Wierzyć we Lwowie

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 49/2005

publikacja 29.11.2005 21:23

Przed wojną we Lwowie było czterdzieści świątyń rzymskokatolickich. Dzis są ... tylko trzy

Wierzyć we Lwowie Marek Piekara

Parafia św. Michała Archanioła leży na krawędzi miasta. Należą do niej mieszkańcy ponad 200-tysięcznego osiedla wysokich bloków na Sichowie i przylepionej do niego starej wioski Zubrza. Do kościoła, a właściwie domu filialnego w wiosce Zimna Woda, proboszcz ks. Jacek Kocur dojeżdża pół godziny. W sumie ma 340 wiernych ze Lwowa i ponad 30 z Zimnej Wody. Parafia na Sichowie powstała 10 lat temu w dawnej leśniczówce Potockich, zamienionej po wojnie w pionierski łagier. Na parterze kaplica, obok ochronka. Na piętrze pokoje, gdzie odbywają się dni skupienia młodzieży tutejszej i przyjeżdżającej na wakacje z Polski.

Siostry w bloku
Dwie siostry służebniczki pomagające przy parafii – Karolina i przełożona Ewodia, mieszkają w jednym z bloków osiedla-molocha. – Na początku ludze się zastanawiali, czy nie zacząć się żegnać, wchodząc do klatki. Teraz nasz sąsiad, rozwiedziony pan Leon, żartuje, że na drzwiach wywiesi tabliczkę „brat Leon”, bo też samotny – opowiada s. Karolina, ruchliwa, energiczna – żywe srebro. Pochodzi ze Złotkowic (80 km od Lwowa), skończyła geografię. Mama Waleria jest rzymską katoliczką, ojciec Włodzimierz – grekokatolikiem. – Na osiedlu co kilka bloków bania cerkwi. Aż się prosi o świątynię rzymskokatolicką – mówi Stasiu, tancerz zespołu „Weseli Lwowiacy”. Żeby przeżyć, pracuje jako kierowca. Zarabia 200 dolarów. – To i tak u nas bardzo dużo – zaznacza.

Czas ukraiński
Ks. Jacek (z Orzesza), we Lwowie od trzech lat, utrzymuje parafię z ofiarności wiernych archidiecezji katowickiej: – Mam satysfakcję z pracy na terenach, gdzie religia była zakazana. Dziś wiara się odradza. Ale do tego Kościoła trzeba cierpliwości. Choćby dlatego, że ludzie Wschodu mają swoje poczucie czasu. Jak mówią, że zrobią coś za chwilę, to znaczy, że jutro. Jak jutro – to w przyszłym tygodniu. Jak za tydzień – to nigdy. Dlatego ks. Jacek sam ćwiczy punktualność: „Śniadanie za trzy siódma” – ustala.

Stawia na młodzież
Ola ze szkoły muzycznej pierwsza zgłosiła się do scholi. Marianka i Joanka dekorują, a potem trzymają chorągwie podczas Mszy. Irenka, ucząca się na pielęgniarkę, Natalka, studentka kursu fizyko-matematycznego i inni zostają w niedzielę na katechezie. W niedzielę stawia się też cały komplet – 20 ministrantów. Większość mówi po ukraińsku, ale rozumieją po polsku. W czasie Mszy ks. Jacek zalecił czytania po ukraińsku. Rekolekcje też w tym języku. Bo to katolicka młodzież ukraińska. S. Karolina: – Są grzeczniejsi, choć bardziej wystraszeni. Ks. Jacek: – Otwarci, bez obciążeń radziecką komuną.

Willa w wiosce
W niedzielę ks. Jacek z s. Karoliną jadą do pani Marii (dawnej zakrystianki) na poświęcenie nowego domu w przyblokowej wiosce Zubrzy. Starsza pani mieszka z wnukiem Romkiem (ministrant, student). Jego ojciec, jak wielu innych, pojechał na zarobek do Portugalii. Małżeństwo mu się rozpadło. Po sześciu latach wybudował matce i synowi elegancką willę (wcześniej mieszkali w chałupie). Na stole pierogi ruskie, karp, tort. – Jakby tak nasi nie wyjeżdżali, ale tu rzetelnie pracowali, może byłoby lepiej? – zastanawia się koleżanka gospodyni. – Żeby tylko Romek za ojcem nie pojechał – mówi z troską ksiądz.

Kolejka do ochronki
Do ochronki obok kaplicy przychodzi 20 dzieciaków. W kolejce zapisano 60. S. Karolina: – Sasza jest z ruskiej rodziny, ale łapie słówka po polsku. Rodzice Nastii i Pawlika są grekokatolikami. Sofijka, Antoś, Witalik i kilku innych pochodzą z polskich rodzin. Wszyscy modlą się po polsku. A po zajęciach ciągną rodziców do kaplicy. – Boża drużba (przyjaźń) narodów – mówi Jana, pomocnica w ochronce.

