Papież, który pozostał człowiekiem

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 1/2023

publikacja 05.01.2023 00:00

Trudno dyskutować dzisiaj z faktem istnienia samej instytucji „rezygnacji papieża z urzędu”, przyznać też trzeba jednoznacznie, że to właśnie Benedykt XVI przełamał bariery.

28 lutego 2013 roku wieczorem Benedykt XVI opuścił Watykan i udał się do Castel Gandolfo. Helikopter z papieżem na pokładzie przeleciał nad wypełnionym żegnającymi go ludźmi placem św. Piotra. 28 lutego 2013 roku wieczorem Benedykt XVI opuścił Watykan i udał się do Castel Gandolfo. Helikopter z papieżem na pokładzie przeleciał nad wypełnionym żegnającymi go ludźmi placem św. Piotra.
Michael Sohn /AP Photo/east news

Chłodny lutowy poranek w okamgnieniu przekształcił się w gorące przedpołudnie. Choć dłonie trzymające nieustannie telefon komórkowy przy uchu i tak marzły niemiłosiernie. Z ucha do ucha, z ust do ust – wiadomość o rezygnacji papieża rozprzestrzeniała się błyskawicznie, a liczba zszokowanych rosła wprost proporcjonalnie do ilości komentarzy: po co, dlaczego, jakie są ukryte przyczyny? W jednej z radiowych rozgłośni mój rozmówca, również duchowny, przekonuje, że nie należy używać słowa „abdykacja”. Niekoniecznie ma rację, prawu kanonicznemu jest ono co prawda raczej obce, ale jeden z polskich kanonistów, ks. prof. Piotr Majer, pisze: „Rezygnacja – zwana także abdykacją lub dymisją – polega na dobrowolnym zrzeczeniu się przez papieża urzędu Biskupa Rzymu, co w konsekwencji powoduje utratę pełnionej przezeń najwyższej władzy w Kościele”. Oponuję, że eufemizmy jeszcze nigdy nie poprawiły zamglonej atmosfery wytwarzanej przez tych, którzy żywią się sensacją. Benedykt XVI, papież, następca św. Jana Pawła II również na urzędzie głowy Państwa Watykańskiego, w sensie politologicznym abdykował (zrobił to w kolejną rocznicę podpisania traktatów laterańskich, co miało miejsce 11 lutego 1929 r., wyodrębniających politycznie i terytorialnie państwo Watykan, uznających jego niepodległość i niezależność!). Gdybym wówczas wiedział, że „wszechwiedzący” krytycy Ratzingera osądzą ten jego gest jako kolejny kamyczek do sekularyzacji Kościoła, nie wypowiedziałbym tych słów. Wielu dziennikarzy bowiem, jak Arkadiusz Stempin w „Rzeczypospolitej”, będzie stawiało pytania: „Benedykt był świadom doniosłości swojego kroku. Wybrany dożywotnio, pomimo swojego konserwatyzmu zrywał z tradycją, uznając się za zbyt niedołężnego do przewodzenia Kościołowi. Wytłumaczenie zrozumiałe dla szefa firmy czy prezydenta kraju. Ale dla reprezentanta Chrystusa na ziemi?”.

17 dni do końca

W pewnym sensie należało się tej krytyki spodziewać. Rola papieża emeryta nowożytnemu światu była nieznana, dla Kościoła mogła zdawać się niebezpieczna. Przyzwyczailiśmy się do stabilności urzędu. Świat mógł się walić, kamienie węgielne roztrzaskiwać, ale Jego Świątobliwość miał trwać na posterunku do końca swoich ziemskich dni. Dawało nam to stały punkt odniesienia, który w chaosie zmiennych pozwalał wierzyć w stałą. Stąd zdziwienie, szok dla wierzących dość nieprzyjemny. Nie usiłuję nawet wyobrazić sobie atmosfery, która panowała na konsystorzu, gdy Ratzinger wypowiadał słowa: „Najdrożsi bracia, zwołałem was na ten konsystorz nie tylko z powodu trzech kanonizacji, ale także by zakomunikować wam decyzję o wielkim znaczeniu dla życia Kościoła. Po wielokrotnym rozważeniu w moim sumieniu w obliczu Boga nabrałem pewności, że moje siły z powodu zaawansowanego wieku nie wystarczą, by pełnić w odpowiedni sposób posługę Piotrową. (...) Dlatego, w pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością, oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, następcy świętego Piotra, powierzonej mi przez kardynałów 19 kwietnia 2005 r., w taki sposób, że od 28 lutego 2013 r., od godziny 20.00, rzymska stolica, Stolica św. Piotra, będzie zwolniona (sede vacante) i będzie konieczne, by ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali konklawe dla wyboru nowego papieża”.

