Wielkie dzielenie

ks. Artur Stopka

|

GN 05/2006

publikacja 25.01.2006 09:34

Gdyby Kościół w katolicki w Polsce funkcjonował tak, jak go przedstawiają dziennikarze i niektórzy politycy, już dawno przestałby istnieć.

Wielkie dzielenie Gdyby Kościół w katolicki w Polsce funkcjonował tak, jak go przedstawiają dziennikarze i niektórzy politycy, już dawno przestałby istnieć. ks. Artur Stopka

Miliony polskich katolików co tydzień wyznają podczas niedzielnej Mszy świętej: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”. Niektórzy z nich słuchają codziennie Radia Maryja. Inni mają o tej rozgłośni bardzo krytyczne zdanie. Jedni jeżdżą z pielgrzymką do Częstochowy, inni do Lichenia, a jeszcze inni do Łagiewnik. Jedni głosowali na PiS, inni na PO, a całkiem sporo oddało głosy na Samoobronę lub LPR, a nawet SLD. Czy to znaczy, że Kościół w Polsce zatracił swą jedność?

Od pęknięcia do rozłamu
Temat podziałów w polskim Kościele nie jest niczym nowym. W ciągu minionych szesnastu lat demaskatorskie wypowiedzi i publikacje na ten temat pojawiały się wielokrotnie. O kościelnych podziałach i frakcjach mówiono też w czasach PRL-u, chociaż biskupi i księża bardzo pilnowali, aby nie uzewnętrzniać istniejących także wówczas różnic zdań w rozmaitych kwestiach dotyczących życia społecznego i – nie ma sensu ukrywać – zagadnień politycznych. Dzisiejsi historycy chętnie pokazują podejmowane przez ówczesnych władców Polski próby przeciwstawiania na przykład Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego i metropolity krakowskiego Karola Wojtyły.

Po roku 1989 kilkakrotnie pojawiały się fale doniesień, że Kościół w Polsce jest podzielony. Ich źródłem były przede wszystkim wypowiedzi poszczególnych biskupów, w różny sposób komentujące jakieś ważne dla kraju i dla Kościoła sprawy. Te dotyczące szczegółowych kwestii różnice dziennikarze zaczęli uogólniać i na ich podstawie do dziś budują alarmistyczne doniesienia o braku jedności w Kościele.
Najnowsza fala informacji o istotnych różnicach w Kościele w Polsce związana jest z niedawną wizytą ad limina polskich biskupów. Jako pierwszy na alarm zadzwonił „Super Express”, który wielkimi literami na pierwszej stronie doniósł na początku stycznia bieżącego roku, że „Kościół pęka”. Również ta gazeta jako pierwsza zdecydowała się przeciwstawić sobie nowego metropolitę krakowskiego i dyrektora Radia Maryja. O podziałach bez alarmistycznych akcentów pisały tak poważne dzienniki jak „Rzeczpospolita”, a wreszcie tygodnik „Wprost” – co prawda z pytajnikiem – doniósł o rozłamie.

Co dzieli Episkopat?
„To nie laickie media dzielą biskupów w ocenie Radia Maryja, o co przez lata je oskarżano. To samo radio spolaryzowało episkopat” – stwierdziła na łamach „Rzeczpospolitej” Ewa K. Czaczkowska. Stosunek do prowadzonej przez redemptorystów rozgłośni uważany jest przez wielu publicystów za główny wyznacznik przynależności do którejś z mających istnieć w polskim Episkopacie „frakcji”.

Istotnie, różnice w wypowiedziach hierarchów są tu spore. Sekretarz generalny Episkopatu bp Piotr Libera, podsumowując wizytę ad limina, nazwał Radio Maryja problemem. Prymas Polski kard. Józef Glemp tuż przed Bożym Narodzeniem zarzucił rozgłośni, że promuje tylko określony typ pobożności, selektywnie podchodzi do nauczania Kościoła i tylko siebie uważa za prawdziwy Kościół, co prowadzi do podziałów. „Podkreślanie swojej inności, opieranie się jedynie na pewnych wybranych elementach katolicyzmu, np. obstawanie przy jeszcze przedwojennej pobożności, czy selekcjonowanie współczesnego nauczania Kościoła, wprowadza podziały wśród wiernych, duchownych i biskupów” – mówił kard. Glemp.

W tym samym czasie bp Antoni Dydycz informował, że „kard. Deskur, który żywo interesuje się sprawami Polski i Radia Maryja, powiedział, że sługa Boży Jan Paweł II prosił go, by zawsze bronił Radia Maryja”. Natomiast abp Sławoj Leszek Głódź, przewodniczący Zespołu Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja, w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, podczas transmitowanej przez telewizję na cały świat Mszy św. mówił: „Czy się chce, czy też nie, zdobyło sobie ono [Radio Maryja – przyp. ks. A. S.] prawo obywatelstwa na rynku mediów. Przecież trzeba wiedzieć, że jest ono bogatym przekazem modlitwy, szkołą katechezy, głoszeniem Ewangelii, poprzez najnowocześniejsze środki przekazu”.

