Pokój zamurowany

Franciszek Kucharczak

|

GN 49/2006

publikacja 29.11.2006 18:25

To ciasto musi być kruche jak pokój na Bliskim Wschodzie – powiedział kiedyś Robert Makłowicz. Kruche ciasto jest dobre. Pokój już znacznie mniej. Wyraźnie widać to w Betlejem.

Pokój zamurowany Mur wysoki na 8 metrów biegnie wzdłuż granicy Autonomii Palestyńskiej. PAP/EPA/ATEF SAFADI

Allach akbaaaaar! – rozlega się w szarościach przedświtu. Czwarta czterdzieści to w Betlejem godzina pierwszej pobudki, czy tego chcesz, czy nie. Naprzeciw Bazyliki Narodzenia stoi nowy meczet z wianuszkiem głośników na szczycie minaretu. Zawodzący głos muezina wzywa: „Wstawajcie, leniwcy, do modlitwy!”.

Z tym wstawaniem jest różnie i to nie tylko dlatego, że w Betlejem nie wszyscy są muzułmanami. Wśród wyznawców Allacha też wielu na głos z minaretu tylko przewraca się na drugi bok. Ba! Podobno nawet samemu muezinowi nie zawsze chce się śpiewać i wyręcza się nagraniem.

Rozdzielone życie
Wielu mieszkańcom Betlejem zresztą odechciewa się wszystkiego. Zniechęcenie do życia wzrosło od czasu, gdy na północnej granicy miasta zaczął wyrastać mur. Wysoki na osiem metrów biegnie wzdłuż granicy Autonomii Palestyńskiej, odcinając rodzinne miasto Dawida od Jerozolimy. Jeszcze nie jest gotowy.

Wciąż przybywają kolejne kilometry ponurej betonowej ściany, ale skutki już są widoczne. – Kiedyś między nami a Żydami były przyjaźnie – opowiada Shibly Juha, palestyński chrześcijanin z Betlejem. – Teraz wszystko się skończyło – kiwa głową.

Skończyły się znajomości, ale dla wielu skończyła się i praca. Bo choć do centrum Jerozolimy nie ma stąd nawet dziesięciu kilometrów, przez punkt kontrolny żołnierze nie przepuszczają Palestyńczyków. Chyba że mają specjalne pozwolenie, ale takich szczęśliwców jest niewielu. Ale nawet, gdy ktoś ma pracę w Autonomii, nieraz długo się zastanowi, czy na przykład kupić samochód. – No bo co, będzie nim jeździł dziesięć kilometrów w poprzek i dwadzieścia wzdłuż? – pyta retorycznie przewodnik, który przysiadł się do stolika w domu pielgrzyma. Może przesadził z odległościami, ale rzeczywiście Autonomia stała się swoistym więzieniem dla mieszkających tam Palestyńczyków.

Dla Żydów mur także bywa niedogodnością. Oni ze swojej strony też nie mogą wchodzić na teren Autonomii. Nawet gdyby to było możliwe, byłoby zbyt niebezpieczne. Narody żydowski i palestyński nigdy się nie lubiły, ale mur sprawił, że podziały między nimi twardnieją, jak użyty do jego budowy beton.

Chrześcijanin – to widać
Żydzi zaczęli stawiać mur po serii krwawych zamachów w Jerozolimie, bo większość zamachowców pochodziła z terenu Autonomii. Ale wskutek tego ucierpieli wszyscy, również arabscy chrześcijanie, choć żaden z nich nigdy nie wziął udziału w zamachach. – My tu już zapomnieliśmy o Jerozolimie – mówi smutno jeden z nich, wytwórca pamiątek dla pielgrzymów. Tamtejsi chrześcijanie, choć rysy twarzy mają podobne do rysów ich muzułmańskich ziomków, różnią się od nich prawie wszystkim. Nawet w papierach mają napisane „chrześcijanin”. – O tu – pan Shibly Juha pokazuje arabskie „robaczki” u dołu dokumentu. Jego żona Rania bierze w palce wiszący na szyi złoty krzyżyk. – Ja bez niego nigdy nie wychodzę – zapewnia z emocją. Łatwo w to uwierzyć, bo cały dom państwa Juha obwieszony jest chrześcijańskimi symbolami. Nawet breloczek u klucza w drzwiach jest zakończony metalowym krzyżykiem.

Tamtejsi chrześcijanie ubierają się „po europejsku” i często też nadają swoim dzieciom angielsko brzmiące imiona. – U nas nie ma Hassanów ani Abdulów – żywo gestykuluje starsza kobieta, trudniąca się naklejaniem zasuszonych roślin na obrazki z Dzieciątkiem Jezus. To popularne pamiątki z Ziemi Świętej. Wielu zamieszkałych po stronie palestyńskiej chrześcijan tylko z tego żyje. Ale dziś i z tym jest gorzej, bo i pielgrzymów nie przyjeżdża do Żłóbka tylu, co dawniej. A gdy przyjadą, biegną do bazyliki i z powrotem do autobusu. Rzadko wchodzą do pobliskich sklepów z pamiątkami. Gdyby nie pomoc franciszkanów, wielu miejscowych nie miałoby z czego żyć. W ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat liczba chrześcijan w Betlejem dramatycznie zmalała. Choć byli w większości, dziś jest ich ledwo 20 proc.

Pamiątki przemocy
Że to „państwo muzułmańskie”, faktycznie daje się zauważyć. Przed frontem bazyliki widać jeszcze pozostałości kampanii wyborczej, w której zwyciężył oskarżany o terroryzm Hamas. Na betonowym słupie plakat wyborczy. Podobny do naszych, tylko że u nas nie zdarza się, żeby kandydaci pozowali do zdjęć z… karabinem maszynowym.

Z takim karabinem dobrze wychodzi się na zdjęciu. W życiu trochę gorzej, zwłaszcza w bliskim sąsiedztwie Izraela. – Tu był dom, w którym bywał Jaser Arafat – Shibly Juha pokazuje palcem potężną kupę gruzu między domami. To pamiątka po ataku rakietowym sprzed paru lat, gdy Arafat próbował odgrzać swoją dawną retorykę terrorysty. Mało gdzie tak jasno jak w dzisiejszym Betlejem widać, że przemoc niczego nie rozwiązuje, a tracą na niej wszyscy. Może to kogoś dziwić, że Mesjasz, obdarzony tytułem „Książę Pokoju”, urodził się w mieście, w którym o pokój wciąż tak trudno. Ale gdy człowiek uklęknie w Grocie Narodzenia Jezusa, łatwiej mu zrozumieć, że to ma jakiś sens. Zdrowi lekarza nie potrzebują. Chrystus przyszedł do chorych. Między innymi chorych z nienawiści.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.