Gadu, gadu, a entuzjazm stygnie

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 41/2005

publikacja 11.10.2005 21:37

W biznesie i polityce wciąż pojawiają się cudowne dzieci, które w szkole podstawowej umiały tyle samo co po czterdziestce, za to nieustająco zarządzają i przewodzą.

Maciej Sablik Maciej Sablik

Coraz mniej rozumiem z polityki i zapewne ta uświadomiona ignorancja jest przyczyną mojego zażenowania obrazami z pierwszych kontaktów obu zwycięskich partii. Zażenowania, ale i radości, a dokładniej – rozbawienia. Podobnie jak na polityce, nie znam się też na kolarstwie torowym, choć i tam śmieszy mnie element zwany stójką: najpierw się ścigają, a potem nagle stają na rowerach, usiłując utrzymać równowagę, wreszcie jeden nie wytrzymuje i rusza. Zazwyczaj przegrywa, bo ten goniący jest w lepszej sytuacji – taki jest mechanizm tego sportu. Może taki jest również mechanizm polityki? A może państwo politycy przesiądą się z foteli na rowery; byłoby to bardziej emocjonujące od adaptacji spektaklu komisji śledczej, który z samym tylko Rokitą, za to bez Ziobry, a zwłaszcza Rywina w tle, już nie jest tak udany.

Dopóki jeszcze w pysze swojej sądziłem, że coś wiem o polityce, to zdawało mi się, że państwo zwycięzcy i wicezwycięzcy rzucą się w wir budowy IV RP. Lecz Polska nie zając, nie ucieknie, więc można jeszcze trochę podyskutować. Część elektoratu zaczyna się czuć nieswojo wobec tych publicznych swarów. Porównałbym to do uczuć dzieci, przysłuchujących się mimo woli kłótni rodziców. Porównanie to jednak jest błędne, bo na szczęście posłowie PiS i PO nie są naszymi rodzicami, więc jak nas będą nużyć, to ich zmienimy. Być może na młodszych kolegów z tych samych ugrupowań – dla pokolenia, które teraz przeciąga strunę, to już ostatnia szansa na samorealizację i pewnie dlatego kombinują, jak koń pod górę. Następne pokolenie będzie do władzy przygotowane dużo lepiej, bo coraz większa jego część uczy się i studiuje.

Nie należy co prawda mniemać, że od samej liczby studentów przybędzie w Polsce kompetentnych przywódców, ale wraz ze wszystkimi szansę uzyskują również zdolni. Byle tylko powstały mechanizmy pozwalające im tę szansę wykorzystać. Dotychczas bowiem – w karykaturalnym skrócie – bywało i tak, że absolwentka Fakultetu Sekretarzowania nawet po uzyskaniu habilitacji mogła liczyć jedynie na posadę asystentki u faceta, który ukończył profilowane gimnazjum ze specjalnościami „szef firmy” i „lider partii”. Oczywiście takie gimnazja nie istnieją, ale tak się jakoś dziwnie składa, że w biznesie i polityce wciąż pojawiają się cudowne dzieci, które w szkole podstawowej umiały tyle samo co po czterdziestce, za to nieustająco piastują, zarządzają i przewodzą. Czy to gen prezesowania, czy raczej nowotwór systemu? Aby ufnie patrzeć w przyszłość, załóżmy, że to jest uleczalne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.