Hop dziś dziś

Marcin Jakimowicz

|

GN 28/2005

publikacja 05.07.2005 19:12

Pracuje na Bronxie, w centrum murzyńskiego getta. Wśród bloków z czerwonej cegły głosi ewangelię… rapując.

Hop dziś dziś Pracuje na Bronxie, w centrum murzyńskiego getta. Wśród bloków z czerwonej cegły głosi Ewangelię… rapując. Józef Wolny

W „Szklanej Pułapce” jest scena, w której niezmordowany Bruce Willis idzie przez czarną dzielnicę Nowego Jorku z ogromną, przypiętą na plecach tablicą: „Nie lubię czarnuchów”? Otacza go grupka agresywnych młodych ludzi. Jego prowokacja grozi śmiercią lub, w najlepszym wypadku, trwałym kalectwem. Podobne klimaty spotyka na co dzień Stan Fortuna – nieszablonowy franciszkanin, który właśnie odwiedził Polskę.

Południowy Bronx. Czerwona cegła, charakterystyczne zewnętrzne schody przeciwpożarowe. Bieda, gęsto od agresji. – Jakie są te dzieciaki? – młodzi Polacy pytają ojca Stana. – To wspaniali młodzi ludzie. Są naprawdę cudowni, jednak borykają się z wieloma problemami. Wszystkie są związane z rozpadającymi się rodzinami. Zwłaszcza kiedy brak ojca…

– Wiesz, co mnie najbardziej dotknęło? – podnieca się Maciek Syka, zanurzony po uszy w hip-hopie chłopak, który kilka lat temu przeżył nawrócenie. – Większość moich pobożnych znajomych zaczęłaby od tego, że ci młodzi są źli, agresywni, brudni. A Stan? Zaczął od słów, że to wspaniałe dzieciaki. On widzi w nich przede wszystkim dobro!

Stan Ducha
Jest multiinstrumentalistą, wokalistą, raperem, jazzmanem i Bóg wie, kim jeszcze. Stoi na scenie sam, a mimo to wypełnia ją dźwiękami tak, jakby grała spora orkiestra. Gitarzysta Adam Szewczyk wyleciał na koncert do Kanady. Z błyskiem w oku opowiada: – Już na miejscu usłyszałem, że wystąpi też o. Fortuna, jakiś rapujący zakonnik. Zabrzmiało to dość groteskowo. Na próbę przyszedł sam z gitarą basową. Ta gitara to... Fodera, najdroższy i najtrudniej osiągalny tego typu instrument na świecie.

Już to było zastanawiające. Koncert. Jeden człowiek na scenie: basista, gitarzysta, pianista, wokalista. Szok. Byłem chyba jedynym człowiekiem na sali, który prawie wcale nie znał angielskiego, a jednak siedziałem jak wryty i słuchałem, jakbym wszystko rozumiał. Duch nie potrzebuje tłumacza. On trafia prosto do serca. O. Stan jest genialnym muzykiem i wirtuozem. Ale nie to mnie najbardziej oczarowało. Zadziwiła mnie wirtuozeria, z jaką Bóg posługiwał się tym człowiekiem. Na pytanie, kim jest Stan, bez zastanowienia odpowiadam: Stanem Ducha.

– Zaśpiewam wam piosenkę, którą napisała moja dziewczyna – uśmiecha się szarmancko franciszkanin w polskim telewizyjnym studio. Wyraźnie mówi: girlfriend. Tłumacz głupieje: Jak to, dziewczyna zakonnika? Na wszelki wypadek tłumaczy: „przyjaciółka”. Konsternacja. Stan Fortuna opowiada: Moja dziewczyna była Francuzką. Już nie żyje. Miała na imię Teresa.

Wszystko jasne. Będzie śpiewał poezję Małej Tereski. Gdy zauważyła, że nie ma nic do zaoferowania Bogu, postanowiła oddać Mu właśnie to „nic”. Nothing – zakonnik w połatanym habicie rozkłada ręce.
Jego muzyki nie można zaszufladkować. Jakbyście ją nazwali? – pytał przed tygodniem na koncercie w Bydgoszczy chłopaków w bluzach i szerokich spodniach. Ktoś rzucił z uśmiechem: Hop dziś, dziś. – A co to znaczy? Ktoś tłumaczy: Jump, today, today. Stan śmieje się długo i bardzo głośno. Już na drugi dzień zaczyna rapować na scenie festiwalu „Song of Songs”. Płynie improwizowany rap o Bożej miłości. Kompletny freestyle. Kapłan rymuje amerykańskim slangiem, zabarwionym latynoskim akcentem. Refren stanowią słowa… hop dziś, dziś. Podchwytuje je kilkutysięczna publiczność.

