Długa droga do wielkiej armii

Jakub Jałowiczor

|

GN 1/2023

publikacja 05.01.2023 00:00

Wojsko Polskie ma liczyć 300 tys. żołnierzy – to plany Ministerstwa Obrony Narodowej. Armia jest dziś znacznie liczniejsza niż 10 lat temu, ale do 300 tys. nam daleko.

Długa droga do wielkiej armii Lech Muszyński /pap

Planowane na przyszły rok ćwiczenia rezerwistów to tylko drobny krok w stronę wzmocnienia potencjału obronnego naszego kraju. Wojsko kusi rekrutów niezłą pensją na starcie i przydatnymi szkoleniami, ale nawet Stany Zjednoczone mają kłopot ze zbudowaniem armii z samych ochotników.

Armia się kurczy

Pod koniec istnienia PRL wojsko liczyło ok. 400 tys. osób w czasie pokoju, a w razie wojny miało się rozrosnąć do 930 tys. W latach 90. i później armię zmniejszano. Teoretycznie miała być dzięki temu nowocześniejsza, ale redukcje wynikały też z oszczędności i z przekonania, że po upadku komunizmu Europie nie grozi żaden konflikt. Jeszcze pod koniec lat 90. żołnierzy było 226 tys. W 2008 r. już o 100 tys. mniej. W tym samym roku po raz ostatni przeprowadzono pobór, więc w 2009 r. stan armii zmniejszył się o 25 tys. osób odbywających służbę zasadniczą. W Wojsku Polskim przez kilka lat służyło mniej niż 100 tys. zawodowych żołnierzy.

Obecne plany nie zakładają stworzenia 300 tys. wojskowych etatów. Z danych zaprezentowanych podczas październikowego posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej wynika, że w polskim wojsku ma służyć 187 tys. zawodowców. Kolejne 50 tys. będą stanowić osoby odbywające dobrowolną zasadniczą służbę wojskową. Tyle samo ma być żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Dalsze 9,3 tys. to zawodowcy w okresie kształcenia, czyli np. studiujący na uczelniach wojskowych. Ostatnia grupa ma się składać z 3,5 tys. kształcących się żołnierzy służby zasadniczej. Oni po roku będą zostawać zawodowcami. Budowa 300-tysięcznych sił zbrojnych ma potrwać do 2035 r.

Tendencja wzrostowa

Od kilku lat wojsko się rozrasta, ale wolniej, niż zakładano. W latach 2010–2020 liczba zawodowych żołnierzy zwiększyła się o 15 tys. We wrześniu 2022 r. było ich 112 tys. Skok ilościowy spowodowało powołanie WOT. W powstałej 5 lat temu formacji służy obecnie ponad 35 tys. osób, które na co dzień pracują lub uczą się, a co pewien czas zgłaszają na szkolenia. Najliczniejszą brygadą jest ta z Warmii i Mazur. Służy tam 10 proc. wszystkich terytorialsów. 20 proc. całej formacji stanowią kobiety.

Terytorialsi, choć początkowo bywali wykpiwani jako niedzielne wojsko, sprawdzili się podczas akcji związanych z klęskami żywiołowymi, służyli też w czasie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Formacja stale rośnie, ale do dziś nie osiągnęła pełnego stanu. Zgodnie z początkowymi planami już w 2019 r. miało w niej służyć 50 tys. osób. Później termin osiągnięcia takiego stanu osobowego przesunięto na 2021 r., ale i tej daty nie udało się dotrzymać.

W 2022 r. wojsko urosło o kolejne kilkanaście tysięcy osób. Uchwalona w tym roku Ustawa o obronie Ojczyzny wprowadziła dobrowolną służbę zasadniczą. Ochotnicy przechodzą trwające 4 tygodnie szkolenie podstawowe i składają przysięgę. Potem czeka ich 11-miesięczny kurs specjalistyczny, np. saperski albo z dziedziny radiotechniki. Mogą też zostać terytorialsami albo ubiegać się o przeniesienie do służby zawodowej.

Jak poinformowała nas ppłk Justyna Balik z Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji, w tym roku wojsko zamierzało przeprowadzić podstawowy kurs dla 15 tys. ochotników, a udało się przeszkolić nieco ponad 16 tys. spośród 25 tys. osób, które się zgłosiły. W pierwszym tygodniu grudnia 1,3 tys. przeszkolonych było już powołanych do służby zawodowej, a pod koniec tego miesiąca – 3,4 tys. Kolejne 1,6 tys. wniosków jeszcze analizowano. W przyszłym roku dowództwo zamierza przeszkolić 25 tys. kolejnych chętnych.

