Prawda nas oczyści

Z bp. Kazimierzem Nyczem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 02/2007

publikacja 10.01.2007 19:02

Ks. Tomasz Jaklewicz: Odnoszę wrażenie, że większość wiernych nie wie, co myśleć o całej tej sytuacji. Ludzie są zagubieni, a nawet zgorszeni...

Prawda nas oczyści Bp Kazimierz Nycz, ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Agencja Gazeta/BARTOSZ SIEDLIK

Biskup Kazimierz Nycz: – Zwykli ludzie, którzy tworzą nasz Kościół, i nim rzeczywiście są, mają prawo sobie nie radzić, słuchając wiadomości z ostatnich dni czy też w ogóle słuchając o lustracji w Kościele. Część społeczeństwa w wieku poniżej 40 lat nie pamięta, czym był komunizm. Pamięć starszych bywa wybiórcza. Nie zawsze pamiętamy, jak bardzo wszystkie elity tamtych czasów były infiltrowane, poddane naciskom, w tym także elity kościelne.

Ludzie patrzą idealistycznie na Kościół i Bogu dzięki, że tak jest, ale z tego powodu pewne rzeczy im się w głowie nie mieszczą. Konieczne jest oczyszczenie pamięci. W naszej trudnej historii były rzeczy piękne, szlachetne i wspaniałe – i o tym trzeba mówić. Nie wolno jednak przemilczeć tego, co było słabe i grzeszne. Także tę bolesną prawdę trzeba ukazywać we właściwych proporcjach i zawsze z miłością. Trzeba też uczciwie przyznać, że podchodziliśmy w Kościele do sprawy rozliczenia przeszłości zbyt ostrożnie, zbyt defensywnie.

Te sprawy były odkładane z nadzieją, że to się jakoś samo wyjaśni i rozwiąże. Nie ulega wątpliwości, że ze strony hierarchii jest tu grzech zaniedbania. Myślę, że to, co się stało, pozwoli spokojnie, ale i z pewnym przyspieszeniem zmierzyć się ostatecznie z tym problemem. Nie musimy się bać, bo przecież w tej historii Kościoła w PRL-u ewidentnie więcej jest dobra niż zła, więcej martyrologii niż zdrady czy niewierności. Trzeba pozwolić, by ta prawda nas oczyściła. Może okazać się, że jakiś konkretny człowiek będzie musiał zrobić rachunek sumienia, wyznać swoje grzechy i zapłakać nad sobą. Zawsze wtedy może liczyć na rozgrzeszenie.

Czyli można się spodziewać, że Episkopat zabierze się szybko do systemowej pracy nad oczyszczeniem pamięci Kościoła.
– Nie może już być bardziej radykalnego wezwania do konkretnego działania, niż to, co się stało. Mam nadzieję, że biskupi, którzy byli do tej pory przeciwni powoływaniu komisji diecezjalnych zajmujących się lustracją, w tej chwili już nie będą oponować. I zabierzemy się do systematycznej pracy. Działania Komisji Ogólnopolskiej powinny dotyczyć osób najważniejszych. Z tej pracy musi się narodzić spokojny osąd przeszłości, tej heroicznej i tej, która wymaga skruchy. Kryteria tej oceny są opracowane w Memoriale Episkopatu. Jeżeli tego nie zrobi się w sposób zaplanowany i systematyczny, z miłością do Kościoła, to obawiam się, że tego typu rzeczy będą wypływały co chwila i będziemy mieli sytuację dzikiej lustracji robionej przez media od nazwiska do nazwiska. I nie zaniedbamy tego, co jest misją Kościoła. Także media będą służyć temu, co jest misją Kościoła, a nie peryferiom ewangelizacji. Niepotrzebne było to epatowanie ludzi przez szereg dni tym zmaganiem, które nie było budujące. Ale jeśli wyciągniemy z tej bolesnej sytuacji wnioski, to w dłuższej perspektywie Kościół zyska.

Jak Ksiądz Biskup ocenia postawę mediów?
– Starsze pokolenie Kościoła, świeccy i duchowni, wyrośli w takiej sytuacji, kiedy wszelkie krytyczne uwagi pod adresem Kościoła pochodziły od komunistów. Kościół zwierał wtedy szeregi, żeby się przed tym atakiem bronić. Nawet jeśli były pewne pęknięcia w jedności Kościoła, to one stawały się niewidoczne, dlatego że był zewnętrzny wróg i trzeba było utrzymać jedność za wszelką cenę. I coś, niestety, nam z tej postawy obronnej zostało. Jeżeli dziś media nam pomagają, np. pokazując pogrzeb Jana Pawła II, pielgrzymkę Benedykta XVI, czy mówiąc o wigilijnej świecy, to wtedy jest dobrze. Natomiast, kiedy media dotykają jakiegoś czułego punktu, w duchu szukania prawdy, to wtedy widzimy w nich wroga. Zapominamy, że rok 1989 był już dawno. Trzeba się uczyć mądrej koegzystencji mediów i Kościoła.

Czy jest nadzieja na uzdrowienie tego kryzysu?
– Sytuacja wokół nominacji biskupa Wielgusa była bezprecedensowa w skali może nawet kilkuset lat. Boję się jednak słowa kryzys. Nie róbmy z problemu lustracji głównej sprawy Kościoła. Kościół jako taki jest autonomiczny i nie podlega lustracji w sensie prawa państwowego. Jednak w stosunku do komunistycznej przeszłości powinien dać przykład, jak uporać się z jej dziedzictwem. Na pewno jest to poważna trudność, ale można i trzeba wyciągnąć z tego pozytywne wnioski, prowadzące ku uzdrowieniu, pokazujące moc Kościoła mimo ludzkiej słabości. Kościół nie jest sam, ale jest prowadzony i umacniany przez Ducha Świętego. Z bólem i z wiarą patrzyłem na te wydarzenia.

Wierzę jednak, że z tej trudnej i bolesnej sytuacji narodzi się coś dobrego. Obie decyzje Papieża, tę powołującą na stolicę warszawską i tę odwołującą, uważam za działanie Ducha Świętego w Kościele. Za obie dziękuję Panu Bogu. Jeśli w pierwszej ludzie ograniczyli Papieżowi wolność przez ograniczenie jego wiedzy, to w drugiej objawiła się moc Ducha Świętego w jego odwadze i w zdecydowaniu. Pan Bóg zawsze jednak pisze prosto po naszych krzywych liniach. Ufam, że z tego zamętu, w którym nie można działać, narodzi się dobro. Kościół jest mocny nie mocą jego członków, lecz mocą łaski Boga i działaniem Ducha Świętego. Święty Kościół grzesznych ludzi. Nie ma powodu obawiać się przeszłości. Nawet jeśli zawiodło parę procent księży, czy dzisiejszych biskupów, to w perspektywie osaczania Kościoła jest to skala minimalna. Skala heroizmu jest o wiele większa. Grzechy przeszłości trzeba wybaczyć, jeśli jest ich wyznanie i żal. Inną sprawą jest pokorne szukanie swojego miejsca w Kościele, niekoniecznie na najwyższym szczeblu kościelnych funkcji.

Czy zatem jest nadzieja?
– Jest, gdyż Kościół wychodził z dużo trudniejszych sytuacji. Jest, gdyż Bóg jest większy niż nasze słabości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.