Zło robi więcej hałasu

Marcin Jakimowicz

Wokół wybuchają petardy, świat bawi się w najlepsze, a ja myślę o słowach, którymi Benedykt żegnał przed dekadą stary rok: zło robi więcej hałasu, ale jest na przegranej pozycji.

Zło robi więcej hałasu

Jan Paweł II odchodził na oczach tłumu, który śledził jego ostatnie chwile niemal godzina po godzinie. Benedykt umierał w ukryciu maleńkiego klasztoru. W pewnym wycofaniu. Jakże wymowna jest ta śmierć w dniu, w którym od rana wybuchają petardy i strzelają korki od szampana. Śmierć cicha, spokojne, paschalne przejście ze starego, które przekuwa się w nowe.

Odchodził tak, jak żył. W pewnej skrytości, onieśmieleniu. Nasza delikatność i kruchość tylko pozornie jest bezradna. Tak naprawdę to ona jest siłą napędzającą wszechświat.

Odchodził w dniu, gdy od rana wybuchały petardy, a ludzie szykowali się do bali sylwestrowych, by często zatańczyć i zapić niemy skowyt rozpaczy. Odchodził w chwili, gdy świat bawił się w najlepsze.

Jest dopiero 18. Idę pozamykaną na cztery spusty, pustawą, zimną chorzowską ulicą Wolności. Obok wymiotuje młody, ledwo przytomny chłopak. Towarzyszy mu rechot rozbawionych kumpli. Wśród tej szyderki i huku petard myślę o słowach, którymi Benedykt XVI żegnał 2012 rok. 31 grudnia podczas nieszporów mówił: „Mimo wszystko jest dobro na świecie, a przeznaczeniem tego dobra jest zwyciężyć dzięki Bogu. Niewątpliwie czasem trudno jest uchwycić tę głęboką rzeczywistość, ponieważ zło robi więcej hałasu niż dobro; okrutne zabójstwo, szerząca się przemoc, ciężka niesprawiedliwość stają się wiadomością; zaś przeciwnie - odruchy miłości i służby, codzienny trud znoszony wiernie i cierpliwie, pozostają częstokroć w cieniu, nie wychodzą na jaw. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei, także i przede wszystkim w obliczu mroków, które często są na świecie i które nie zależą od projektu Boga, ale od błędnych wyborów człowieka, bo chrześcijanin wie, że siła wiary może przenosić góry.