Ekspedycja Jasna Góra

Marta Dalgiewicz, Piotr Sacha

|

GN 35/2006

publikacja 23.08.2006 22:28

Na dwóch lub na ośmiu kółkach. W ułańskim siodle. Biegiem. Na Jasną Górę pielgrzymują nie tylko piechurzy.

Ekspedycja Jasna Góra

Na szosach całej Polski zawijają się wstęgi ciągnących do Częstochowy pielgrzymów. Wśród tysięcy ludzi drogi są tacy, którzy zapragnęli wędrować, lecz niekoniecznie pieszo. Również w tym roku przyjechali na rowerze lub konno. Albo na rolkach. Albo do Maryi po prostu przybiegli.

Szachownica na kółkach
Mateusz Woźniak odkupił od szwagra używane rolki. Ponieważ nie chciał uczyć się jeździć sam, namówił ks. Artura Paprockiego, duszpasterza grupy młodzieżowej na warszawskim Bemowie. Wychodzili około godziny 23, by swoje pierwsze nieporadne kroki na rolkach stawiać pod osłoną nocy. W końcu w Poniedziałek Wielkanocny ks. Artur z ambony zaprosił młodzież do wspólnej jazdy. To był początek codziennych, 10-kilometrowych wypraw. Lecz któregoś dnia postanowili jechać dalej. Do Częstochowy. Tak w 2003 roku zaczęła się historia pierwszej – i jak do tej pory jedynej – pielgrzymki na Jasną Górę na rolkach.

Pokonując dziennie od 60 do 75 km, po czterech dniach pojawiają się w sanktuarium 26 sierpnia. W zeszłym roku pojechało 18 osób, w tym podobnie. – Ze względów bezpieczeństwa 20 osób to optymalna liczba – wyjaśnia Mateusz Woźniak, który przejął obowiązki organizatora pielgrzymki. – Możemy zajmować tylko jeden pas ruchu, jak na normalnej pielgrzymce, a do tego każdemu potrzeba miejsca, żeby się odpychał. Jedziemy więc po dwie osoby w kolumnie, na dodatek na przemian, szachownicą, żeby nie stwarzać zagrożenia dla samych siebie. Choć jest nas niezbyt dużo, kolumna wyciąga się.

Jak połączyć rolki i pielgrzymkę? – Przecież tylko pokonywanie trasy jest na rolkach – odpowiada ks. Artur Paprocki, michalita. – Tak jak na każdej pielgrzymce, są codzienne modlitwy, Eucharystia. Także śpiewanie. No, może nie podczas drogi, wtedy tylko słuchamy z kaset, m.in. rozważań pielgrzymkowych, które wcześniej nagrywam – dodaje ksiądz przewodnik.

Ksiądz Artur od 2 lat pracuje na Białorusi. Ale w sierpniu przyjeżdża do Polski. I zakłada rolki, by wspólnie z młodymi pojechać na Jasną Górę

Sztafeta z paciorkami różańca
Sztafety wystartowały z kilku miast, w różnym czasie, jednak metę miały wspólną. 3 sierpnia na Jasną Górę wbiegło sześć grup. Jeszcze kilka kilometrów przed finiszem spotykamy biegaczy z Bytowa, którzy pokonali ponad 500 kilometrów w ciągu pięciu dni. To nie tylko najdłuższa z biegowych pielgrzymek, ale też najbardziej doświadczona. Kaszubi biegli do Maryi już po raz siedemnasty. Co pięć kilometrów zmiana w sztafecie. W większych miastach biegła cała szesnastoosobowa grupa. – Przemieszczamy się krajową jedynką – mówi Andrzej Doleciński, organizator – gdybyśmy biegli lasem, nie miałoby to sensu, chodzi przecież o dowód wiary.

Nie brakuje chętnych, aby dać taki dowód. Najpierw jednak trzeba udowodnić przebyte w sezonie długie dystanse oraz czas poniżej czterech minut na kilometr. W wyborze uczestników nie ma przypadku.
Marian Bogucki ma 51 lat. Aż przez cztery lata próbował dostać się do bytowskiej pielgrzymki. Solidny trening okazał się na tyle skuteczny, że tuż przed metą mieszkaniec Brodnicy przewodzi na liście statystyk. Przebiegł 152 km. Przed nim ostatnie tysiące metrów. – Liczyłem na 200, ale tym razem nie wyszło – uśmiecha się i wskazuje z uznaniem zawodnika stojącego obok. – To jest prawdziwy maratończyk – stwierdza ktoś z odpoczywającej grupy. Jan Bujok (56 lat) wymienia kolejno: Izrael, Turcja, Niemcy – to jego tegoroczne maratony. Szwajcaria – ścigał się na 100 kilometrów. Rosja – w kolejnym maratonie startuje już 10 września. W całym cyklu jego występów bieg na Jasną Górę jest wyjątkowy. To przede wszystkim pielgrzymka. Aby na nią wyruszyć, Jan Bujok musiał przebyć 800 kilometrów, bo tyle dzieli Bytów od Hanoweru, w którym mieszka.

Biegacze na trasie nie rozstawali się z różańcem. Modlitwę prowadził przewodnik pielgrzymki ks. Krzysztof Szary, filipin. W paciorkach różańca odciskają się nadzieje, z którymi biegną pielgrzymi. Wspólne i osobiste intencje spotykają się pod bramą sanktuarium.

