Poczucie bezpieczeństwa

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 05/2008

publikacja 04.02.2008 16:41

Zanim zaczniemy pytać: „kto za tym stoi?”, spytajmy, dlaczego państwo nie radzi sobie ze stojącą kolejką do granicy?

Gdy mówimy o poczuciu bezpieczeństwa, to zazwyczaj myślimy o ochronie przed łobuzami, którzy napadają spokojnych ludzi na ulicach, bezczelnie okradają mieszkania i torebki albo niszczą dobro wspólne. Wszyscy domagamy się od państwa reakcji i mamy nadzieję, że tysiące policjantów, strażników oraz ich przełożonych dniem i nocą planują i realizują działania, które zapewnią owo „poczucie bezpieczeństwa”. W końcu po to jest państwo, by społeczeństwo nie musiało się bać. Dlatego płacimy podatki i ze zrozumieniem znosimy wszelkie przepisy, które krępują indywidualną wolność, ale – tak się łudzimy – służą wyższym celom.

Jednak poczucie bezpieczeństwa znika nie tylko wtedy, gdy główną ulicą miasta przewala się najazd wandali, zwanych pseudokibicami. Moje poczucie bezpieczeństwa pryska, gdy usłyszę, że dwie poważne kancelarie nie potrafią się „zdzwonić”. Zaraz mi się przypomina hipoteza, według której rewolucja październikowa doszła do skutku głównie dlatego, że ktoś zapomniał zamknąć drzwi w Pałacu Zimowym. W ogóle byłoby ciekawe zbadanie wpływu urzędników niższego szczebla, którzy jednak zajmują kluczowe pozycje (na przykład jako portierzy są w posiadaniu kluczy, albo jako dyżurni mają dostęp do telefonu), na doniosłe wydarzenia w historii świata. A także na wydarzenia niezbyt doniosłe, ale zajmujące naszą uwagę na co dzień: zawsze, gdy rozpętuje się medialna burza po doniesieniach ze źródeł zbliżonych do tej czy innej kancelarii, trzeba by spytać, czy źródło nie jest przypadkiem stróżem, któremu akurat chciało się podnieść słuchawkę.

Jest też poważniejsza przyczyna sceptycyzmu wobec naszego państwa. Polska była ongiś znana jako przedmurze chrześcijaństwa, ale w najgorszych snach trudno było wyśnić, że w XXI w. staniemy się murem Europy. To prawda: mówiono, że wejście do strefy Schengen nas nie zaskoczy i Unia może na nas liczyć „w temacie” ochrony swojej wschodniej granicy. Ale chyba nikt nie domyślał się, że tym razem Polska spełni oczekiwania Brukseli z nawiązką. Po prostu granica stała się nieprzenikalna, zwłaszcza dla TIR-ów. Na Ukrainie nasze konsulaty bronią się przed proszącymi o polskie wizy niczym Zbaraż przed Chmielnickim. Po takich doświadczeniach nie tylko rura z gazem, ale w ogóle wszelki ruch towarowy powinien omijać Polskę szerokim łukiem (wtedy celnicy mogliby odetchnąć na zasłużonym urlopie bezpłatnym). Być może o to chodzi, żeby przekonać świat o niedrożności naszego kraju. Jednak zanim zaczniemy pytać: „kto za tym stoi?”, spytajmy, dlaczego państwo nie radzi sobie ze stojącą kolejką do granicy?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.