starość ma swoje prawa

Oprócz poważnych komentarzy do tego tekstu pojawiły się i sensacyjki powielane przez plotkarskie portale, dociekające, kto tę łacińską wypowiedź zrozumiał, kto nie, oraz jaka właściwie jest przyczyna tej decyzji. Giovanna Chirri, dziennikarka, która jako pierwsza opublikowała nie tylko wiadomość o rezygnacji Benedykta XVI, ale i swoje osobiste wrażenia, opisała to zdarzenie tak: „W tym momencie konsystorz powinien się skończyć i papież powinien opuścić zgromadzenie; tymczasem mówi dalej po łacinie. W ręku trzyma kartkę. Pierwszą rzeczą, jaką mówi, jest ta, że nie zwołał kardynałów tylko na konsystorz – musi ogłosić rzecz »ważną dla życia Kościoła«; mówi, że się starzeje, ingravescente aetate. Po tych słowach czuję się tak, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło i zaczęła mi puchnąć głowa: Ingravescentem aetatem to dokument, w którym Paweł VI postanowił, że kardynałowie mają odchodzić na emeryturę w wieku 80 lat. Jest to formuła rezygnacji, słowa, których Kościół używa w odniesieniu do dymisji. Benedykt XVI mówi dalej swoją zrozumiałą łaciną, wolno i treściwie; wyjaśnia, że potrzebny jest papież młodszy, by sterować nawą Piotrową w szybkim świecie, jakim jest nasz. Ogłasza też datę rezygnacji, a nawet godzinę rozpoczęcia sede vacante. Słucham, ale czuję się tak, jakbym nie słyszała; szybko łapię oddech, a moje nogi drżą, chociaż siedzę na krześle. Mózg włącza się na nowo, kiedy papież Ratzinger wypowiada słowo »konklawe«. Przez kilka chwil odczuwam trwogę: czy dobrze zrozumiałam? Próbuję to sprawdzić, dzwonię w kilka miejsc. Nikt nie odpowiada. W tym momencie, jak sądzę, w Watykanie wszyscy mają na głowie co innego. Tymczasem Benedykt XVI skończył mówić. W ciszy panującej w auli, patrząc na twarze obecnych, na których nie porusza się ani jeden mięsień, ani jeden włos na brodzie, dziekan kolegium kard. Angelo Sodano mówi po włosku, że podana przez papieża wiadomość »jest dla nas jak grom z jasnego nieba«. (...) Zaczynam płakać, co w moim przypadku jest trochę dziwne, bo nigdy nie płaczę: decyzja papieża napełnia mnie bólem i całkowicie mnie zaskakuje, w niezbyt zresztą spokojnym okresie mojego życia. Płaczę i piszę: zdanie kard. Sodano, kontekst, w jakim mówił papież, parę słów o atmosferze panującej w Sali Konsystorza. Tymczasem kończy się transmisja, otrzymujemy tekst papieża przetłumaczony na różne języki. Zanim rozpoczął się briefing o. Lombardiego (Biuro Prasowe zaczyna się napełniać jak przy wielkich okazjach), udaje mi się napisać tweet dla moich blisko 230 followers: »B16 podał się do dymisji, kończy swój pontyfikat 28 lutego«. Jest to dość nieprecyzyjne, bo papież nie podaje się do dymisji, lecz rezygnuje z urzędu, za to moi nieliczni i drodzy followers otrzymują wiadomość jako jedni z pierwszych na świecie. Wiadomość ta zrodziła się jak inne: udaję się w jakieś miejsce, śledzę wydarzenie i o nim opowiadam. Te słowa jednak całkowicie mną zawładnęły: po raz pierwszy od wieków papież zrezygnował z tronu św. Piotra nie dlatego, że był zmuszony, nie dlatego, że był uzurpatorem, nie był przegnany, lecz z wolnego wyboru, »świadomie i w obliczu Boga«, i dla dobra Kościoła. W historii rzecz absolutnie wyjątkowa. W moim życiu nieświadomy dar papieża, który już wcześniej podarował mi bardzo wiele”.

