Maraton małych kroków

Beata Zajączkowska, korespondentka w Watykanie, dziennikarka Radia Watykańskiego

|

GN 39/2005

publikacja 26.09.2005 13:24

Z o. Josephem Shihem SJ, współpracownikiem sekcji chińskiej Radia Watykańskiego, rozmawia Beata Zajączkowska

Maraton małych kroków East News/SE/Jan Żdżarski jr

Beata Zajączkowska: Wrócił Ojciec właśnie z Chin. Jak katolicy przyjęli wiadomość o nominacji przez Benedykta XVI czterech tamtejszych biskupów na synod do Rzymu?
O. Joseph Shih: – Praktycznie się o tym nie mówiło. Ja dowiedziałem się o nominacji od chińskich policjantów, którzy mnie kontrolowali. Nazwiska biskupów poznałem jednak dopiero po przyjeździe do Rzymu. Katolicy, wśród których duszpastersko posługiwałem, nie rozmawiali na ten temat, a prasa chińska nie pisała ani o nominacji, ani tym bardziej o tym, że władze nie chcą puścić biskupów na synod. Zresztą chińskie media w ogóle rzadko piszą o Kościele i religii. Potrzeba było takich wydarzeń jak śmierć Jana Pawła II czy wybór Benedykta XVI, by pojawiły się jakiekolwiek wzmianki na ten temat.

Przy okazji nominacji chińskich biskupów na synod zaczęto więcej mówić o sytuacji Kościoła w tym kraju. Czy w praktyce widoczny jest podział na Kościół „patriotyczny” i „podziemny”?
– Nie ma dwóch Kościołów w Chinach. Jest jeden Kościół katolicki. Ewentualnie można mówić o jego dwóch obliczach, czy, jeszcze lepiej, o dwóch tworzących go wspólnotach: oficjalnej i podziemnej. Ten podział ma większy sens, gdy mówimy o duchowieństwie. Tylko część biskupów i księży jest uznana przez władze, czyli działa oficjalnie. Z drugiej strony są to biskupi nieuznani przez Stolicę Apostolską, więc, z punktu widzenia Kościoła, nie działają oficjalnie. Jestem jednak pewien, że w Chinach wszyscy są bardzo wierni papieżowi.

A jak wierni radzą sobie na co dzień z istnieniem w Kościele dwóch wspólnot? Czy jedni są „wierni”, a drudzy to „zdrajcy”?
– Przez lata wielu księży nosiło etykietkę współpracujących z reżimem „uzurpatorów świętych rzeczy”. Wszystko to jednak dla większej chwały Bożej. Dziś te podziały coraz bardziej się zacierają. Nawet podczas Mszy św., sprawowanych przez kapłanów należących do Stowarzyszenia Patriotycznego, wprowadzana jest modlitwa za papieża. Podział jest coraz bardziej sztuczny i często regionalno-geograficzny. Na północy Chin są wioski „patriotyczne” i „podziemne”, wszystko zależy od tego, czy dany ksiądz jest uznany przez rząd, czy nie. Często więc chrześcijanin przez sam fakt zamieszkiwania na danym terenie staje się członkiem którejś ze wspólnot. Czyli bardziej decyduje adres niż świadomy wybór.

Tak dzieje się w wioskach, w miastach rzeczywistość jest zupełnie inna...
– Weźmy na przykład znany mi doskonale Szanghaj. Jest tam ponad 150 otwartych kościołów, w których setki wiernych uczestniczą w codziennej Eucharystii; ponad 70 kapłanów, seminarium, wydawnictwo. Mówię oczywiście o wspólnocie uznawanej przez władze. Wspólnota podziemna spotyka się w domach. Należący do niej kapłani nie są zarejestrowani, a więc automatycznie wierni nie mają prawa do posiadania swojej świątyni. Ale i tu podziały się zacierają, coraz rzadziej słychać słowa potępienia pod adresem „patriotów”. Nie mówi się już o zdradzie, zaczyna się współpraca. Choć oczywiście dla wielu nieoficjalnych katolików rzeczą wciąż nie do pomyślenia jest na przykład ochrzczenie dziecka przez księdza-patriotę. Inną sprawą jest to, że chrzest dzieci jest zakazany. Prawo mówi, że wiarę trzeba wybrać świadomie, a do tego potrzeba 18 lat. Zakazana jest też katecheza.

W jakim stopniu władze komunistyczne kontrolują życie Kościoła?
– Władze kontrolują wszystko: nawet kluby sportowe, czy międzynarodowe korporacje. Volkswagen czy amerykański bank muszą mieć przedstawiciela władz w składzie zarządu. Kościół w Chinach żyje w ateistycznym monopartyjnym reżimie, a nie w demokratycznym państwie. I tu zaczyna się gra słów. Dla władz kontrola nie oznacza prześladowania, nie daj Boże jednak nie przestrzegać reguł. Wtedy zaczynają się sankcje. Wymykanie się spod kontroli jest równoznaczne z prześladowaniem. Choćby nierespektowanie rządowej polityki jednego dziecka. Ten, kto ma ich więcej, nie ma gdzie mieszkać, pracować, kolejne dzieci pozbawione są prawa do opieki zdrowotnej czy edukacji. Także księża w kazaniach nie mogą mówić o chrześcijańskim modelu rodziny, obronie życia.

Coraz częściej słychać o odwilży na linii Watykan–Pekin. Wiadomo, że papieska dyplomacja pracuje nad normalizacją stosunków. Jak długo to potrwa?
– Zaproszenie przez Benedykta XVI chińskich biskupów na synod jest znakiem przyjaźni, dobrej woli zbliżenia Stolicy Apostolskiej z Pekinem. Czy przyjadą, czas pokaże. On też pokaże, ile wody upłynie, zanim w Chinach zaczniemy mówić nie tylko o jednym Kościele, ale i o jednej wspólnocie katolickiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.