Chrześcijanie drugiej ligi

ks. Marek Łuczak

|

GN 37/2006

publikacja 06.09.2006 15:43

– To skandal – oburza się większość dziennikarzy i polityków. – To zasmucające i niebezpieczne – odpowiada Kościół katolicki w Szkocji.

Chrześcijanie drugiej ligi - Na naszym uniwersytecie nie ma teologii katolickiej – mówi ojciec James Clafeey, dominikanin. ks. Marek Łuczak

W ostatni weekend sierpnia brytyjskie media do znudzenia powtarzały informacje o polskim zawodniku Arturze Borucu. Bramkarz Celtic Glasgow był bohaterem każdego wydania telewizyjnych wiadomości. Po kilku miesiącach dochodzenia, Boruc otrzymał od szkockich władz naganę oraz zakaz wykonywania podczas meczów jakichkolwiek gestów religijnych.

Obraza i drwina
Sporne wydarzenie miało miejsce w lutym br. podczas meczu z Rangersami na ich stadionie Ibrox. Polski zawodnik przeżegnał się, jak to robi wielu sportowców rozpoczynających rozgrywkę. Ten religijny gest został zrozumiany jako drwina z gospodarzy. Policja z Glasgow natychmiast odebrała od kibiców wiele skarg. Niektórzy z nich poczuli się urażeni gestem Polaka.

Po zbadaniu wszystkich okoliczności, sprawą zajęła się prokuratura. Bramkarz otrzymał upomnienie i zakaz wykonywania w przyszłości jakichkolwiek gestów religijnych podczas meczów piłkarskich. Prokurator argumentował swoje orzeczenie niedawnym zapewnieniem kierownictwa Rangersów, że ich kibice nie będą już śpiewali tych wersetów swoich pieśni, które obrażają katolików.

W uzasadnieniu więc znalazły się słowa o rzekomym naruszeniu pokoju przez Boruca. Trudno jednak zestawiać śpiewanie antykatolickich pieśni ze znakiem krzyża. W pierwszym przypadku chodzi o frontalny atak i rzucanie obelg, a w drugim o wyrażanie swojej wiary. Zarzucanie polskiemu sportowcowi prowokacji oznacza, że szkoccy prokuratorzy potrafią wnikać w motywację praktykowania takich czy innych form religijności. Boruc nie spadł przecież z nieba, a widok żegnającego się zawodnika bez najmniejszych podtekstów pokazywany jest przez kamery na wszystkich boiskach świata. Takiego samego zdania są przedstawiciele Kościoła katolickiego w Szkocji. – To wyjątkowo żałosne – mówi Peter Kearney – że Szkocja stała się jednym z tych nielicznych krajów świata, dla których prosty i zarazem dyskretny gest religijny oznacza obrazę.

Równi i równiejsi
Między kibicami w Szkocji dość często dochodzi do incydentów na tle religijnym. Obrażają się wzajemnie na stadionach, a po meczach regularnie prowokują bójki. Napięcie podsyca ustawodawstwo Wielkiej Brytanii, które traktuje swych obywateli nierówno, w zależności od wyznawanej religii.

Przeciwko dyskryminacji katolików w brytyjskim ustawodawstwie wystąpił nawet kardynał Keith O’Brien. Szkocki purpurat nawiązał do kampanii prowadzonej przez klub Glasgow Rangers. Ma ona na celu przezwyciężenie przejawów nietolerancji, w tym eliminacji śpiewanych niegdyś przez kibiców pieśni antykatolickich. Arcybiskup Edynburga Mario Conti poparł te wysiłki. Jednocześnie zaznaczył, że napięcia na tle wyznaniowym będą trwały tak długo, jak długo w ustawodawstwie brytyjskim obecne będą antykatolickie uprzedzenia. Nawiązał w ten sposób do pochodzącego z 1701 roku i nadal obowiązującego aktu o następstwie tronu, który przewiduje, że panującym nie może być katolik. Monarcha nie może też poślubić katoliczki.

Podobny problem zauważa rektor Polskiej Misji Katolickiej w Szkocji ks. Marian Łętawa. Jego zdaniem, całe to zamieszanie jest dla Polaków zupełnie niezrozumiałe. – Zresztą, jak można szczycić się brytyjską demokracją – dziwi się – skoro wciąż obowiązuje tutaj prawo, według którego premierem może zostać polityk każdego wyznania, tyko nie katolik.

W Glasgow działają dwa kluby sportowe. Jeden z nich to Celtic, założony przez irlandzkich zakonników w 1888 r., któremu kibicują katolicy. Natomiast drużyna Rangers reprezentuje protestantów. – Jej kibice od lat wyrażają nie tylko niechęć, ale wręcz nienawiść do wszystkiego, co ma związek z Kościołem rzymskokatolickim – wyjaśnia ks. Marian.

