Ksiądz, który się przyznał

ks. Artur Stopka

|

GN 30/2006

publikacja 20.07.2006 21:02

Ks. Michał Czajkowski przyznał się do współpracy z SB i przeprosił. To ważne wydarzenie dla procesu oczyszczania pamięci w Polsce.

Ksiądz, który się przyznał AGENCJA GAZETA/ ALBERT ZAWADA

Co prawda zrobił to z opóźnieniem i nie z własnej inicjatywy, ale jego przypadek jest „otwarciem drzwi” dla innych i daje nadzieję, że rozliczanie z przeszłością może odbywać się po ludzku i po chrześcijańsku. Sprawa TW „Jankowskiego” pokazuje również, że w trudnej kwestii lustracji w Kościele wielką pozytywną rolę mają do odegrania ludzie świeccy.

Paradoks historii
Początek współpracy ks. Czajkowskiego z SB jest ściśle związany z tragedią Poznańskiego Czerwca 1956. Przypadkowo, jako kleryk, był świadkiem tamtych wydarzeń. Kilkanaście dni później został wezwany na posterunek i UB – wykorzystując poczucie zagrożenia, jakie odczuwał – zdołało go zwerbować. Jednak po kilku tygodniach zerwał współpracę.

W roku 1960, już jako księdza i studenta KUL, zwerbowano go powtórnie, odwołując się do szantażu na tle obyczajowym. Z opracowanego przez miesięcznik „Więź” raportu wynika, że przez 24 lata niemal bez przerwy intensywnie współpracował z PRL-owskimi organami bezpieczeństwa, dostarczając, niejednokrotnie z własnej inicjatywy, wielu cennych dla nich informacji na temat Kościoła katolickiego w Polsce; donosił na wielu ludzi, w tym biskupów, księży i działaczy opozycji. Wykonywał również liczne zadania zlecane mu przez kolejnych funkcjonariuszy. Jak wynika z opracowania „Więzi”, ks. Czajkowskiego, współpracującego pod pseudonimem „Jankowski”, prowadziło aż jedenastu funkcjonariuszy UB, wywiadu i SB, z których najbardziej znanym jest organizator morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki, płk Adam Pietruszka. Ks. Czajkowski definitywnie zerwał współpracę następnego dnia po zamordowaniu ks. Jerzego przez trzech esbeków.

Dlaczego się przyznał?
Jak wynika ze słów Zbigniewa Nosowskiego, redaktora naczelnego miesięcznika „Więź”, ks. Czajkowski nigdy nie przyznał się do współpracy swym przełożonym. Chociaż niektórzy, jak na przykład kard. Kominek, o niej wiedzieli. Inni się domyślali. Gdy jego wieloletnia działalność donosicielska wyszła na jaw, również nie od razu się przyznał. W wywiadzie dla „Życia Warszawy”, które w atmosferze sensacji ujawniło całą sprawę, stanowczo zaprzeczył.

Dlaczego wobec tego przyznał się teraz? Zbigniew Nosowski mówi, że był to długi i wielopłaszczyznowy proces, ale przyznaje, że w pewnym uproszczeniu można stwierdzić, iż to środowisko „Więzi” go do tego skłoniło. Nieoficjalnie mówi się o szczególnej roli Tadeusza Mazowieckiego (wieloletniego redaktora naczelnego „Więzi”) w przekonaniu ks. Czajkowskiego do przyznania się.

„Wyrażałem już skruchę wobec Boga. Teraz czynię to także wobec ludzi. Pragnę przeprosić wszystkich (także moich Najbliższych) i prosić o wybaczenie – zwłaszcza tych, których skrzywdziłem. Wina moja jest bezsporna. Trudno to 24-letnie uwikłanie tłumaczyć tylko epoką, naiwnością, lękiem, zbytnią swobodą wypowiedzi. Dałem dowód słabości charakteru” – napisał ks. Czajkowski w oświadczeniu zamieszczonym w lipcowo-sierpniowym numerze „Więzi”. – To oświadczenie jest „podpisem” ks. Czajkowskiego pod naszym raportem – wyjaśnia Nosowski.

W sercu ofiary
Wielu ludzi doświadczyło od ks. Michała Czajkowskiego prawdziwego dobra. Dla wielu był ogromnym autorytetem teologicznym, moralnym, duchowym. Niejeden mówi, że ks. Czajkowski nie tylko umocnił, ale często uratował jego wiarę. Są nawet tacy, którzy z osobą ks. Czajkowskiego wiążą rozwój swego powołania – np. dwaj znani w Polsce dominikanie Józef Puciłowski i Maciej Zięba. Z zachowanych w IPN-ie akt wynika, że równocześnie byli bohaterami jego donosów.

Co się dzieje w sercach ofiar ks. Czajkowskiego, które dotychczas obdarzały go zaufaniem i wdzięcznością? O. Zięba mówi o dwóch prawdach, których nie jest w stanie połączyć. O. Puciłowski stwierdza: „Osąd działalności Michała nie do mnie należy, choć fakty są jednoznaczne i oczywiste. Niestety...”. – „Życie Michała dotyka nas jako niekwestionowana łaska i niekwestionowana wina” – podsumowuje Krzysztof Jedliński, kolejna z osób należących do bliskich ks. Czajkowskiego.

Jak w jednej osobie można połączyć znakomitego duszpasterza i donosiciela SB? Który jest prawdziwy? Ten, który porywa serca ludzi do zachwytu Słowem Bożym, czy ten, który ochotnie pisze szkodliwe donosy na biskupów i księży? I co ze sprawy ks. Czajkowskiego wynika dla Polski, dla Kościoła w naszej ojczyźnie?
Niewłaściwe są tutaj wszelkie łatwe diagnozy. Zarówno te, które sugerują, że skoro ks. Czajkowski się przyznał i przeprosił, to nie ma problemu i można nad wszystkim przejść do codzienności, jak i te, które jego aktualną postawę całkowicie lekceważą, a nawet wyśmiewają.

To prawda, że ks. Czajkowski przyznał się o wiele za późno i pod pewną presją. Ale się przyznał. I wyraził skruchę jako jedyna dotychczas z osób publicznych w Polsce oskarżonych o agenturalną przeszłość. Mimo wszystko wybrał prawdę, chociaż widać, że nie jest mu łatwo żyć z tą decyzją. Dzięki grupie świeckich ze środowiska „Więzi” nie pozostał ze swoim problemem i swoją winą sam. To ważna wskazówka na przyszłość. Nie tylko w kwestii lustracji w Kościele.

Więcej o sprawie ks. Michała Czajkowskiego na www.wiara.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.