Prawda z miłosierdziem

Z bp. włocławskim Wiesławem Meringiem rozmawia ks. Artur Stopka

|

GN 03/2007

publikacja 22.01.2007 10:02

Ks. Artur Stopka: Niektórzy komentatorzy twierdzą, że biskupi podjęli decyzję o swojej „weryfikacji” pod presją mediów i jest ona wyłącznie wynikiem pragmatyzmu. To prawda?

Prawda z miłosierdziem Bp Wiesław Mering, ordynariusz diecezji włocławskiej. Fotorzepa/Dudek Jerzy

Bp Wiesław Mering: – Fakty temu przeczą. Bardzo liczna grupa biskupów prosiła o sprawdzenie swoich dokumentów sporządzonych przez Służbę Bezpieczeństwa przed konferencją. Dowodem jesteśmy np. biskup Dębowski i ja. Być może wcześniej księża biskupi tego nie robili, ponieważ ta rzecz nie wydawała się najistotniejsza w całej sytuacji, w kontekście społecznym, w jakim żyjemy. Ale te ostatnie wydarzenia pokazały, że dla pewnych środowisk to jest rzecz bardzo ważna, i stąd ta decyzja biskupów.

Nie boi się Ksiądz Biskup tego, co będzie w IPN-ie na jego temat?
– Boję się, dlatego że teczka, wszystkie zapisy w niej obecne, nie powstawała przy moim współudziale. Ja nie miałem żadnego wpływu na to, co tam zostało zapisane. Wiem, co robiłem – i tu jest źródło pewnego spokoju, ale przecież bardzo trudno uznać dokumenty prowadzone przez tajną policję za autentyczny, prawdziwy, niezawodny informator dotyczący życia człowieka. Jeżeli każdy kleryk i ksiądz miał teczkę, to jasne, że jakieś notatki musiały się tam pojawiać. Nie wiem przecież, co mogli na mój temat odnotować. W tym sensie jest tu pewien niepokój.

To dlaczego Ksiądz Biskup, gdy pojawiły się pierwsze oskarżenia, nie postąpił tak jak bp Skworc?
– To jest bardzo proste. Byłem absolutnie zaskoczony tą sytuacją. Pojechałem do Austrii, aby załatwić kwestię stypendiów dla diecezji włocławskiej. To spotkanie było umówione od roku. Potem chciałem tydzień – pierwszy raz od czterech lat – odpocząć. I w czasie odpoczynku w Austrii mnie ta wiadomość zaskoczyła. Nigdy nie przypuszczałem, że mogę być oskarżony o donoszenie na jakiegokolwiek człowieka, bo – to mogę powiedzieć – ja nigdy nie donosiłem. Po powrocie do Polski sprawdziłem, jakie mogą być podstawy tych pomówień.

Nie chciałbym uprzedzać faktów, bo to muszą ogłosić ludzie, którzy tym się zajęli, ale chcę powiedzieć, że ta rzecz jest już absolutnie wyjaśniona. Ale jednocześnie okazuje się, że jestem odnotowany jako tajny współpracownik, chociaż jak znam swoje życie, wiem, że nigdy ze Służbą Bezpieczeństwa nie wdawałem się w jakieś nieczyste konszachty, jakąś współpracę. Nigdy mi zresztą tej współpracy nie proponowano. Niczego nie podpisywałem, ale wiem, dzisiaj już wiem, że to nie wystarczy dla udowodnienia niewinności. Takich jak ja, czyli wpisanych bez wiedzy, bez woli, jest o wiele więcej. Nie ma potwierdzeń takiej współpracy.

Kiedy można mówić o czyjejś współpracy z SB?
– Moim zdaniem rozmowa nie przesądza niczego. Inaczej nie mógłbym rozmawiać ze złodziejem, bo natychmiast sam byłbym podejrzany, że jestem złodziejem. Według mnie rozmowa to za mało, musi być jakiś ślad, jakiś raport, jakaś prośba o sprawozdanie, o informację. Wtedy można mówić o współpracy.

Czy takie sprawy jak sprawa abp. Wielgusa szkodzą poważnie Kościołowi w Polsce?
– W poważny sposób to one pewnie nie szkodzą, natomiast na pewno nie przyczyniają się do zwiększenia autorytetu Kościoła. Na temat abp. Stanisława, którego znam jako studenta, był rok wyżej ode mnie, chcę powiedzieć, że ci, którzy stawiali go pod pręgierzem ciągle powołują się na prawdę, że to ona jest najważniejsza. Moje zdanie jest takie: prawda tak, ale w parze z miłosierdziem i litością. Taka jest chrześcijańska postawa. Jedynym źródłem prawdy nie mogą być opinie Służby Bezpieczeństwa. Prawda każe pamiętać o możliwości nawrócenia i przemiany serca człowieka. To jest dopiero myślenie chrześcijańskie. Podkreślam to, bo wśród oskarżających abp. Wielgusa byli ludzie powołujący się na swoje chrześcijaństwo. W historii chrześcijaństwa mamy wielu świętych, którzy nie byli nimi od początku. Sądzę, że także ksiądz arcybiskup dawno odszedł od tamtych swoich postępków i dowiódł tego pracą i postawą jako rektor KUL oraz jako biskup płocki. Poza tym, jak mówił ksiądz prymas, w wypadku oskarżenia człowiek ma prawo do obrony. Nie można mu wypominać w nieskończoność rzeczy sprzed trzydziestu lat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.