetycznym. To Francuzi w znacznym stopniu przyczynili się do sukcesu ostatniego soboru. Niestety, były też czarniejsze karty: rewolucja francuska i kontestacja studentów z 1968 r. zrobiły swoje. Do tego doszła separacja Kościoła i państwa.

Ksiądz Woliński, długoletni profesor Instytutu Katolickiego w Paryżu, wspomina czasy, kiedy kleryk odmawiający Różaniec uchodził we Francji za zacofanego. – Aby zrozumieć Kościół nad Sekwaną, trzeba zobaczyć, jak wyglądają współczesne budynki sakralne – zachęca. – Wiele nowych świątyń schowanych jest pomiędzy robotniczymi blokami.

Do dzisiaj silne są we Francji wpływy partii komunistycznej, a Kościół działa w swojsko brzmiącym kontekście. – Jeśli w Paryżu jedna ze stacji metra nazywa się Stalingrad, trudno nie spodziewać się trudności – mówi jeden z księży.

Po owocach poznacie
Opinia o świeckiej Francji kłóci się z widokiem rozmodlonych uczestników nieszporów w niedzielne popołudnie. – To owoce pracy kard. Lustigera – mówi ks. Grzywaczewski z Seminarium Polskiego. – Kładł on wielki nacisk na kontemplację i edukację. Jego zasługą jest reforma formacji kandydatów do kapłaństwa, obecność mnichów monastycznych i ewangelizowanie przez media. – Znałem osobiście zmarłego arcybiskupa Paryża – wspomina brat Delfieux. – Jeśli zrodziła się w nim jakaś idea, szybko potrafił ją nazwać po imieniu i zrealizować.

Kardynał często przychodził do bazyliki Sacré-Coeur. W Wielki Piątek prowadził Drogę Krzyżową. Niemal do końca sam wnosił krzyż na strome zbocze Montmartre. – W każdą Wielką Środę dawał siostrom klauzurowym listę z imionami diakonów, którzy niedługo przyjmą święcenia. To samo robił w przypadku kandydatów do chrztu. Każdy katechumen miał siostrę, która się za niego modliła – wspomina s. Danuta Maria. Ks. Dominique Sentucq, dyrektor duszpasterstwa katechumenów w Paryżu, dodaje, że wielu katechumenów to dzieci pokolenia 1968 r. To budzi nadzieję.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.