W dziesiątej pielgrzymce biegowej z Ostrzeszowa po raz pierwszy uczestniczyła Anna Jędrzejowska. – Moja córeczka ma cztery latka i jeszcze nie mówi. Modliłam się za nią przez całą drogę. Wierzę, że coś się zmieni – zwierza się młoda mama. Zaraz potem wraz z innymi rusza, by pokłonić się Maryi, przed której obrazem – jak przekonuje ks. Szary – nieraz najtwardsi biegacze płakali jak dzieci.

Pedałując z pieczątkami
Na rowerach pielgrzymi pojawiają się na Jasnej Górze od wielu lat, ale w lipcu tego roku po raz pierwszy dotarła tu Ogólnopolska Pielgrzymka Rowerowa. Grupy wyruszyły promieniście z Torunia, Siedlec, Pyskowic, Janówka, Bytomia, Przyrowa i Radomska. Na ostatnim odcinku trasy rowerzyści spotkali się w częstochowskiej katedrze i do sanktuarium przybyli już razem.

Myśl o takiej pielgrzymce zrodziła się 9 marca na wspólnym spotkaniu przedstawicieli Episkopatu Polski i władz Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. – Co ciekawe, inicjatywa spotkania wyszła od strony świeckiej – podkreśla główny organizator ks. Jerzy Grochowski, kapelan oddziału siedleckiego PTTK.

Zbigniew Machura jest nauczycielem wf. w gimnazjum w Przyrowie i jednocześnie szefem Szkolnego Klubu Turystycznego PTTK. W minionym roku Klub zorganizował 19 wycieczek rowerowych, podczas których wychowawcy wspólnie z młodzieżą przejechali 24 698 km. W tym roku postanowili pierwszy raz pojechać na pielgrzymkę. Celem był Licheń. – Informacja o ogólnopolskiej pielgrzymce do Częstochowy zmodyfikowała nasze plany – mówi Zbigniew Machura. – Pojechaliśmy do Częstochowy przez Licheń.
Specyfiką rowerowej pielgrzymki są Msze św. w różnych kościołach i odwiedzanie klasztorów. Jak mówi ks. Jan Gołembiewski, przewodnik grupy jadącej z Janówka na Mazowszu.

– Nawiedziliśmy Święty Krzyż, spotkaliśmy się z marianami w Puszczy Mariańskiej, cystersami w Jędrzejowie, na Świętej Katarzynie z zakonem klauzurowym bernardynek, a także z nowym zgromadzeniem bezhabitowym, do którego będzie należeć nasz parafianin – wylicza ks. Gołembiewski. W każdym miejscu rowerzyści zabiegali o pieczątki i wpisy. Będą potrzebne przy staraniu się o Kolarską Odznakę Pielgrzyma.

Na rowerzystów czekają także odznaki Szlakiem Architektury Sakralnej, Miejsca Święte w Polsce, Szlakiem Architektury Sakralnej Drewnianej Śląska, Szlakiem Cystersów w Polsce i wiele innych. Nic dziwnego, że i pomysłów na kolejne pielgrzymki nie brakuje. – Jesteśmy zainteresowani pielgrzymką do Santiago di Compostela, drogą św. Jakuba – planuje Zbigniew Machura.

Przedwojenna widokówka
W trakcie jedenastodniowej wędrówki w siodle udało im się cofnąć czas. Zwłaszcza dla starszych Polaków, których mijali po drodze. Wielu przechodniów zaśpiewało słynne „Ułani, ułani…”, a niektórzy dołączali do wspólnej modlitwy. 8 lipca na Jasną Górę wkroczyła kawaleria na koniach. 24 jeźdźców w mundurach ułańskich z czasów II Rzeczpospolitej przebyło około 350 kilometrów, aby złożyć meldunek przed obrazem Maryi. Wyruszyli z Zaręb Kościelnych na Mazowszu.

Jak przekonują ułani, pielgrzymka konna niewiele różni się od pieszej, poza jednym: – Maszerując pieszo, myślę o sobie, a w naszym przypadku myślę przede wszystkim o koniu, który jest na mojej łasce. Taka podróż wymaga wyrzeczeń. Ochotników z Mazowsza obowiązuje regulamin kawalerii przedwojennego wojska. Pobudka o czwartej rano. Czwarta piętnaście – karmienie koni. Piąta – przygotowanie do siodłania. W końcu wymarsz, dokładnie o szóstej. Każdy dzień w siodle przybliżał sanktuarium średnio o 40 kilometrów. Dla niektórych pielgrzymów mundur kawaleryjski i lanca z proporcem mają tradycję rodzinną. Ojciec księdza Dmochowskiego służył w 10. Pułku Kawalerii w Białymstoku w 1939 roku. – Moim marzeniem jest przeprawić się z końmi wpław przez Wisłę – wyznaje kapłan. – Tym razem poziom wody w rzece był jeszcze zbyt wysoki, niezbędne byłoby też specjalne przygotowanie koni.

Kwatermistrz Antoni Nienałtowski po raz drugi towarzyszył ułanom. Do jedynej w swym rodzaju pielgrzymki namówili go ojciec wraz z synem, którzy również pielgrzymowali w mundurach. – Ogromny trud, ale też niezwykłe doznanie – przyznaje kwatermistrz. A konie? Na Jasnej Górze czuły się dobrze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.