Pionier zwany konserwatystą

Wśród ludzi znających Benedykta XVI palmę pierwszeństwa dzierży, jak się wydaje, Peter Seewald. Po opublikowaniu przez niego monumentalnej biografii Ratzingera zapytałem go, czy abdykacja go zszokowała. Odpowiedział: „Byłem zaskoczony, ale wiedziałem, że Ratzinger nie boi się robić rzeczy, których nikt przed nim nie próbował. Odpowiada to jego nowoczesnemu i pragmatycznemu myśleniu. Najpierw idzie z taką decyzją na modlitwę, by badać, czy jest ona zgodna z wolą Tego, którego na ziemi ma reprezentować. Odpowiada najpierw przed Bogiem, a potem przed ludźmi. Szczerze mówiąc, dziwiłbym się, gdyby nie było w pontyfikacie Benedykta jakiegoś wielkiego »bum«. W biografii Ratzingera nie ma nic zwyczajnego. Być może jest on świętym. Stał się papieżem »między epokami«. Stare przeminęło, nowe jeszcze niezupełnie nadeszło – jak mówi. Przynajmniej mógł uchylić prowadzącą do nowego bramę. Jak powiedział: otwórzcie drogi dla Jezusa Chrystusa. Pracujemy nie dla końca świata, ale dla powtórnego przyjścia Pana”. Ucieszyła mnie ta odpowiedź, ponieważ podzielam pogląd, że w biografii Ratzingera nie ma nic, co można by nazwać zwyczajnym. Nawet pod względem czysto ludzkim: najdłużej żyjący papież w historii Kościoła dłużej był emerytem niż urzędującym następcą św. Piotra. I choć dziennikarze z ciekawością popatrują na Franciszka i wprost pytają go o to, czy w przypadku pogorszenia stanu zdrowia złożyłby rezygnację, co dowodzi, że nastała dzięki gestowi Benedykta XVI nowa epoka, to problem sprawowania władzy absolutnej przez człowieka podlegającego ograniczeniom swojej ludzkiej natury nie pojawił się wraz z jego pontyfikatem. Może dopiero teraz jednak mówi się o tym swobodniej… Franciszek powiedział kiedyś dziennikarzom, że papież senior nie jest wyjątkiem, ale stał się instytucją, tym bardziej że ludzkie życie się wydłużyło i w pewnym wieku człowiek nie jest już w stanie dobrze rządzić, bo ciało szybko się męczy: „Jeżeli poczuję, że nie mogę kontynuować mojej posługi, uczynię to samo”.

Poślubiony Stolicy Piotra?

W połowie grudnia tego roku Franciszek ujawnił, że po wyborze w 2013 r. podpisał list rezygnacyjny – do wykorzystania na wypadek, gdyby poważne i trwałe problemy zdrowotne uniemożliwiły mu wykonywanie obowiązków. Przekazał go ówczesnemu watykańskiemu sekretarzowi stanu, kard. Tarcisio Bertonemu. Po raz pierwszy ujawnił to publicznie; czy zatem nastała jakaś nowa epoka, skoro tak drażliwe sprawy jak ciągłość Piotrowej władzy przestały być tematem tabu? Wszak – jak się uważa i jak sam papież zauważył – również poprzednicy pisali podobne rezygnacyjne listy. A Regens Prefektury Domu Papieskiego ojciec Leonardo Sapienza oświadczył, że Jan Paweł II je czytał i według niektórych autorytatywnych świadków wyraził chęć pójścia za przykładem Pawła VI: „Czy rzeczywiście to zrobił, nie wiadomo. Natomiast Benedykt XVI nigdy nie widział tych listów i nie wiedział o ich istnieniu”. Do tej pory o tych sprawach się nie mówiło.

