Wpatrzeni w Niño Jesús

ks. Rafał Bogacki

|

GN 51-52/2022

publikacja 22.12.2022 00:00

Wizja wcielenia i narodzenia Bożego, która wyłania się z rozważań zaproponowanych przez Ignacego z Loyoli, nie pozostawia człowieka obojętnym. Bóg w tajemnicy przyjścia Jezusa porusza serce i budzi w nim wielkie pragnienia.

Św. Ignacy Loyola, założyciel zakonu jezuitów, był jednym z największych myślicieli w dziejach Kościoła. Św. Ignacy Loyola, założyciel zakonu jezuitów, był jednym z największych myślicieli w dziejach Kościoła.
peter paul rubens, „św. Ignacy loyola”, Norton Simon Museum, Pasadena, USA / /wikimedia

Święty Ignacy z Loyoli pisał: „Widzieć osoby wzrokiem wyobraźni, rozważając i kontemplując w szczególności to, co ich dotyczy. Słuchać uszami wyobraźni, co mówią lub co mówić mogą. (…) Wąchać i smakować zmysłem węchu i smaku w wyobraźni nieskończoną słodycz i łagodność Bóstwa, duszy i jej cnót, i innych rzeczy wedle okoliczności osoby, którą się kontempluje”. Tych kilka rad odnosi się do zaangażowania w modlitwie kontemplacyjnej. Zaleca je mistyk, który twardo stąpał po ziemi. Od momentu nawrócenia doświadczył wielu Bożych nawiedzeń. Bóg odsłonił przed nim wiele tajemnic, także tych dotyczących swojego wewnętrznego życia. Kościół zaś, po wielu próbach, zatwierdził opracowaną przez niego metodę ćwiczeń. Spojrzenie Ignacego oraz jednego z jego wychowanków – Piotra Fabera – na tajemnicę wcielenia i narodzenia Bożego jest szczególnie pożyteczne.

Bóg patrzy na świat

Duchowość, którą propagował Ignacy, wyrasta z przekonania, że Bóg angażuje się w świat, spogląda na dzieje i wkracza w wydarzenia. Stwórca nie jest biernym obserwatorem rzeczywistości. Współczuje ludziom i angażuje się w życie tych, którzy hojnie odpowiadają na Jego miłość. Dlatego na początku drugiego tygodnia „Ćwiczeń duchownych” Ignacy proponuje kontemplację prawdy o wcieleniu. Wzrok modlącego się skierowany ma być na Trójcę, „trzy Osoby Boskie, które spoglądają na całą powierzchnię i obszar całego świata pełnego ludzi”. Obraz, który może wydawać się nieco abstrakcyjny, ukonkretnia się wraz z kolejnymi punktami kontemplacji. Modlący się ma „widzieć wielki obszar i okrąg świata, na którym mieszkają tak liczne i tak różne ludy”. To realne wskazówki, nie chodzi bowiem o „bujanie w obłokach” czy intelektualne dociekania. Istotne jest to, aby widziany oczyma wyobraźni świat był prawdziwy. Jest to zatem świat konfliktów i wojen, tajemnicy nieprawości, której kresem w życiu jednostki może stać się wieczne potępienie. W wielkim „obszarze i okręgu świata” jest miejsce na wszystko to, co wydarza się w życiu człowieka stającego do modlitwy. Cała jego osobista historia. Spojrzenie Boga obejmuje bowiem wszystko. „Potem – zaleca święty – należy podobnie widzieć szczegółowo dom i izbę Pani naszej w mieście Nazaret, w prowincji Galilei”.

Wszystkie te wskazówki mają jeden cel – odkrycie zamiarów Boga, który pragnąc zbawić świat, szuka współpracowników. Chodzi zatem o przejęcie się tym, że sięgająca poza horyzont historii inicjatywa Boga, Jego wewnętrzny dialog i jego skutek – zwiastowanie miały miejsce nie tylko po to, by zawrócić ludzkość z drogi zmierzającej ku zagładzie. Ta prawda, przeżyta na modlitwie, prowadzi do przejmującego odkrycia – Bóg zrobił to wszystko „dla mnie”.

Czy nie jest to zbyt subiektywna wizja, nastawiona na przeżycia, akcentująca wewnętrzne doświadczenie? Nic bardziej mylnego. To szansa, by wyjść z pozycji biernego obserwatora, widza, który stoi poza sytuacją. Trzeba być obecnym wewnątrz ewangelicznej sceny, wejść w nią całym sobą i w ten sposób otworzyć się na działanie łaski.