Nie za darmo

Zawodowy żołnierz na starcie dostaje co miesiąc 4,5 tys. zł. Takie samo wynagrodzenie przysługuje uczestnikowi służby zasadniczej. W przypadku zawodowców dochodzi jeszcze dodatek za staż i różne dodatki związane z określonymi rodzajami służby, np. 300–900 zł miesięcznie dla nawigatora naprowadzania, 150–2400 zł dla żołnierzy jednostek specjalnych NIL i AGAT, 150–1500 zł dla lekarza. Wynagrodzenie rośnie oczywiście wraz z awansami. Oprócz tego armia kusi możliwością zrobienia na jej koszt kursów: nurka, skoczka albo kucharza. Mimo to liczba żołnierzy rezygnujących ze służby jest spora. Choć ze względu na nowych rekrutów bilans wychodzi na plus, co roku mundur zdejmuje zwykle 3–5 tys., a w rekordowym 2011 r. nawet 7,3 tys. żołnierzy mających już doświadczenie. Resort obrony przeprowadził w tym roku ankietę, w której prosił odchodzących o podanie powodu. Zapytaliśmy MON o jej wyniki, ale do chwili zamknięcia numeru nie dostaliśmy odpowiedzi. Żołnierze piszący o swojej rezygnacji na forach internetowych skarżą się często na nepotyzm przy rozdzielaniu nagród, przeciążenie (podczas kryzysu granicznego brakowało ludzi) albo na to, że choć Polska kupuje nowoczesne czołgi i samoloty, problemem jest załatwienie porządnych kurtek na zimowe ćwiczenia. Zachętą do odejścia mogą być też pokaźne odprawy, na które mogą liczyć zwłaszcza oficerowie.

Kiedy pas się nie dopina

Polska nie jest jedynym krajem, który stara się budować armię z ludzi zgłaszających się do niej dobrowolnie. Przymusowej służby nie ma m.in. we Włoszech, Wielkiej Brytanii, Francji i Hiszpanii. Zagrożenie ze strony Rosji sprawiło jednak, że kolejne państwa ją przywracają. W 2017 r. na taki krok zdecydowała się Szwecja, która zlikwidowała służbę zasadniczą 7 lat wcześniej. W 2023 r. pobór wraca na Łotwie. W 2015 r. po 7 latach przywróciła go także Litwa. Podobne pomysły, jak dotąd niezrealizowane, pojawiały się w Czechach, Serbii, Francji, Rumunii, Niemczech i Włoszech. Z obowiązkowej służby nigdy nie zrezygnowały Estonia, Dania, Austria i Norwegia. W Finlandii i Szwajcarii przeszkoleni cywile są bardzo istotną częścią systemu obrony kraju. Zawodowa fińska armia liczy niewiele ponad 30 tys. żołnierzy, ale w razie zagrożenia może szybko zostać rozbudowana do 300 tys. osób. Według niektórych źródeł liczba rezerwistów zdolnych do noszenia broni w 5,5-milionowym kraju wynosi aż 900 tys. Z systemu obrony opartego na dobrze przeszkolonych cywilach słynie Szwajcaria. Regularne wojsko tego niespełna 9-milionowego kraju liczy tylko kilka tysięcy zawodowców. Za to w razie wojny mogłoby się rozrosnąć do ponad 350 tys. osób.

Poboru nie prowadzi najnowocześniejsza armia świata. Stany Zjednoczone zarzuciły przymusową służbę już w 1973 r., po wycofaniu sił z Wietnamu. Mają jednak kłopot z dobrowolnym werbunkiem. Siły zbrojne USA powinny dziś liczyć 1,3 mln mundurowych i cywilów (jeśli zsumować regularną armię, Gwardię Narodową i siły rezerwy), ale od 2005 r. nie są w stanie zebrać pełnego składu. Ostatnio brakuje ok. 150 tys. ludzi. Problemem jest nie tylko zbyt mała liczba chętnych do pójścia w kamasze, ale i to, że aż trzy czwarte młodych Amerykanów do tego się nie nadaje. Prawie jedna trzecia z powodu nadwagi, jedna czwarta nie ukończyła szkoły średniej (to warunek przyjęcia do służby), jedna dziesiąta miała problemy z prawem, a do tego rośnie odsetek osób dotkniętych problemami psychicznymi i nałogami.

Minipobór

Jak dotąd żadna siła polityczna w Polsce nie stara się oficjalnie o wprowadzenie powszechnego poboru. W przyszłym roku mają się za to odbywać ćwiczenia dla ludzi należących do tzw. rezerwy pasywnej. To szeroka kategoria obejmująca zarówno tych, którzy przeszli kwalifikację wojskową i na tym skończyła się ich przygoda z mundurem, jak i osoby po szkoleniu i przysiędze, ale dziś niezwiązane z armią. W teorii wezwanie może dostać nawet 200 tys. Polaków. Centrum rekrutacji mówi o szkoleniu zaledwie 3–4 tys. osób. Według zapowiedzi resortu obrony ćwiczenia zajmą tylko jeden weekend, w dodatku będzie można wybrać miejsce i termin. Jednak zgodnie z ustawą rezerwista może być wezwany nawet na 90 dni. Nie wolno też odmówić stawienia się w centrum rekrutacji. Jeśli przedsięwzięcie naprawdę skończy się na dwudniowym szkoleniu, to trudno będzie je uznać za rewolucję w obronności. Będzie to raczej okazja dla armii, by sprawdzić, kim może dysponować w razie zagrożenia.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.