Kryzys wzrostu

Franciszek Kucharczak

|

GN 51-52/2022

publikacja 22.12.2022 00:00

Rok, który właśnie żegnamy, był kolejnym z tych, które nie oszczędziły nam, katolikom, bólu. Kościół wciąż mierzy się z długo skrywaną prawdą o grzechach swoich nieraz bardzo ważnych członków. Między innymi z tego powodu jest nas mniej, ale też zmienia się nasze myślenie o Kościele i rozumienie naszego w nim miejsca. I to akurat może być dobra wiadomość.

Problemy, jakie przeżywa Kościół, mimo trudności zbliżają go – a zatem i nas – do prawdy. A to znaczy, że jesteśmy też bliżej tego, który jest Prawdą. Problemy, jakie przeżywa Kościół, mimo trudności zbliżają go – a zatem i nas – do prawdy. A to znaczy, że jesteśmy też bliżej tego, który jest Prawdą.
KS. WŁODZIMIERZ PIĘTKA /FOTO GOŚĆ

Kiedy na powitanie 2022 roku strzelały korki od szampana, powoli wygasała pandemia koronawirusa. Po niespełna dwóch latach stopniowo wracała swoboda wykonywania praktyk religijnych. Mogliśmy się wreszcie policzyć i stwierdzić, jak podziałał tak długi czas trwania restrykcji, bezprecedensowych, bo w istotny sposób ingerujących w sprawowanie kultu. W czym i jak się to odcisnęło na życiu samego Kościoła? Od dawna już prognozowano, że do świątyń nie wróci nas tylu, ilu było przed pandemią. Argumentowano, że długotrwała dyspensa od obowiązku uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. skłoni wielu wiernych do „religijności online”, a ostatecznie do rezygnacji z praktyk religijnych w ogóle.

Czy tak się stało? Nie ma jeszcze pełnych danych statystycznych, jednak wielu proboszczów potwierdza, że w kościołach ubyło wiernych. Trudno jednoznacznie stwierdzić, na ile należy przypisać to pandemii, a na ile trwającemu wciąż kryzysowi wizerunkowemu Kościoła. Rok 2022 był bowiem kolejnym etapem bolesnego mierzenia się z nierozliczoną do końca przeszłością. Wciąż z kościelnych szaf wypadają nowe trupy, głównie w postaci duchownych, którzy byli sprawcami przestępstw, i tych, którzy nie reagowali bądź reagowali za słabo. Zarzuty o sprawstwo i zaniedbania nie ominęły tak szacownych instytucji jak zakony o wielkiej i znakomitej tradycji, dominikanów i jezuitów.

Rzecz jasna kolejne wiadomości o skandalach wywołują u wierzących ból. Zarazem coraz jaśniej dociera do nas świadomość, że strategia wyciszania ciemnych spraw „dla dobra Kościoła” była w istocie dalszym krzywdzeniem ofiar, a przez to szkodzeniem Kościołowi. Prawdą jest, że do ujawnienia nieprawidłowości w dużej mierze, jak w poprzednich latach, przyczyniły się publikacje prasowe i telewizyjne. Jakimi motywami kierują się ich autorzy – to osobna kwestia. Najistotniejsze są fakty. To kryterium powinno nam także towarzyszyć przy ocenie publikacji Marcina Gutowskiego. Wyemitowany jesienią na antenie TVN cykl reportaży tego autora pt. „Bielmo”, a także książka o tym samym tytule wywołały gorącą dyskusję na temat odpowiedzialności św. Jana Pawła II za rzekome tuszowanie przestępstw pedofilii wśród duchownych. Publikacje te, niepozbawione tendencyjności, w istocie stawiają więcej pytań, niż dają odpowiedzi, co wpływa nie tylko na odbiór i interpretację historycznej prawdy, lecz przede wszystkim zaburza słuszną jej ocenę. W środowiskach nieprzychylnych Kościołowi zapanowało przekonanie, że wina papieża z Polski została udowodniona, i ten przekaz w tendencyjny sposób – wbrew faktom – powielano. Poskutkowało to m.in. skandalicznymi wypowiedziami niektórych polityków i samorządowców o „ofiarach Jana Pawła II” lub apelami o odebranie mu patronatów i tytułów honorowych. Takie stawianie sprawy utrudnia rzetelne poszukiwanie prawdy, a w atmosferze starcia trwa jedynie okopywanie się na swoich pozycjach, bez szans na spokojne poznawanie faktów i sprawiedliwy ich osąd. Sprawa ta mocno poruszyła środowisko katolickie w Polsce.

Uspokojeniu nastrojów nie służy też chaos doktrynalny, jaki ujawnia się w pracach niemieckiej Drogi Synodalnej. Postulaty, jakie stamtąd płyną, nie mają nic wspólnego z wiernością nauczaniu Kościoła. Ponieważ niemiecki eksperyment schodzi się w czasie z trwającym w Kościele powszechnym Synodem o synodalności, wielu ma trudności w odróżnieniu jednego od drugiego. Pogłębia to atmosferę nieufności wobec Kościoła i skłonność do wierzenia nieposłusznym duchownym, którzy mimo suspensy prowadzą swoją buntowniczą działalność.

Przedstawiona tu subiektywna ocena istotnych wydarzeń mijającego roku w Kościele nie wydaje się optymistyczna. Zauważyć jednak wypada, że Bogu nic się nie wymyka. Jak nie wymknął się Mu koronawirus, tak też nie traci kontroli nad Kościołem. Każdy kryzys, który Bóg dopuszcza, wymusza konfrontację z prawdą, a ta zawsze ostatecznie wyzwala i prowadzi do wzrostu. Wielokrotnie bywało tak w historii Kościoła, tak będzie i tym razem. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.