Religiowstręt

Ks. Franciszek Kamecki

|

GN 11/2005

publikacja 16.03.2005 05:57

Religia staje się mniej katechezą, a bardziej walką, a nawet Golgotą. Nauczyciele religii milczą, bo wstydzą się przyznać do porażki, chcą jakoś przetrwać na etacie.

Religiowstręt Samo narzekanie na szkolną katechezę nic nie da. Konieczna jest dyskusja, wymiana obserwacji i metod skutecznego przekazu wiary. Józef Wolny

Przed nami sześć milionów dzieci i młodzieży, około 500 000 godzin katechez (po dwa razy z każdą grupą i klasą w każdym tygodniu), kilkanaście tysięcy księży, zakonników i sióstr zakonnych oraz kilkadziesiąt tysięcy szkolnych katechetów świeckich. Niebawem będą także katecheci parafialni i wypowiedzi o katechezie parafialnej, która ma zaistnieć jeden raz w miesiącu na poziomie każdego rocznika i w niezbyt dużych grupach przy prawie 10 tysiącach parafii. Dlaczego? Ponieważ oceniono, iż polska katecheza szkolna może nawet lepiej uczy niż dawniej, ale nie wychowuje i nie podejmuje inicjacji chrześcijańskiej. Nauczanie religijne, aby było pełne i właściwe, potrzebuje wychowania i inicjacji. Dodajmy do tej przestrzeni katechetycznej jeszcze rodziców, niekiedy aktywnych, jednakże na ogół uchylających się od gorliwej troski o szkołę i szkolną religię.

I mamy mapę obszernego terenu, w którym – obok radości, młodości, emocji, żywiołowości i sympatycznej hałaśliwości – jest coraz więcej dramatyzmu pytań i dużo braków. Powszechny szkołowstręt przenosi się na religiowstręt. Religia staje się mniej radosną katechezą, raczej bardziej walką, a nawet Golgotą. Brakuje przekonania, że szkoła jest najbardziej odpowiednim środowiskiem przekazywania zasad wiary. Nauczyciele religii bardzo rzadko wypowiadają się na ten temat, milczą, bo wstydzą się przyznać do porażki, jakoś chcą przetrwać na tym etacie. Moi znajomi i przyjaciele – pracownicy szkół – potwierdzają, że publiczna polska szkoła to mordęga, wielu nauczycielom idzie jak po grudzie, mają kłopoty z zachowaniem porządku, a w salach, gdzie odbywa się religia, jest najgłośniej. Religijny temat nie może stać się ani informacją, ani formacją, ani przeżyciem, jeżeli nie towarzyszy mu skupienie i cisza.

Na religii – oprócz bardzo mądrych podręczników (chyba za mądrych! i za bardzo rozmytych, chyba za szybko napisanych, rozumiem – komercja i konkurencja) – należy określić jakiś wyraźny kanon katechetyczny, obowiązujący przynajmniej w konkretnej diecezji.

Nie wolno narzekać i nic nie robić, lecz trzeba ratować to, co się da w katechezie szkolnej. Konieczna jest ogólnopolska dyskusja, wymiana obserwacji i metod. Ale metod mądrze aktywizujących, bo zdaje się, iż metod byle jakich jest nadmiar. Po roku 1990 za łatwo powstawały pomoce katechetyczne. Pan Bóg nie jest łatwy do przekazywania w obecnym czasie konkurencji i reklamy.

Warto namówić katechetów i katechetki do stworzenia jakiegoś forum, np. w Internecie, gdzie są interesujące propozycje (jest np. „Lutownica” ze Szczecina). Zasłużony miesięcznik „Katecheta” stał się bardzo żywy i pomocny, ale to za mało na tak wielki temat katechezy dla 6 milionów dzieci i młodzieży.
Od powrotu religii do szkół Waldemar Fura, kierownik oświaty i wychowania w Urzędzie Miasta i Gminy Świecie, organizuje raz w miesiącu spotkania zespołu katechetycznego z terenu gminy (gmina to 33 tysiące mieszkańców) i spoza gminy. Zaprasza prelegentów, wyznacza innym zadania merytoryczne, co jest ewenementem na szerszą skalę w Polsce. Łączy nas w tym trudzie uczenia religii w szkole i wspomaga w kłopotach. Próbuje zaradzić trudnościom, jakie zgłaszają katechetki.

Jeszcze skuteczniejsza byłaby wymiana między nauczycielami religii a całym środowiskiem, gdyby włączyli się bardziej do działalności społecznej i regionalnej. Kilkakrotnie proponowałem, aby jedna katechetka przygotowała jasełka i z nimi objechała wszystkie okoliczne szkoły. Ja mogę sfinansować autobus. A potem za miesiąc inna katechetka z innej szkoły przygotowałaby inny program teatralny, i znowu objechałaby zaprzyjaźnione szkoły. I tak dalej przez cały rok. Potrzeba, aby Kościół próbował siebie promować. Powinien swój głos i swoje rozumienie świata wypromować. Jakaż byłaby skuteczność, gdyby religia szkolna chciała i umiała „sprzedać się” i integrować środowiska. Może to nie jest najlepszy pomysł? Kochani katecheci, zauważcie, że czegoś brakuje religii szkolnej, jeżeli nie potrafi wykrzesać nowego entuzjazmu i świeżości ewangelizacyjnej.
Ks. Franciszek Kamecki

Autor jest proboszczem w Grucznie (diec. pelplińska), wykładowcą w Seminarium Duchownym Zgromadzenia Ducha Świętego i Diecezji Bydgoskiej, wieloletnim katechetą, uczył w szkole podstawowej i rolniczej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.