Wilka wynajmę

Marcin Jakimowicz

|

GN 02/2005

publikacja 12.01.2005 01:43

"Wół zahaczył o okno, dajcie tego pierona na lewo!" – usłyszeli ci, którzy weszli do panewnickiej bazyliki w połowie grudnia. Wół w prezbiterium? No tak, śląscy franciszkanie zaczęli budować stajenkę. Największą w całej Europie.

Wilka wynajmę

Panewnicki kolos wypełnia szczelnie prezbiterium potężnej bazyliki: ma 18 metrów wysokości, 13 szerokości i sięga 10 metrów w głąb kościoła. Pod nogami pastuszków i baranków ukryte jest aż 300 metrów kabli. „To największa szopka w całej Europie!” – bracia franciszkanie zadzierają głowy do góry. Ale nie dlatego, by się chwalić, ale by przyjrzeć się, czy zawieszone wysoko światełka w domkach zapalają się prawidłowo, a woda sprawnie porusza drewniane ramiona młyna.

„Najtrudniej jest rozciągnąć niebo” – zamyślają się filozoficznie. Ta ogromna pomalowana płachta jest odwzorowaniem układu gwiazd nad Śląskiem w Boże Narodzenie. Wielu ogląda ją z zaciekawieniem: tylu gwiazd nie zobaczy się nigdy na zadymionym niebie.

Śląską stajenkę buduje się przez cały miesiąc. Przy figurkach baranków, pasterzy, aniołów krząta się od rana do wieczora kilkanaście osób. Kobiety starannie pucują pokaźne kolorowe figury, panowizbijają z desek rusztowanie, ustawiają szopkę, domki i dźwigają wielkie świerki.

Wszystkimi dyryguje od dziesięciu lat Paweł Jałowiczor, ludowy artysta z Jaworzynki. Mieszka w górach, na styku Polski, Czech i Słowacji. Od dziesięciu lat cały miesiąc spędza w Katowicach. Od świtu do późnej nocy kieruje budową. Nie znudziło się jeszcze panu? – pytam. „Nie! Z roku na rok budowa sprawia mi coraz większą radość!” – uśmiecha się.

To ogromna praca. Większą szopkę budują co roku podobno tylko nowojorscy franciszkanie. Nic dziwnego. Pierwszą stajenkę w historii postawił ich założyciel św. Franciszek z Asyżu. On sam też jest bohaterem katowickiej szopki.

Przed miesiącem media obiegła niesłychana informacja: franciszkanie szukają wilka. Wypchanego. – Chcemy zobrazować scenę spotkania św. Franciszka z tym zwierzęciem – tłumaczył proboszcz o. Alan Rusek. Podobno dzięki perswazji Świętego drapieżnik zaprzestał ataków na ludzi, a mieszkańcy Gubbio, gdzie grasował, opiekowali się nim do końca życia.

Pod drewnianym ołtarzem stopniowo potulnie ustawiały się w rzędzie: czapla, borsuk, lis, dzik, zając i pies. Zwierzęta sprawiały tak niesamowite wrażenie, że przechodzący przez prezbiterium woleli pomachać ręką przed ich oczami, by upewnić się, czy rzeczywiście były wypchane. W końcu między zającem a czaplą pojawił się wilk. Przywędrował z Opolszczyzny. Stanął tuż przy stajence, złowrogo łypiąc na zakapturzoną figurkę Biedaczyny z Asyżu.

Nadeszła Pasterka. Szopka rozbłysła setkami światełek. „Zawsze jest niepewność, czy wszystko wypali, czy gwiazdy zaświecą, woda popłynie, wiatrak się zakręci, a wół i osioł zaczną miarowo kiwać głowami. Ale gdy dzieciaki rozdziawią buzie ze zdumienia, wiemy że było warto” – uśmiechają się budowniczowie.
W czasie świąt trudno było dopchać się do szopki. Waliły do niej prawdziwe tłumy. Dzieci z wypiekami na twarzy spoglądały nieufnie na wilka. Na wszelki wypadek wolały zachować bezpieczną odległość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.