Koło Fortuny
Siedziałem koło Fortuny na toruńskim festiwalu. Przysłuchiwałem się jego opowieści o drodze do kapłaństwa i ewangelizacji najuboższych. Wychowany w nowojorskiej dzielnicy Yonkers chłopak odkrywa wielką pasję: muzykę. Kończy drugą klasę, gdy tata pod choinkę wkłada mu czerwoną elektryczną gitarę. Z tym instrumentem w ręku stawia swe pierwsze muzyczne kroki. Uważnie obserwuje młodego wikarego z lokalnej parafii. Jest dla niego przykładem i wzorem. Stan po cichu również myśli o kapłaństwie. Nagle przychodzi ogromny wstrząs. Chłopak dowiaduje się, że ulubiony wikary porzuca kapłaństwo, by związać się z siostrą zakonną.

„To był wielki cios. Nie chciałem już być księdzem, przeżyłem kryzys wiary. Oddaliłem się od Kościoła i rozrabiałem z kolegami, wałęsając się przez całe dnie po ulicach”. Pan Bóg upomniał się jednak o zdolnego muzyka. Stan odkrywa grupę ludzi, którzy z pasją czytają Pismo Święte. Dołącza do nich. W końcu przekracza progi seminarium. W grudniu 1990 roku zostaje wyświęcony na kapłana. Żyje z ośmiorgiem braci nowej wspólnoty franciszkańskiej „Renewal” (Odnowa). Charyzmatem założonej przez kardynała JohnaO’Connora grupy jest praca z ubogimi. Stan wychodzi na ulice. Zaczyna rapować o miłości Boga. Młodzi przystają na chwilę i zaczynają słuchać. Są poruszeni kunsztem i płynnym rymowaniem, i zdziwieni, że nie pada ani jedno przekleństwo. Takiego hip-hopu jeszcze nie słyszeli. Stan dociera tam, gdzie nie dotrą inni kapłani. Zakłada wydawnictwo „Francesco Productions”, a cały dochód przeznacza na mieszkańców slumsów.

Stan w Stanach
W Stanach jest uważany za kapitana pokolenia JPII. Sam opowiada o tym na każdym kroku. Jan Paweł II jest jego wzorem. Polskiemu Papieżowi od lat dedykuje płyty, opowiada o nim z ogromną pasją. – Kocham czytać jego teksty. Moja przygoda z Papieżem zaczęła się na dobre, gdy został wybrany na Stolicę Piotrową. Niemal oszalałem na jego punkcie. Stał się dla mnie prawdziwym bohaterem. Rok 1978 był czasem narodzin mojego powołania.

Kilka miesięcy temu Fortuna otrzymał prezent, którego się nie spodziewał. Parafianie wyciągnęli go na pielgrzymkę do Polski. Z chęcią się zgodził. Przyleciał tu po raz pierwszy. Wylądował w pierwszych dniach kwietnia. „2 kwietnia 2005 roku, godzina 21.37 była przełomową chwilą dla mojego kapłaństwa. Czułem, że narodziłem się na nowo. Tamten wieczór był momentem moich drugich prymicji. Myślę, że tak naprawdę moja kapłańska praca dopiero teraz się zacznie” – opowiada.

Gra mnóstwo koncertów na całym świecie. Jego kalendarz koncertowy wypełniony jest z ponadrocznym wyprzedzeniem. – Skąd wiem, że moje słowa docierają do ludzi? To tajemnicze działanie Ducha Świętego. Po prostu widzę to w ich oczach. Gdy w czasie koncertu nastaje chwila głębokiej ciszy, słyszę wyraźnie, jak Bóg dotyka serc. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Wiem, że niektórzy pomyślą, że jestem szalony albo nawet głupi. Wysyłam im buziaczki. Cmmmok. Może i jestem głupi, ale za to bardzo szczęśliwy (śmiech) Tym wszystkim, którzy się ze mnie śmieją, mówię głośno: hop dziś, dziś (śmiech).

„Życie jest cenne, życie jest krótkie. Zachowaj seks do małżeństwa, pokonaj chorobę. Nie czekaj, aż padniesz na plecy, by paść na kolana! Dziękuj Bogu za swe ciało, módl się o samokontrolę, żyj według Bożej woli, znajdź wyższy cel. Słuchaj, co mówię do mikrofonu. Dosyć wciągania nas w strefę zamków błyskawicznych. Ciało należy do Pana. Ciało nie jest twoją własnością” – rapuje w piosence „Zipper zone” brodaty smagły facet z kucykiem w połatanym szarym habicie. – Hop dziś, dziś – dopowiada z szerokim uśmiechem – Hop dziś, dziś.

Dziękuję Maćkowi Syce za pomoc w pisaniu tekstu. Tłumaczenie tekstu piosenki: Damian Dekowski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.