Mydlenie oczu
Margaret Cool z parafii Świętej Rodziny w Aberdeen jest zaniepokojona sytuacją. – Jeśli dziś zabraniają piłkarzowi przeżegnać się na boisku, jutro nie będzie można tego zrobić w restauracji i na ulicy – twierdzi. – Wiem, co mówię, mam ponad 60 lat i takie rzeczy przeżywałam już nieraz.

Oficjalnie w Szkocji nie ma dyskryminacji ze względu na wyznanie. Starsi katolicy doskonale jednak pamiętają dawniejsze czasy, kiedy przyznanie się do katolicyzmu oznaczało bardzo wymierne straty. – Władze robiły to umiejętnie – mówi Margaret. – Jeszcze 40 lat temu w ankietach, które należało wypełnić, zgłaszając się do pracy, urzędnicy stawiali pytanie o nazwę szkół, jakie się ukończyło. Nie chodziło im przy tym o wykształcenie, ale o konkretne szkoły. Na tej podstawie mogli selekcjonować katolików. Ci ostatni mieli mniejszą szansę na dobrą pracę. Dziś władze nie mogą już tego robić, ale dalej czujemy, że jesteśmy traktowani po macoszemu.

Ojciec James Clafeey, irlandzki dominikanin, wspomina o innych przejawach dyskryminacji. – Na uniwersytecie nie ma u nas teologii katolickiej. Są wprawdzie profesorowie, ale najczęściej wykształcili się za granicą. Od trzech lat pełnię funkcję duszpasterza akademickiego, ale do dziś moja praca ma charakter raczej nieoficjalny – mówi. Mimo że po rozszerzeniu Unii Europejskiej studiują tu nie tylko protestanci. – Na wielu uczelniach nie ma nawet katolickiej kaplicy – dodaje Margaret. – Jeśli próbuje się tworzyć jakiekolwiek formy duszpasterstwa dla katolików, zawsze trzeba się czuć skazanym na łaskę i niełaskę pozostałych wyznań. Najczęściej też trzeba im płacić za wynajmowanie kaplicy.

Margaret Cool pełni funkcję asystenta pastoralnego w diecezji Aberdeen. Na co dzień zajmuje się roznoszeniem Komunii św. do chorych, uczeniem katechezy w szkółce niedzielnej i utrzymywaniem w porządku jednego z kościołów (proboszcz mieszka w sąsiedniej parafii, a tutaj dojeżdża jedynie kilka razy w tygodniu). – Nikt mi nie przeszkadza w wypełnianiu moich obowiązków – mówi. – Z pozoru więc nie można mówić o dyskryminacji. Jeśli jednak w okolicy chuligani dewastują jakiś kościół, najczęściej, albo raczej wyłącznie, ich ofiarą padają świątynie katolickie.

Ostrzejszy w swej ocenie jest James MacMillan, jeden z najsłynniejszych szkockich kompozytorów. Na łamach brytyjskiego tygodnika „The Tablet” napisał o „szkockim mydleniu oczu”. W taki sposób określa mówienie w swoim kraju o tolerancji i wolności religijnej. Jego zdaniem nastroje antykatolickie w szkockim społeczeństwie nasilają się. Nazywa je przejawem separacjonizmu, a nawet neofaszyzmu.

Pozorna troska
Niektóre środowiska w Szkocji uznały reakcję prokuratury za co najmniej kontrowersyjną. Popierają ją najwyżsi urzędnicy państwowi, choć prawnicy swoją decyzję oparli jedynie na zeznaniach świadków. Późniejszy monitoring zapisu wideo nie przyniósł pożądanego efektu. Kamery nie zarejestrowały gestu Polaka. Obrońcy nagany udzielonej polskiemu zawodnikowi powołują się na konieczność zahamowania brutalnych zachowań wśród kibiców. A znak krzyża, jak mówi Stephen Smith, przedstawiciel Rangersów, został odebrany przez nich jako prowokacja i zachęta do dalszych ekscesów. Zdaniem Alexa Salmonda, lidera nacjonalistów, to właśnie nagana wymierzona polskiemu zawodnikowi w większym stopniu przyczyni się do eskalacji niewłaściwych zachowań niż ich pohamowania.

Prawdopodobnie więc w całym zamieszaniu bardziej chodzi o względy polityczne i niechęć do katolików niż troskę o spokój na boiskach. Warto w tym miejscu przypomnieć zeszłoroczne eliminacje do mistrzostw świata. Nikt się specjalnie nie przejmował, kiedy mecz pomiędzy Szkocją i Włochami organizatorzy wyznaczyli na Wielką Sobotę.

Przeciwko decyzji władz piłkarskich protestował nawet włoski kardynał Tarcisio Bertone. Arcybiskup Genui skierował w tej sprawie list otwarty do kibiców, który zamieścił na łamach „La Gazzetta dello Sport”, największego włoskiego dziennika sportowego. Z głosem katolickiej mniejszości nikt się jednak w Szkocji nie liczy, w przeciwieństwie do żądań protestantów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.