Rozważanie tajemnicy wcielenia wciąż trwa. „Uwaga skupia się na konsekwencji Wcielenia – dzieciństwie, które musi się stać dla modlącego się rzeczywiste, osobiście go dotknąć, jeśli ma on być wdzięczny za to, czym jest Wcielenie. To, że Słowo stało się człowiekiem, oznacza, że Słowo stało się dzieckiem” – pisze Michael Ivens, jezuita, w swoim „Przewodniku po Ćwiczeniach duchowych”. Chodzi zatem o smakowanie wydarzeń, które porusza serce i prowadzi do zaangażowania.

Niño Jesús

„Widzieć osoby, a mianowicie Panią naszą i Józefa, i służącą, i Dzieciątko Jezus po Jego narodzeniu” – pisze Ignacy, wprowadzając do kolejnego rozważania poświęconego tajemnicy narodzenia Jezusa. Niño Jesús – Dziecię Jezus i warunki, w jakich przyszło na świat, mają być widziane z całym realizmem. Święty zaleca, aby „patrzeć, zwracać uwagę i kontemplować to, co mówią osoby, a wszedłszy w siebie pożytek z tego jakiś wyciągnąć”. Ważny jest każdy szczegół. Trzeba patrzeć „na miejsce, czyli na grotę narodzenia, czy jest obszerna, czy szczupła, czy niska, czy wysoka, i jak jest urządzona”. I nie jest istotne to, że wiele z tych szczegółów okrywa zasłona tajemnicy – służącej najprawdopodobniej nie było, a rozmiary groty trudno dziś ustalić. Ignacy kładzie akcent na coś innego – na wejście w siebie, przeżycie własnej obecności w scenie ewangelicznej i odkrycie, że to, co stało się w Betlejem, dotyczy każdego osobiście, w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa. „W takich okolicznościach kontemplujący tę scenę dostrzega pierwsze kroki zstępującej podróży miłości, która zaczyna się w sercu Trójcy, a dopełni się na krzyżu” – pisze Michael Ivens, wskazując, że kolejny etap stanowi rozważanie dotyczące zwyczajnego życia rodziny Jezusa, ze wszystkimi Jego trudami i niepewnymi warunkami.

Kontemplacja ewangelicznych wydarzeń ma prowadzić do przejęcia się ubóstwem i pokorą, które przyjął na siebie Syn Boga. Nie jest zatem fantazjowaniem czy uciekaniem w świat marzeń. Zaangażowanie wyobraźni, uczuć i woli ma prowadzić do poznania i pokochania Jezusa, decyzji pójścia za Nim nawet wówczas, gdy to kosztuje. Chodzi więc o doświadczenie Boga, wypełnienie serca tajemnicą obecności i otwieranie się na tchnienie Ducha. A On, przechodząc przez dusze, pozostawia w niej swoje ślady.

Obudzone pragnienia

Moguncja, 25 grudnia 1542 roku. Piotr Faber po raz drugi pełni posługę w Niemczech w zdewastowanym przez reformę protestancką katolickim środowisku. Ubolewa nad tym, że w wielu miastach, z powodu przyłączenia się części duchowieństwa do reformatorów, ludzie pozbawieni są opieki duszpasterskiej. Ale widzi pewne znaki nadziei. Katolicy, początkowo nieufni i zamknięci, z czasem przyjmują pochodzącego z zagranicy misjonarza. Faber jest przekonany, że nawrócenie księży i dawanie „Ćwiczeń duchownych” jest jedyną drogą do zatrzymania nurtów reformacyjnych.

W nocy z 24 na 25 grudnia przeżywa coś, co odmienia jego spojrzenie. „Pragnąłem z całego serca narodzić się z Boga” – notuje w swoim „Dzienniku duchowym”. „Pragnąłem również z pełną świadomością i całym sercem, by tej nocy narodziły się dobre i obfite środki zaradcze przeciw temu wszystkiemu, co złe w naszych czasach”. Tajemnica Bożego narodzenia, którą Piotr kontemplował wielokrotnie, obudziła w nim wolę odnowy w Kościele i świecie: „Pragnąłem również gorąco narodzić się odtąd dla wszystkich dobrych uczynków podejmowanych dla mojego zbawienia, na chwałę Bożą i dla dobra bliźniego”. Obcowanie z tą tajemnicą doprowadziło Piotra do odkrycia wielkich pragnień. Był pewien, że ich realizacja jest możliwa i stanowi kolejny etap jego duchowego rozwoju. Studiując w Paryżu, odprawił rekolekcje u Ignacego, z którym dzielił jeden pokój przez pięć lat. Wkrótce stał się założycielem i pierwszym wyświęconym kapłanem nowego zakonu – Towarzystwa Jezusowego. Wiedział, że wewnętrzna reforma własnego życia jest zadaniem na całe życie. Równie ważnym, a może nawet ważniejszym niż konieczna odnowa Kościoła i świata.