Między Toruniem a Łagiewnikami
Używanie terminologii wojennej pozwala mediom tworzyć atrakcyjne dla odbiorców wizerunki. Nic dziwnego, że niektóre z nich próbują jej używać także w odniesieniu do Kościoła. „Super Express” nie zawahał się napisać o istnieniu w Kościele katolickim w Polsce dwóch „obozów” – toruńskiego i łagiewnickiego.

Podobnym tropem poszedł tygodnik „Wprost”, który w wielkiej infografice, zatytułowanej „Dziwisz kontra Rydzyk”, poprzydzielał poszczególnych polskich hierarchów do jednej z frakcji. Czym kierowali się dziennikarze, którzy przeprowadzali to wielkie dzielenie, trudno ustalić. Z pewnością niektórzy biskupi bardzo się zdziwili, widząc, do której „frakcji” zostali zaliczeni.

W dziennikarskie zapędy do rysowania obrazu Kościoła katolickiego w Polsce włączyli się również politycy. To nie dziennikarze, a właśnie polityk wyróżnił w naszej ojczyźnie dwa katolicyzmy – „toruński” i „łagiewnicki”, zachęcając je do walki.

W obronie Torunia po nagłośnieniu tego „podziału” wystąpił prezydent miasta. Z pewnością warto bronić miasta przed naklejaniem mu przez polityków etykietki. Tym bardziej warto bronić przed politycznym wykorzystaniem sanktuarium w Łagiewnikach, które zgodnie z zamysłem Jana Pawła II jest światowym centrum czci Bożego Miłosierdzia. Nie wolno używać nazwy tego sanktuarium do wprowadzania podziałów w Kościele.

W poszukiwaniu istoty
W świadomości społecznej funkcjonuje dziwny mechanizm. Niemal wszyscy, których zapytaliśmy, czy w Kościele katolickim w Polsce są podziały, odpowiedzieli „tak”. Jednak na pytanie „Czy Kościół w Polsce jest podzielony?” zgodnie odpowiadali „nie”.

Skąd to zadziwiające rozdwojenie odpowiedzi na niemal identyczne pytanie? Zdaniem Szymona Hołowni, publicysty „Rzeczpospolitej”, większość polskich katolików nie identyfikuje się z żadnym z wymienionych wyżej „katolicyzmów”. Hołownia przypomina, że „katolicki znaczy powszechny”. „Temu, kto dzieli (na słusznych, niesłusznych i słusznych inaczej) teologia nadała imię szatana” – dodaje.
Paweł Milcarek, redaktor naczelny kojarzonego ze zwolennikami tradycjonalizmu dwumiesięcznika „Christianitas”, postawił sprawę nie mniej ostro. Według niego, „są w polskim Kościele podziały i różnice – ale nikt przytomny nie opisuje ich w kategoriach takich dychotomii rodem z wyobraźni mniej rozgarniętych dziennikarzy bulwarówek”.

Właśnie w słowach Milcarka można znaleźć źródło dziwnych odpowiedzi zacytowanych wyżej. W potocznym myśleniu „różnice” często bywają nazywane „podziałami”. Jednak przy precyzyjnym pytaniu o jedność Kościoła nikt nie ma wątpliwości – nie ma w polskim Kościele katolickim pęknięcia, nie ma rozłamu, nie ma dwóch katolicyzmów. Jest jeden Kościół, a w nim ludzie, którzy różnią się nie w kwestiach wiary, lecz w sprawach mniej istotnych, przemijających, być może wpływających w jakimś stopniu na kształt wspólnoty wierzących, ale absolutnie nie decydujących o jej istnieniu, trwałości, jedności.

Ważne sygnały
Mimo wszystko nie należy lekceważyć głosów mówiących o dokonującym się w Kościele „podziale”. Są one sygnałem, że naturalne różnice zdań, zawsze obecne i niezbędne w Kościele różne wizje jego funkcjonowania, niebezpiecznie zbliżają się do granicy, za którą przestają pełnić pozytywną, twórczą rolę. To oczywiste, że poszczególni biskupi mają odmienne poglądy nie tylko w kwestiach politycznych, społecznych, ale różnią się także w ocenie zdarzeń i zjawisk w Kościele.

Jednak różnice powinny prowadzić do dialogu. Wielokrotnie sygnalizowano w ostatnich kilkunastu latach, że Kościół katolicki w Polsce potrzebuje poważnego wewnętrznego dialogu. Jeśli nie ma rozmowy, poszukiwania tego, co łączy, jeśli problemy latami czekają na rozwiązanie, różnice zdań się utrwalają i stopniowo prowadzą do powstawania „frakcji”, „obozów” itp. Zwlekanie z rozwiązywaniem problemów sprawia, że drobne kwestie stają się zagadnieniami angażującymi emocje wielu ludzi, a podejmowane zbyt późno decyzje przynoszą roz-czarowanie i zniechęcenie.

Kościół katolicki w Polsce wciąż uczy się, jak pełnić swoją misję w zmieniających się warunkach. Uczą się bisku-pi, księża i wierni świeccy. Zdobywanie tej wiedzy nie jest łatwe, ale konieczne. Z pewnością jednak nie ma w tej chwili żadnego zagrożenia dla jedności Kościoła w Polsce. Gdyby było, wspomniałby o nim Benedykt XVI w czasie wizyty polskich biskupów ad limina.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.