Dzień dobroci dla polityków

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 11/2008

publikacja 17.03.2008 08:56

Z poziomem europejskim mamy do czynienia, gdy politycy stanowią kastę, a może raczej korporację, której członkowie nigdy nie zajmowali się niczym innym poza polityką

Niedawno rozmawiałem z prof. Wojciechem Słomczyńskim, który miał okazję doradzać polskim politykom w kwestii sposobu głosowania na forum Rady Europy (czy Państwo pamiętają nieoczekiwaną karierę pierwiastka w ubiegłym roku?). Okazało się wtedy, że niezależnie od reprezentowanej opcji, wszyscy chętnie wysłuchali argumentów uczonych. Inna sprawa, że nic z tego nie wyszło – przede wszystkim dlatego, że politycy z innych krajów nie chcieli słuchać swoich uczonych. Ci ostatni zazdrościli polskim kolegom możliwości rozmowy, sami byli ignorowani (to zresztą zwykła postawa ignorantów). Być może więc zbyt pośpiesznie wieszamy psy na tych, którzy ubiegają się o nasze głosy.

Zbyt pośpiesznie, ponieważ przed nimi jeszcze całe lata, zanim osiągną poziom europejski. Z poziomem europejskim mamy do czynienia, gdy politycy stanowią kastę, a może raczej korporację, której członkowie nigdy w zasadzie nie zajmowali się niczym innym poza polityką. Niektórzy powiedzieliby wprost, że nigdy tak naprawdę nie pracowali wśród zwykłych ludzi, niemal od dziecka zajmując się rozwiązywaniem problemów, które przeważnie sami generują.

Nasi polscy wybrańcy wzbudzają mową, uczynkiem i zaniedbaniem (o myśli nie wspominam, bo łatwiej odpowiedzieć, co wieszcz miał na myśli, pisząc „czterdzieści cztery”, niż przeniknąć umysł polityka) wiele wątpliwości – mówiąc bardzo delikatnie. Mimo tego wciąż są to ludzie, o których wiadomo, skąd się wzięli. Pokolenie, które znalazło się po 1989 r. w parlamencie, oraz w rządzie i samorządzie, przedtem było w opozycji do władzy ludowej.

Ponieważ jednak władza ludowa nie przewidywała takiej możliwości, żeby opozycja siedziała w sejmowej izbie (zapewniając jednak możliwość siedzenia w celi), ci, którzy potem zaczęli nami rządzić, pracowali w fabrykach, na uczelniach, w szpitalach. I chociaż nie jest to popularne, ośmielę się stwierdzić, że wciąż są oni kością z naszej kości i krwią z naszej krwi. Dlatego pewnie tak emocjonalnie ich traktujemy, bo zawsze najbardziej jesteśmy wymagający wobec swoich.

To się oczywiście zmieni, bo idzie plemię nowe profesjonalnych graczy. Profesjonałowie grają lepiej, ale są z innego świata: nikt nie pamięta, żeby kiedyś kopali piłkę na podwórku obok stadionu, na którym teraz występują. Będziemy ich oglądać, ale pogadać to już w ogóle się nie da. Za to przestaniemy się denerwować ich zachowaniem, no bo jak się można denerwować na coś, co nieuchronne. A w telewizji zaczniemy oglądać filmy przyrodnicze zamiast forów i debat. Nie wolno pomarzyć?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.