Między oschłością i miłością

Zgodnie ze zwyczajem w bożonarodzeniową noc 1542 roku Faber odprawił trzy Msze Święte. Intencja każdej z nich dotyczyła „narodzin”. „Pierwszą Mszę o północy celebrowałem w katedrze i ofiarowałem ją za nasze Towarzystwo. Pragnąłem dla niego z całego serca narodzin pośród dobrych uczynków świętości i sprawiedliwości przed Bogiem i żeby każdy z jego członków narodził się dla całego świata”. Drugą Mszę Piotr ofiarował za biskupa miasta, aby „zrodził się w nim cały wachlarz dóbr duchowych”. Trzecią poprzedził rozmyślaniem „o uroczystym porodzie Najświętszej Dziewicy”, a podczas Mszy prosił, „by zrodziło się rozwiązanie problemów w tych tak nieszczęsnych czasach, czyli o pokój między książętami chrześcijańskimi, o usunięcie herezji i o wszystkie powszechnie potrzebna dobra”. Następnie opisał przemianę, która dokonała się w jego wnętrzu w tych dniach.

Duchową oschłość zna wielu, także mistycy, którzy podpowiadają, w jaki sposób ją przetrwać. „Podczas pierwszej Mszy czułem się oziębły przed Komunią i przykro mi było, że nie mogę dysponować bardziej odpowiednim mieszkaniem na przyjęcie Pana” – pisze Faber. „Otrzymałem wtedy dosyć jasne natchnienie i wewnętrzne uczucie pobożności”. Piotr zrozumiał, że pomiędzy przyjęciem Komunii, które miało miejsce w nocy, a warunkami, w jakich Zbawiciel przyszedł na świat, istnieje ścisła zależność. Odkrył też coś, co wywołało w nim wstrząs – gdyby był pełen uczuć, gorliwości i zapału, zakryłby człowieczeństwo Jezusa i w pewnym sensie zafałszował tajemnicę Jego narodzenia. Skupiając się na sobie, nie rozpoznałby daru ubóstwa, nierozerwalnie związanego z Bożym sposobem przychodzenia na świat. Owocem Eucharystii była subtelna pociecha. „Powinien mniej myśleć o sobie, o swoim sposobie przyjmowania Pana, a bardziej o zachowaniu i miłości Pana, który przychodzi” – komentuje ojciec Bogusław Steczek, tłumacz duchowego dziennika Fabera.

Dwie stopy – bojaźń i miłość

„Myślę, że w tych dniach Bożego Narodzenia osiągnąłem coś dobrego, co ma związek z moim narodzeniem duchowym: pragnąć szukać starannie znaków mojej miłości do Chrystusa i do Jego spraw, by dojść następnie do tego, by myśleć i pragnąć, mówić i czynić lepiej to, czego pragnie Bóg. Dotychczas pragnąłem doświadczać tych uczuć, które dawały mi zrozumienie, co znaczy być kochanym przez Boga i Jego świętych. Szukałem przede wszystkim zrozumienia tego, jak mnie widzą. Nie jest to złe. […] Istnieje określony czas, kiedy Bóg domaga się od nas, byśmy przede wszystkim nie chcieli i nie szukali tego, by być kochanymi przez Boga, ale żeby naszym pierwszym zatroskaniem było kochać Go”.

Pragnienie „nowych narodzin”, o których wspominał Piotr Faber, stało się czymś namacalnym. Rozważanie tajemnic wcielenia i narodzenia Bożego, zgodnie ze wskazówkami swego mistrza Ignacego, stało się dla Fabera procesem dojrzewania miłości, szukaniem tego, co podoba się Bogu. „Niechaj Pan da mnie i wszystkim dwie stopy, dzięki którym podejmiemy drogę do Boga: prawdziwą bojaźń i prawdziwą miłość. Dotąd miałem wrażenie, że bojaźń jest prawą, a miłość lewą stopą. Teraz pragnę, by miłość była prawą stopą, a bojaźń lewą i mniej ważną”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.