Kraina wiecznie kolorowa

Franciszek Kucharczak

|

GN 51-52/2022

publikacja 22.12.2022 00:00

Naturalna u ludzi potrzeba estetyki w tej wsi znajduje swój wyjątkowo atrakcyjny wyraz.

Zalipie to wieś, która zasłynęła  ze zwyczaju ozdabiania domów kwiecistymi malunkami. Tradycja  ta rozwinęła się pod koniec XIX wieku. Od lat 40. XX wieku zalipiańskie malunki przynoszą miejscowości wielką popularność w Polsce i poza nią. Zalipie to wieś, która zasłynęła ze zwyczaju ozdabiania domów kwiecistymi malunkami. Tradycja ta rozwinęła się pod koniec XIX wieku. Od lat 40. XX wieku zalipiańskie malunki przynoszą miejscowości wielką popularność w Polsce i poza nią.
Roman Koszowski /foto gość

– Z tego powodu, dla rozjaśnienia, kobiety zdobiły ściany takimi plamami – wyjaśnia Wanda Racia, wskazując fragment ściany, do której przylega piec. Rzeczywiście, na czarnym tle widnieją białe „packi” (tak zresztą je nazywano), przypominające kształtem pąki kwiatów. – Tak się robiło nad piecem albo na ścianach. I z tego zaczęły powstawać pierwsze motywy kwiatowe – tłumaczy.

Jedziemy po zaśnieżonych szosach na północ od Tarnowa. Atak zimy sprawił, że wszystko stało się tu czarno-białe. Słońce schowało się za grubą zasłoną chmur, jeśli więc coś nie bije po oczach bielą śniegu, to najczęściej wpada w odcienie szarości. Ale jest wyjątek: Zalipie. Ta wieś jest kolorowa niezależnie od pory roku. Wszędzie kwiaty: na ścianach domów, na przydrożnym krzyżu, na studniach, na stodołach i wiatach, na pszczelich ulach, a nawet na psich budach. To samo we wnętrzach niektórych domów. Malują je tu ludzie z zapamiętaniem, niekiedy zmieniając kwietny „asortyment” każdego roku. Uroczo to wygląda.

Skąd się to wzięło?

Zalipiańska tradycja malowania domów i obejść sięga XIX wieku, kiedy wraz z zanikiem kurnych chat w chłopskich domach zaczęto budować piece. Ponieważ często nie było w nich komina, dym wydostawał się przez otwór w suficie, to zaś sprawiało, że wnętrza były mocno okopcone.

Stoimy w domu Felicji Curyłowej, wybitnej malarki zalipiańskiej, a zarazem babci pani Wandy. To pani Felicja zainspirowała zalipian do zdobienia swoich domów malowanymi kompozycjami kwiatowymi, wpłynęła na ich styl i przyczyniła się do rozsławienia wsi nie tylko w Polsce. Talent i zapał odziedziczyła po niej i po swojej matce także wnuczka, która kontynuuje artystyczne tradycje.

Właścicielka domu zdradzała malarskie inklinacje od dzieciństwa. Jej wnuczka kieruje naszą uwagę na czarny sufit z białymi ornamentami. Felicja namalowała je w 1913 roku, gdy miała 10 lat. Zrobiła to dostępnymi jej wtedy barwnikami – wapnem i sadzą. – Ten sufit jest teraz odtwarzany w taki sam sposób, w jaki namalowała go ona – zaznacza przewodniczka.

W latach czterdziestych minionego wieku mieszkańcy Zalipia zaczęli malować farbami kolorowymi. Jak się dowiadujemy, były to farby proszkowe, rozrabiane na mleku z dodatkiem białka. Do malowania stosowano pędzle zrobione z patyków wierzbowych z ubitymi młotkiem i rozszczepionymi ręcznie końcówkami. Malowano nimi plamy, które miały imitować kwiaty, a do cieniowania używano włosia z końskiego ogona.

Wchodzimy do „izby czarnej”. W tym pomieszczeniu toczyło się życie rodziny, tu się gotowało, jadło, spało. Stojący tu piec służył zarówno do gotowania, jak i do ogrzewania domu. Wydobywający się z niego dym sprawiał, że izba była czarna nie tylko z nazwy. Malowane kwiaty stały się sposobem na poprawienie wyglądu domostwa. Pani Curyłowa zdobiła nimi ściany, ale też piec, sufit i niektóre sprzęty. Haftowała kwiaty także na tkaninach. Sama uszyła sobie i wyhaftowała strój ludowy w zalipiańskie kwiaty. Można go zobaczyć na manekinie po przeciwnej stronie sieni, w „izbie białej”, zwanej czasem paradną. Tu przyjmowało się tylko ważnych gości, na przykład księdza po kolędzie. Tu było zawsze posprzątane, a członkowie rodziny zasadniczo mieli tam zakaz wstępu. W tej izbie widzimy obok wszechobecnych malowideł z kompozycjami kwiatowymi sporo rękodzieła wykonanego przez gospodynię. Na ścianie nad łóżkiem uwagę zwraca godło Polski – orzeł z szyszkowych łusek – które pani Felicja wykonała w latach dwudziestych, a więc krótko po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości.