Kaplica w domu
Do Zimnej Wody (ks. Jacek: – Największa wioska Ukrainy – 8 tys. mieszkańców) jedzie się przez polne wertepy. Kołysze jak na łajbie. W drodze ze Lwowa s. Karolina głośno czyta Brewiarz. Zatrzymujemy się przed niedużym domkiem. To pierwsza Msza po remoncie pokoju-kaplicy. – Dotąd na ołtarzu stało kilkanaście świętych figur obwieszonych różańcami, teraz będzie tylko Matka Boża Fatimska, bo takie jest wezwanie parafii – tłumaczy proboszcz. – To święte miejsce, choć wygląda jak dom – opowiadają parafianki. – W tej kaplicy żyła Bronisława, Polka, i jej mąż, ruski, Iwan. Ona go nawróciła. Byli bezdzietni i zostawili ten dom na kaplicę. Kiedy prześladowali Kościół, to wszyscy księża – i grekokatolicy, i rzymscy, tu mieli Msze. Przez 30 lat.

W Zimnej Wodzie
Marta, przyszła policjantka, i młodsza Nastia ćwiczą w zakrystii czytania. Bogdan, II rok technicznego kursu, przygotowuje szaty do Mszy. Serhij wkłada komżę. Kilkuletni Misza dokazuje. W korytarzu ktoś się spowiada. Z przodu kaplicy siedzą kilkuletnie dzieciaki. Dalej ich babcie, między nimi nastolatki. Tylko kilka kobiet i mężczyzn w sile wieku. Podczas Mszy starsze panie reagują spontanicznie. – Pokój i miłość z Tobą – pozdrawiają się przed Komunią.

Polski miły
– My Polki wszystkie, ale wyszły za Ukraińców – mówi Irena Gredij. – Tu się rodzili moi dziadkowie: Chmielewski Andrzej, Agnieszka, moja mama Józefa i moja siostra Czesława. Cześka, idź no tu – woła siostrę. Obok panie Maria i Katarzyna. – Dzieci u nas mówią po ukraińsku, tylko ja i siostra idziemy po śladach matki, chcemy tak do końca. Zawsze język polski jest mi miły. Zięć mój katafalny (prawosławny), ale święta najpierw obchodzimy polskie, potem ukraińskie.

Jezus w samochodzie
Nadia wygląda na 39 lat, ma 10 więcej. Pomadka na ustach, apaszka. Wyjechała z Zimnej Wody do pracy we Włoszech. – Moja babcia była polska – mówi. – Moja mama, Aniela, chora, Komunię chce przyjąć. – Dawno nikt mnie tu nie wzywał do chorego – mówi ksiądz. Jego łada pęka w szwach. On, ja z kolegą fotoreporterem, córka chorej, na jej kolanach leciutka s. Karolina, pani Nadia (opiekunka kaplicy, kościelna). – Tu wszyscy z własnej inicjatywy dbają o kaplicę, wyjątkowa wspólnota. Mamy stąd dwa powołania – siostra i kleryk – 10 procent parafian – chwali ksiądz. „Niechaj będzie pochwalony” – adorujemy w aucie Najświętszy Sakrament. W nagrzanym pokoju wilgoć i grzyb. Pani Aniela, chuda jak trawka, pod nastroszoną pierzyną. W chustce i grubych okularach. Modlimy się i klękamy, kiedy przyjmuje Komunię. Po chwili jakaś radośniejsza opada na poduszkę. – Pani chodziła do kaplicy, teraz my będziemy do pani – pochyla się nad nią s. Karolina. – Boli coś panią? – Poddała się... – kiwa głową zatroskana Nadia, zakrystianka. Zostaje porozmawiać.

Światło w oknach
Rano, kiedy do lasu wokół kaplicy wybiegają na jogging mieszkańcy Sichowa, i wieczorem, w kaplicy pali się światło. Niektórzy zatrzymują się obok i żegnają. Co ciekawsi, zaglądając przez okna, mogą zobaczyć dwie klęczące zakonnice. Zimą zdarza się, że po dwóch godzinach czuwania s. Karolina wychodzi, gwałtownie rozcierając dłonie: – Zapomniałam się, a okno w zakrystii uchylone i zmarzłam.

Dzień modlitwy za Kościół na Wschodzie

W II niedzielę Adwentu (4 grudnia) jest organizowany Dzień modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi katolickiemu na Wschodzie. Ofiary można wpłacać na konto:

Zespół Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie,
Skwer Kard. S. Wyszyńskiego 6,
01-015 Warszawa
Bank Zachodni WBK I O/Warszawa


89 10901014 0000 0000 0301 4449 (wpłaty PLN)
67 10901014 0000 0000 0302 1053 (wpłaty USD)
10 10901014 0000 0000 0315 8267 (wpłaty EUR); z dopiskiem „Kościołowi katolickiemu na Wschodzie”


Konto parafii lwowskiej:
21 102024720000640201252675 Parafia Wniebowzięcia NMP Wodzi-sław, Kościelna 1; e-mail: swmichal@poczta.onet.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.