Przedświąteczne porządki

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 15/2006

publikacja 10.04.2006 13:55

Unia jest bardziej dokładna od niejednej pani domu, ale za to bardziej miłosierna

Maciej Sablik Maciej Sablik

Mężczyźni nowocześni, na miarę naszych czasów, pod koniec Wielkiego Postu przeżywają okres radosnego przygotowania do świąt. Z zapałem szorują, czyszczą, gotują, w przeciwieństwie do zacofanych seksistowskich szowinistów, którzy nie mogą sobie znaleźć miejsca pośród tej krzątaniny. Pasta do podłóg powoduje u nich uczulenie, tarcie chrzanu wyciska łzy z oczu, i tak w ogóle czują się we własnych domach moppingowani (mopping to mobbing z użyciem mopa).

Ginący gatunek męskich pasożytów wymyśla więc różne zajęcia poza domem, byle zniknąć z zasięgu wzroku dzielnych istot, które postanowiły rewitalizować zasoby mieszkaniowe. Niektórzy wybierają się do najbliższego aquaparku, aby uczynić zadość tradycji dorocznej kąpieli okołoświątecznej. Inni, powodowani instynktem stadnym, wyruszają w teren w poszukiwaniu osobników z tym samym problemem. Jeśli mężczyzna jest politykiem, to znajdzie ich w sejmie albo w innej tego typu instytucji, gdzie porządki robi się raz na cztery lata (choć nawołuje się do nich częściej), a nie co Wielkanoc. Zwykli obywatele chodzą po zebraniach albo spotykają przyjaciół. Mnie ten trudny okres przedświąteczny przyszło spędzić w atmosferze europejskiej. Najpierw na pewnym zebraniu dowiedziałem się, że Unia jest bardziej dokładna od niejednej pani domu, ale za to bardziej miłosierna. Miłosierdzie polega na tym, że w budynku wystawionym za unijne fundusze obrazy leżą na szafach, ponieważ w planie nie uwzględniono gwoździ wbitych w ścianę. Każda ofiara wbijania gwoździ pochwali Unię.

Unię pochwalą też chłopi – tak myślałem, dopóki nie spotkałem jednego z nich, który upewnił mnie, że podobnie jak milionom rolników na całym świecie, jemu też nic się nie opłaca, a już zwłaszcza nieopłacalne są dopłaty z Unii. Jednak to dzięki Unii spotkałem go w mieście, bo przepisy zakazują mu wychodzić w pole między wrześniem a kwietniem. Dopłaty otrzymuje w zamian za wstrzemięźliwość w pracy. Jak tak dalej pójdzie, to z rolnika przekształci się w ogrodnika krajobrazu, który żyto, pszenicę i dzięcielinę stosuje li tylko do posrebrzania, pozłacania i żeby pejzaż rumieńcem pałał. Wstrzemięźliwie fetowaliśmy nasze spotkanie, bo z jednej strony post, a z drugiej któraś dyrektywa nakazała od niedawna ujawnianie prawdziwej zawartości butelek z winem. Okazuje się, że oprócz wina zawierają one również tajemnicze siarczyny. Wypiliśmy herbatkę, wspominając, jak to przed paru laty atakowano wina proste produkcji polskiej za obecną w nich siarkę. To może i męską absencję przedświąteczną zrehabilitują?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.