Duma pani Stefanii

W 1974 roku Felicja Curyłowa zmarła, a po czterech latach jej gospodarstwo stało się filią Muzeum Etnograficznego, Oddziału Muzeum Okręgowego w Tarnowie. W domu nic nie zmieniono, wszystko jest tu oryginalne. Pewne elementy odtworzono pod nadzorem konserwatora w taki sam sposób, w jaki były wykonane pierwotnie. – Nie mogła tego robić obca osoba, tylko ja, mogła mi też pomagać moja córka. Bo każda rodzina ma swój styl. Dlatego tu było mi bardzo łatwo odtwarzać te malowidła – tłumaczy Wanda Racia.

Zupełnie inaczej było w przeniesionym na teren muzealnej zagrody domu Stefanii Łączyńskiej, znakomitej zalipiańskiej malarki i poetki. Pani Stefania malowała w innym stylu. Jej ornamentyka roślinna jest drobniejsza, delikatna i skupiona na detalach. Dotyczyło to zresztą także ozdób wykonywanych z papieru, folii aluminiowej, sznurka czy słomy. Podobnie jak jej starsza koleżanka była pasjonatką. „Stefania Łączyńska malowała na każdej powierzchni, w tej zagrodzie pomalowane było dosłownie wszystko, począwszy od ścian wewnątrz i na zewnątrz domu, ale również pnie drzew w ogrodzie i budynki gospodarcze” – czytamy na planszy informacyjnej umieszczonej w jej domu. Dowiadujemy się, że najchętniej pozowała turystom na tle kolorowej studni, „dumna ze swojego kolorowego gospodarstwa”. Studnię tę – a dokładniej górną jej część – także przeniesiono na teren muzeum.

Na jego obszarze znajduje się dziś również chata „biedniacka” z 1890 roku, nakryta strzechą, jednoizbowa, z klepiskiem zamiast podłogi i ze stajnią, będącą częścią i tak niewielkiego budynku. Tu także są motywy kwiatowe, ale jedynie na zewnątrz budynku.

– Od 1948 roku odbywa się w Zalipiu co roku po Bożym Ciele konkurs na malowane domy. Dotyczy to zarówno elewacji, jak i wnętrz. Etnografowie oceniają te malowidła, a potem panie zdrapują to malowanie i malują na nowo. Dzięki temu co roku mamy co innego – uśmiecha się pani Wanda.

Kościół w kwiatach

Po opuszczeniu Zagrody Felicji Curyłowej jedziemy do kościoła parafialnego, mijając po drodze bajecznie kolorowe domy. Ornamenty kwiatowe zdobią tu ściany domów, a niekiedy także wszystko, na czym da się malować. Niektóre posesje mają swoje oryginalne nazwy. Jest „Zagroda wspomnień po Janinie Boduch”, jest „Malowany Miś”, czyli zagroda Bogusławy Miś, jest „Kolorowy ul” – zagroda u Haliny Lelek. I wiele innych. Do konkursu corocznie zgłasza się tu około 50 zdobionych zagród.

Zatrzymujemy się przy Domu Malarek. Mieści się tu ośrodek pracy twórczej, a także Gminny Ośrodek Kultury, w którym kultywuje się tradycję malowanek zalipiańskich i wspiera się amatorski ruch artystyczny. Organizowane są tu m.in. warsztaty plastyczne, można też kupić zdobiony zalipiańskimi ornamentami upominek, a także zobaczyć wystawę fotograficzną, dokumentującą malowane zagrody. Oczywiście gdzie jak gdzie, ale tu malowanki zalipiańskie są wszędzie – na zewnątrz i wewnątrz, w tym na stojących w głębi placu ulach.

Do zalipiańskiej tradycji malarskiej nawiązuje także wystrój tutejszego parafialnego kościoła pw. św. Józefa. Jego wnętrze zdobią motywy kwiatowe, wykonane w 1966 roku przez zalipiańskie malarki według projektu tarnowskiego artysty Józefa Szuszkiewicza. Już przy wejściu uwagę zwraca wiszący na ścianie przedsionka duży krucyfiks – także w otoczeniu motywów kwiatowych.

Szczególne miejsce poświęcono lokalnej tradycji w znajdującej się z tyłu świątyni kaplicy św. Błażeja. W tym pomieszczeniu niemal całą płaską przestrzeń zajmują malowane kwietne kompozycje, włącznie z podstawą ołtarza. Zalipiański styl widać także w haftach na obrusie, którym przykryto ołtarz. Motywy kwiatowe zdobią również wyeksponowane z boku szaty liturgiczne, w tym ornaty i kapy, wyszywane między innymi przez Felicję Curyłową.

Zalipie słusznie cieszy się swoją sławą. Nie chodzi tylko o artystyczną wartość eksponowanej tu sztuki ludowej. Ważny jest także komunikat, który powinien stać się inspiracją dla wszystkich: nawet jeśli żyjesz skromnie, możesz żyć pięknie. Bo każda przestrzeń, w jakiej żyje człowiek, może zostać wzbogacona przez jego twórczy geniusz. Trzeba go tylko uruchomić. A to rzecz bardzo cenna – tworząc, stajemy się podobni do naszego Stwórcy. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.