Owszem, przepis o rezygnacji papieża z urzędu istnieje w kanonicznym porządku prawnym od 1299 roku, a jego promulgacja związana była przede wszystkim z jedynym, jak się wydaje, niekwestionowanym przypadkiem papieskiej dymisji – Celestyna V z XIII wieku. Po kilku miesiącach sprawowania papieskiego urzędu zrzekł się on biskupstwa rzymskiego wobec zgromadzonych kardynałów. Do tej pory trwała intensywna dyskusja teologiczna na ten temat – niektórzy średniowieczni kanoniści nie dopuszczali takiej możliwości, twierdząc, że papież nie może zrezygnować z pełnionej funkcji, gdyż nie ma wyższej od niego instancji, która mogłaby taką rezygnację przyjąć. Argumentowano też, że papież jest nierozłącznie związany ze Stolicą św. Piotra na podobieństwo węzła małżeńskiego, którego nikt, oprócz śmierci, nie może rozwiązać. Następca świętego Celestyna wypowiedział się jednoznacznie: w dekretale „O papieskiej rezygnacji” potwierdził, że Biskup Rzymski może zrezygnować z urzędu, a jego rezygnacja niczyjej zgody nie wymaga.

Jan Paweł II w konstytucji „Universi Dominici gregis” z lutego 1996 roku napisał: „Ustalam, że dyspozycje dotyczące wszystkiego, co poprzedza wybór Biskupa Rzymskiego, oraz jego przebiegu, muszą być w całości zachowane także w przypadku, gdyby wakat Stolicy Apostolskiej nastąpił przez rezygnację Papieża, według normy kan. 332, § 2 Kodeksu Prawa Kanonicznego i kan. 44, § 2 Kodeksu Kanonów Kościołów Wschodnich” (nie była to żadna nowość, raczej potwierdzenie zapisów konstytucji podpisanej przez Pawła VI). Trudno więc dyskutować dzisiaj z faktem istnienia samej instytucji rezygnacji papieża, choć przyznać trzeba jednoznacznie, że to właśnie Benedykt XVI przełamał bariery. Bardzo odważnie, bo – powtórzmy stwierdzenie Seewalda – „Ratzinger nie boi się robić rzeczy, których nikt przed nim nie próbował. Odpowiada to jego nowoczesnemu i pragmatycznemu myśleniu”. W tym, jak się wydaje, pragmatycznym kierunku idzie myślenie części kanonistów, którzy spotkali się przed kilkoma tygodniami w Turynie, aby dyskutować nad projektami nowych konstytucji apostolskich dotyczących nadzwyczajnych przeszkód w działaniu Stolicy Apostolskiej oraz statusu emerytowanego papieża. Obecny na spotkaniu ksiądz profesor Piotr Majer wygłosił wykład na temat rezygnacji papieża z urzędu. – Coraz częściej porusza się te tematy właśnie na skutek spektakularnego gestu Benedykta XVI, który stał się impulsem, by tę instytucję prawną na nowo przemyśleć – tłumaczy kanonista.

A jednak nowoczesnego myślenia część z nas się boi. Zwłaszcza w kontekście absolutnej władzy papieża w Kościele. Obowiązuje w nim prawo, którego papież jest „panem” (dominus canonum). Czy jakiekolwiek odstępstwo od reguły, że jego panowanie kończy się z chwilą jego śmierci, nie niesie ze sobą ryzyka manipulacji w tak poważnych kwestiach jak dyscyplina i nauczanie Kościoła? Być może, ale i niepodejmowanie tego tematu nie jest roztropne. Od dawna zadawano sobie przecież pytanie, jak postąpić w sytuacji, gdy Stolica Piotra będzie miała przeszkodę w sprawowaniu władzy na przykład w przypadku choroby psychicznej, która dotknęłaby Biskupa Rzymu. Wybrany na zastępcę Chrystusa pozostaje przecież człowiekiem, z wszystkimi ograniczeniami i słabościami ludzkiej natury.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.